[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Szukam.  W rzeczy samej.
W czasie gdy Gullet rozmawiał z Miller, kucnęłam, aby lepiej przyjrzeć się głowie. Z
sobie tylko znanych powodów dołączył do mnie pies Gulleta. Nie ma mowy, żebym ścierpiała
psa na miejscu zbrodni, ale to był dzidziuś Gulleta. Wiedziałam, że lepiej nie zaczepiać
szeryfa twardziela.
Naciągnęłam rękawiczkę na prawą dłoń i zaczęłam notować w głowie. Pozostało trochę
włosów. Kość zbielała od słońca, ale barwa była delikatnie zróżnicowana tam, gdzie korzonki
przywarły do powierzchni. Małe żuki wciąż przemierzały krajobraz pustych rysów.
Jednym palcem delikatnie przetoczyłam czaszkę.
Skrawki tkanki przywarły do lewego policzka i skroni, gleba przylgnęła, tworząc siatkę
cętek. Jedno oko pozostało, czarna rodzyna w oczodole pełnym brudu i mchu.
Pozwoliłam czaszce powrócić na miejsce, w tym samym czasie samotna chmura
przesłoniła słońce. Dzień przyciemniał, a temperatura spadła. Poczułam chłód. Gapiłam się na
szczątki wszechogarniającej desperacji.
Powróciłam do ciała i przyjrzałam się glebie bezpośrednio pod stopami. Brak owadów,
ale oskórki* [oskórek  chitynowy pancerz, będący zewnętrznym szkieletem pokrywającym ciało owada przeobrażając
się, owad zrzuca oskórek (przyp. red.)] poczwarek potwierdzały ich wcześniejszą obecność.
Wyciągnęłam plastikową fiolkę z torby i zebrałam próbkę.
Obserwował mnie pies Gulleta, język zwisał mu z boku pyska.
 Nie ma szczęki.  Powrócił Gullet.
Wyprostowałam się.
 A może przeczesać las.
Gullet poszedł wydać stosowne rozkazy, a ja kontynuowałam zbieranie szczegółowych
danych.
Brak odchodów zwierzęcych. Os, much, żuków, mrówek. Nacięcia na pniu, otarcia na
kończynach. Lina wystrzępiona na końcach. Supeł pętli z tyłu szyi.
 Miller chce wiedzieć, ile pani jeszcze potrzebuje czasu.
 Skończyłam  powiedziałam.
Gullet zrobił w powietrzu pętlę ręką i huknął.
 Kończymy.
Miller uniosła kciuki i przeszła w kierunku miejsca, z którego weszliśmy na polanę.
Powiedziała coś jednemu z obserwatorów. Mężczyzna zniknął.
Z pomocą innego przyciągnęła wózek z noszami do drzewa. Następnie rozpięła klamry i
opuściła paski zabezpieczające po bokach, odpięła worek na zwłoki i odgięła patkę.
Pierwszy obserwator dołączył do nas ze składaną drabiną. Gullet gestem pokazał mu, aby
się wspiął na drzewo.
Rozstawiwszy drabinę tak szeroko, jak tylko się dało, mężczyzna wszedł po szczeblach,
złapał równowagę, wspierając się ramionami, i usiadł okrakiem na gałęzi. Gullet przesunął
się, by móc go dobrze widzieć.
Reszta przyglądała się w ciszy z oddali, ich wzrok przyklejony był do ciała.
Miller podała do góry parę sekatorów z długimi uchwytami. Potem wraz z pomocnikiem
ustawiła odpowiednio wózek, ostrożnie umieściła nogę ofiary w jednym końcu worka i
uniosła drugi koniec, tak aby był równoległy w stosunku do wiszącego ciała. Jak najbliżej.
Człowiek siedzący na drzewie spojrzał pytającym wzrokiem na Gulleta.
 Tnij.  Twarz Gulleta miała neutralny wyraz.  Delikatnie.
 Jak najdalej od supła  powiedziałam. Człowiek na gałęzi zgiął się w przód, uchwycił
linę pomiędzy krótkie ostrza i zwarł uchwyty.
Dałam krok do przodu, przygotowana, aby nakierować ciało na worek.
Za drugim podejściem sekator odciął linę.
Miller uniosła koniec worka, w czasie gdy pomocnik opuścił swój. Trzymałam ręce w
górze, chroniąc ciało przed wyślizgnięciem się w moim kierunku.
Wskoczyło wreszcie we właściwe miejsce. Pocąc się i odchrząkując, para położyła worek
na wózek.
 Robiliście to już kiedyś?  zapytałam.
Miller skinęła i starła pot z twarzy przedramieniem.
Odeszła, aby zebrać głowę i kości nóg, Gullet zaś zaczął szukać dowodu w ubraniach.
Nic w spodniach. Nic w koszuli.
Wtem:  O!
Gullet wyciągnął portfel z jednej z kieszeni kurtki. Skóra uległa zniszczeniu z powodu
rozkładu ubrania.
Za pomocą paznokcia kciuka odkleił wierzchnią część. Wnętrze portfela było
przemoczone i zakrzepnięte.
Tym samym paznokciem szeryf zeskrobał brud z powierzchni plastikowej przegródki.
Jego policzki drgnęły odrobinę.
 No, no.
Rozdział 10
Prawo jazdy wydane przez stan Karoliny Północnej.  Gullet poskrobał plastik jeszcze
trochę, podniósł okulary słoneczne na głowę i przechylił portfel na boki.
 W żadnym razie ten biedaczyna nie jest Matthew Summerfieldem.  Gullet rzucił
portfelem w Miller.
Podwładna koronera odgięła plastik w taki sam sposób, jak szeryf.
 Na to wygląda.  Miller podała mi portfel.  Za mały druk dla tych starych oczu.
Chociaż zdjęcie było bardzo zniszczone, to mężczyzna najwyrazniej nie był młodym
chłopakiem. Miał kluchowatą twarz, okulary w czarnych oprawkach i rzadkie włosy ułożone
na zaczeskę. Wytężyłam wzrok, aby odcyfrować druk na prawo od zdjęcia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl