[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Dobry chopak!  ucieszył się Malakai uśmiechając się szeroko.
Uśmiech zniknął, gdy pojawiła się myśl o tym, że ktoś gmerał w jego
skarbach. Felix odczytał to wypisane na jego twarzy.
 Trochę za wcześnie myśleć o takich rzeczach  rzekł Bjorni.  Z
pewnością powinniśmy skierować się do wyjścia z pieczary i wyjrzeć na
zewnątrz.
 Zatem lepiej bądzmy ostrożni  powiedział Max.  Dopóki myślą, że
smok jest nadal żywy, wątpię, by weszli do środka. Jeśli zobaczą nas tam,
pomyślą, że zabiliśmy go i przyjdą po nas.
 Ale my naprawdę zabiliśmy smoka  zdziwił się Snorri, wyraznie
skonfundowany.
 Pójdziemy wszyscy  rzucił Gotrek.  Z wyjątkiem Malakaia i
Ulliego. Możecie tu zostać i wykopać tunel do wysadzenia.
 Masz racjem  wesoło odpowiedział Malakai.
Felix zastanawiał się, skąd bierze się w nim pewność, że to wszystko
nie skończy się katastrofą i ruszył z powrotem do tunelu drżąc w swoim
przemokniętym ubraniu.
Felix wspiął się na nadproże wejścia do jaskini. Ulrika podczołgała się
do niego. Wybrano ich oboje, ponieważ mieli najlepszy wzrok. Max
wygasił swoje zaklęcie świetlne, by nie ściągało na nich uwagi.
Skała pod jego dłońmi była mokra i zimna. %7łałował, że nie mógł
przebrać się w coś suchego. Jedno spojrzenie powiedziało mu, że stało się
najgorsze. Mgła rozwiała się i jasne słońce świeciło radośnie. Ostrożnie
wychylił głowę i spojrzał w dolinę. Ledwo powstrzymał okrzyk
zdumienia.
Zamiast jednej armii, były tam dwie. Po jednej stronie doliny stała
horda orków i goblinów. Ustawiły się w zgrubnej formacji bitewnej.
Masywne orki stały w centrum, uzbrojone w toporne szable i okrągłe,
najeżone kolcami tarcze. Masy goblińskich łuczników kręciły się między
szeregami. Z boku, kilku orczych jezdzców sadowiło się na wielkie dziki
bojowe. Ich pochrząkiwania i kwiki dało się słyszeć w całej dolinie. Na
szczycie wzgórza ustawiono dziwne urządzenie. Przypominało katapulty,
których Felix używał jako chłopiec, tylko, że te były dość duże, by
wyrzucać głazy zamiast małych kamyków. Z tylu stało kilkanaście
dziwacznie odzianych goblinów, noszących szpiczaste hełmy zakończone
kolcem i łopoczących dziwnymi nietoperzowymi skrzydłami
przyłączonymi do ich ramion. Pajęczy jezdzcy zbierali się na stokach
wzgórza. Na grzbiecie jednego ze stworów usadowił się
najprawdopodobniej szaman. Wymachiwał w powietrzu kijem
zakończonym czaszką i wykrzykiwał zachęty dla swoich oddziałów. Felix
oceniał, że armia zielonoskórych musi liczyć prawie tysiąc wojowników.
Cieszył się, że zabójcy nie popędzili po prostu na ich spotkanie. Na dole
było zbyt wiele zielonoskórych, by mogli ich pokonać.
Po drugiej stronie doliny czekały setki uzbrojonych ludzi. Były wśród
nich szeregi halabardników i liczne rzędy kuszników. Kilku dowódców
dosiadało koni. Byli tam dzicy górale noszący masywne dwuręczne
miecze. %7ładen z ludzi nie był dobrze opancerzony, ale byli o wiele lepiej
zdyscyplinowani niż orki. Nawet przytłoczeni liczebnością przeciwnika
mieli jakąś szansę. Zwłaszcza, jeśli utrzymają wyższe położenie, jak
zauważył Felix i pozwolą zielonoskórym wspinać się do nich.
Felix zrozumiał, że to musi być bandycka armia Henrika Richtera. Co
ich tu sprowadziło? Jaki dziwny traf sprawił, że te dwie armie spotkały się
przed smoczą jamą?
Usłyszał westchnięcie Ulriki.
 Spójrz tam! Na prawo od ludzkiej armii  szepnęła. Felix
instynktownie wiedział, czego się spodziewać. Rozpoznał postać Johana
Gatza, minstrela. Felix przekonał się, że jego podejrzenia były
usprawiedliwione. Ten człowiek był szpiegiem bandytów. Musiał śledzić
drużynę. Obie armie musiały to czynić. Orki zapewne pragnęły zemsty za
rzez, którą rozpętali śmiałkowie. Ludzie prawdopodobnie przyszli
sprawdzić, czy nie uda im się przejąć skarbu, jeśli grupa zabiła smoka.
Ale dlaczego teraz szykowali się do bitwy? I na co czekali?
Johan Gatz przeklinał. Wydarzenia nie szły zgodnie z planem. Henrik
zebrał armię i sprowadził ją w to miejsce przez przełęcze w wysokich
górach, zgodnie z jego prośbą. Zwiadowcy, którzy stale wypatrywali
oznak poruszenia smoka niczego nie zobaczyli od czasu, gdy przyleciał z
północy dobry tydzień wcześniej. Jeden ze świadków przybycia bestii
twierdził nawet, że smok wyglądał na rannego. To zgadzało się z
opowieścią, jaką usłyszał od krasnoludów. Ci sami ludzie tego ranka
widzieli krasnoludy wchodzące do jaskiń  jak dotąd nie wyszły. Ciekawe,
czy rzeczywiście udało im się zabić bestię? To wydawało się
nieprawdopodobne. Ta dolina zaśmiecona była kośćmi tych, którzy tego
próbowali, ale w tej grupie było coś, co zmuszało do uwierzenia, że mogą
tego dokonać.
Albo byli najbardziej przekonującymi blagierami, o jakich słyszał
Johan, albo byli wyjątkowi. Johan uważał siebie za dobrego sędziego
charakterów, a oni go przekonali. Co więcej, imiona Gotreka Gurnissona i
Felixa Jaegera nie były mu obce. Podczas swoich podróży słyszał
opowieści o parze, której opis im odpowiadał, a jeśli nawet dziesiąta część
owych opowieści była prawdziwa, tych osobników nie należało
lekceważyć. Kilku chłopaków widziało także okręt powietrzny
przelatujący nad dolinami, a zatem potwierdzało to opowieści o  Duchu
Grungniego . Wszystko razem oznaczało, że warto było zaryzykować
sprowadzenie tu całego gangu, by obrabować ich ze skarbu, jeśli
faktycznie zabili Skjalandira. Henrik także uznał to za warte ryzyka.
Nie wzięli jednak pod uwagę, że orki podejmą taki sam plan i także
pojawią się tutaj. Cały pomysł polegał na zaczajeniu się i oczekiwaniu, czy
krasnoludy wyjdą z pieczary. To poszło w diabły, gdy zauważono
zielonoskórych. Trzeba było rozstawić oddziały na otwartym widoku.
Między ludzmi i orkami było zbyt wiele złej krwi, by uczynić cokolwiek
innego. Johan stwierdził, że to musiała być czysta głupota i pech.
Gdyby wiedzieli, że orki zamierzają to zrobić, pozwoliliby orkom
zaatakować Zabójców, a potem napadliby zielonoskórych. Ale wszystko,
co zyskali, to raporty o zielonoskórych śledzących zabójców w drodze do
smoka, a czynili to w przypadku każdej karawany odkrytej w górach. Kto
mógłby zgadnąć, że zbiorą całą swoją armię? Teraz wszyscy stali na
widoku jak idioci, a żadna ze stron nie miała ochoty cofnąć się przed
drugą. Johan zadrżał na myśl, co mogłoby się wydarzyć, jeśli krasnoludy
nie zabiły smoka i bestia wyłoni się z jaskini. Pomyślał, że być może
jednak w tym miejscu zgromadziło się wystarczająco wielu wojowników,
by zabić bestię. Nawet, jeśli to było prawdą, straty będą zastraszające.
Johan myślał o ucieczce, ale w tej chwili nie dało się wymknąć nie będąc
zauważonym.
Zastanawiało go, co mogło tak bardzo podburzyć zielonoskórych?
Ugrek Ludodzierca spoglądał na znienawidzonych ludzi. Po raz setny
rozważał wydanie swoim wojownikom rozkazu do ataku. Dobrze byłoby
poczuć płynącą ludzką krew i ludzkie ciało ustępujące pod jego ostrzem.
Dobrze byłoby łamać kości i miażdżyć czaszki. Dobrze byłoby zabijać.
Potrzeba poddania się gwałtownej naturze była niemal niemożliwa do
opanowania. Niemal.
Ugrek nie stał się szefem wszystkich orczych plemion w Wysokich
Górach poddając się swoim impulsom. Jak na orcze standardy posiadał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl