[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uczucie zdenerwowania w żołądku. Niedbałe zbliżanie się wrogów wskazywało na ich niezwykłą
pewność siebie. Czy był bliski spotkania niszczycieli Kleindorfu?
Zaczął odczuwać dziwną ochotę ruszenia w kierunku hałasu, aby go zbadać, a nie stać tu nad
ogniem jak owca czekająca na rzez. Wykonał dla uspokojenia kilka próbnych machnięć swoim
mieczem. Broń zasyczała przecinając powietrze. Runy na ostrzu pojaśniały, jakby w oczekiwaniu na
zbliżającą się walkę. Rozluznienie mięśni i gotowość zaklętego oręża o smoczej rękojeści odrobinę
uspokoiło Felixa. Na jego ustach pojawił się uśmiech. Jeśli ma tu zginąć, nie tylko on umrze.
Pewność siebie Felixa zniknęła, gdy wśród lasu rozbrzmiało echo chóru porykiwań
dobywających się triumfalnie z niemal tuzina zwierzęcych gardzieli. W mroku przed świtem brzmiały
jak odbicie jego koszmarów. One tam były - istoty, przed którymi nie chciał stawać. Felix pragnął
rzucić swój miecz i uciec. Siły uciekły z niego niczym wino wylewające się z przewróconego
kielicha. Kat zapiszczała za nim i usłyszał dzwięk cichego ruchu, gdy skradała się szukając kryjówki.
- Spokojnie, człeczyno. Robią to, by przestraszyć swoich przeciwników. Osłabić ich i zabić. Nie
pozwól, by zapanował nad tobą twój strach.
Opanowany dudniący głos Gotreka działał uspokajająco, ale Felix nie mógł powstrzymać się od
myślenia, że cokolwiek się wydarzy, będzie to rzecz oczekiwana przez Zabójcę. Zniszczy swoich
wrogów, albo, co bardziej prawdopodobne, znajdzie swoją heroiczną śmierć. Felix zastanawiał się,
czy przypadkiem nie należało wskazać, że jeśli on sam nie przetrwa, wówczas nikt nie pozostanie by
opisać zagładę krasnoluda. Zaśmiał się cicho nad ponurym humorem tej myśli. Usłyszał, że Zabójca
przysunął się nieco.
Prześladowcy byli prawie nad nimi. Felix słyszał zgrzyt piasku na ścieżce pod ich stąpnięciami.
Nie mogli być dalej niż sto kroków. Rozejrzał się szukając osłony. Pod największym z drzew
wyrastało nieco krzaków. Rozmyślał nad roztropnością pomysłu, by schować się wśród nich, a
potem wyskoczyć z zasadzki. Albo może w ogóle nie wyskakiwać, tylko mieć po prostu nadzieję, że
pomiot Chaosu go nie znajdzie. Zdał sobie sprawę, że w jego przypadku taka nadzieja była nikła.
Wskazał końcem miecza pasmo krzewów i wyszeptał:
- Kat, schowaj się tam. Jeśli cokolwiek zdarzy się mnie lub Gotrekowi, nie wychodz z ukrycia!
Z zadowoleniem zobaczył jak mała osóbka rusza naprzód, kładzie się płasko na brzuchu i
zaszywa w poszyciu. Jeśli obaj zginą, może mieć nadal jakieś szanse.
Ciekaw był, jak ich znalezli? Czy to był po prostu pech - czy wpadli tylko przypadkiem na
oddział zwiadowców? A może działała jakaś niecna magia? Nigdy nie można było być pewnym gdy
chodziło o Chaos. Przez chwilę pozwolił sobie na fantazjowanie, że to wszystko jest pomyłką - że
słyszą grupę kupców, którzy dadzą im schronienie. Ale wiedział, że po nocnej drodze z Kleindorfu
mogą wędrować tylko martwi, albo ich Zabójcy. Ta myśl wywołała u niego dreszcz.
Dzwięk kroków był teraz tak blisko, że wkrótce prześladowcy muszą znalezć się w zasięgu
wzroku. Felix pragnął, by zachodzące księżyce wyrwały się z otaczających chmur i udzieliły mu
nieco światła. Pojawiła się mała przerwa w osłonie chmur, zupełnie jakby Sigmar wysłuchał jego
modlitwy. Za chwilę tego pożałował.
Dziwaczne srebrne światło Mannslieba mieszało się z krwawym lśnieniem przeklętego księżyca,
Morrslieba. Spłynęło w dół poprzez szczeliny w osłonie drzew i padło na twarze ścigających. Widok
przekraczał najdziksze wymysły sennych koszmarów.
Na przedzie znajdował się mutant na smyczy. Kucał tuż nad ziemią, węsząc po ścieżce. To on
wydawał sapiące dzwięki, które słyszał Felix. Miał bezwłosy pysk psa i wielki nos. Kolczasta
obroża wokół jego karku przypięta była do ciężkiego stalowego łańcucha, którego drugi koniec
trzymała potężna, koziogłowa bestia. Była niesamowicie umięśniona, a przez ramię miała
przewieszony skórzany płaszcz. Na szyi widniał naszyjnik z czegoś co wydawało się być
zasuszonymi gałkami ocznymi. Potwór nie posiadał własnych oczu, jedynie błonę naciągniętą w
miejsce oczodołów. Jednak poruszał się tak, jakby doskonale widział. Felix zastanawiał się jaka
sztuczka magii Chaosu pozwala na coś takiego. Stwór trzymał w jednej ręce ogromną najeżoną
kolcami maczugę. Wokół jej końca widoczne były zaschnięte plamy substancji, których natury Felix
wolał nie dociekać.
Za nim podążały sługi potwora: mniejsze bestie ukształtowane według tego samego potwornego
wzoru, przygarbione, muskularne olbrzymy trzymające włócznie i pordzewiałe miecze. Czerwone w
świetle ognia zwierzęce ślepia gapiły się ze łbów kóz i jeleni. Po za ich przywódcą, nikt nie niósł
widomych stygmatów dalszych mutacji. Na ten widok Felix poczuł mrowienie w całym ciele. Myśl o
tym co uczynili w wiosce poprzedniej nocy przepełniła go zarówno strachem jak i wściekłością.
Bezoki przywódca zatrzymał się i dał znak reszcie ogromną sękatą dłonią. Przedostali się na
polankę i utworzyli duży półokrąg stojąc twarzami ku człowiekowi i krasnoludowi. Felix ustawił się
w pozycji do walki, próbując rozluznić swoje mięśnie, tak jak nakazywali jego mistrzowie
szermierki. Starał się oczyścić swój umysł zachować spokój, ale w obliczu owych masywnych
potworów było to niemożliwe.
Przez długą chwilę człowiek i bestia patrzyli na siebie poprzez mroczną polanę. Felix zmusił się
do wytrzymania spojrzenia najbliższego koziogłowego. Zabiję cię, pomyślał, mając nadzieję, że
zastraszy kreaturę. Jej zwierzęce usta otworzyły się i stworzenie wywiesiło swój ozór. Na wargach
pojawiła się piana. Wyglądało, jakby kpiło sobie z niego. No cóż, może zatem cię nie zabiję,
pomyślał Felix i uśmiechnął się.
Chciał spojrzeć na Gotreka, aby zobaczyć co zamierza zrobić Zabójca, ale nie ośmielił się
odwrócić oczu od przeciwników. Obawiał się, że jeśli się obejrzy zaatakują z nadnaturalną
szybkością. To było najgorsze w mierzeniu się z nieznanym wrogiem. Któż wie do czego mogą być
zdolni?
Bestie utrzymywały swoje pozycje, jakby niepewne co robić wobec dwóch nieustraszonych
przeciwników. Spoglądały na siebie nawzajem, zdziwione albo niepewne. Może decydowały kto
pierwszy wybierze kęsy z ich ciał, myślał Felix. Uderzyło go, że istoty o tak potwornej reputacji
pożeraczy ludzkiego mięsa posiadają głowy zwierząt roślinożernych. Może był to żart
Niszczycielskich Mocy.
- Gotów, człeczyno? - głos Gotreka brzmiał niezwykle czysto jak na berserkera przed bitwą, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl