[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Już wcześniej opowiedziałam mu o Brianie i Rogerze i w ogóle o
wszystkim, co dotyczyło mojego życia. Od dawna znał podstawowe fakty,
ogólny zarys mojej historii emocjonalnej, ale podczas przejażdżki łodzią
dorzuciłam sporo szczegółów. Dryfowaliśmy swobonie, i oparta o niego
plecami, patrzyłam na piękną, zieloną taflę jeziora Waszyngton. Brad
obejmował mnie. Aatwiej było mi mówić o utraconych miłościach, kiedy
siedziałam do niego tylem.
On z kolei opowiedział o swoim małżeństwie. Mówił, że zawiódł Janice,
byłą żonę. Nie rozumiałam, dlaczego tak uważa, ale znałam tę skłonność do
szukania winy w sobie. Często wydaje nam się, że ponosimy odpowiedzialność
za wszystko, co dzieje się w naszych związkach i rodzinach. Zycie nauczyło
mnie jednak, że nie mamy dużego wpływu na uczucia innych ludzi.
- Kolacja w piątek? - zapytał teraz i pocałował mnie, zanim zdążyłam
odpowiedzieć.
Zadzwonił telefon. Westchnęłam z irytacją.
- Nic nie mów - szepnęłam i wyśliznęłam się z jego ramion.
Pobiegłam do telefonu i podniosłam słuchawkę, kiedy już miała się włączyć
automatyczna sekretarka.
-  Zwiat Włóczki" - powiedziałam, licząc na to, że mój głos nie zdradzi, co
robiłam przed chwilą.
- Lydio, to ja, Peggy, z gabinetu doktora Wilsona.
- Cześć, Peggy - powiedziałam, zadowolona, że w końcu do mnie
zadzwoniła. - Zastanawiałam się, kiedy się ze mną skontaktujesz.
Miałam zadzwonić w piątek.
- Nie szkodzi. Byłam przez cały dzień zajęta.
Zawahała się i pewnie już wtedy mogłam odgadnąć, co się święci.
- Powinnam była zadzwonić - odparła Peggy.
Wyczułam w jej głosie niechęć do przekazania mi tego, co musiała
powiedzieć.
- Złe wieści?
Jeśli tak było, nie chciałam czekać ani chwili dłużej. Podarowała mi cały
weekend. Nie powiedziała tego, ale ja wiedziałam.
- Dzwoniłam wczoraj - mruknęła - lecz potem przypomniałam sobie, że w
poniedziałki sklep jest zamknięty.
- Nie zostawiłaś wiadomości.
- Powód był oczywisty. Takich wiadomości nie zostawia się na
automatycznej sekretarce.
- Nie - powiedziała nieco spięta.
- O co chodzi? - zapytałam, przygotowując się na najgorsze.
Lydio, tak mi przykro. Doktor Wilson przejrzał wyniki badania krwi i zapisał
cię na serię prześwietleń. Chciałby też jak najszybciej się z tobą zobaczyć.
- Dobrze.
Nie ulegało wątpliwości, że rak wrócił. Kolejny guz formował się w moim
mózgu. Odrastał i tym razem nic nie mogło go powstrzymać - żadna operacja,
żadne leki, po prostu nic. Gdybym była sama, poprosiłabym Peggy, żeby od
razu mi wszystko powiedziała. Nie mogłam jednak tego zrobić przy Bradzie.
- Czy mogę cię umówić z radiologiem na jutro na ósmą rano?
- Tak - mruknęłam.
- Przynieś zdjęcia na wizytę u doktora Wilsona. Przyjmie cię o dziewiątej.
- Dobrze.
Byłam odrętwiała. A zatem wyrok odroczono o sześć lat. Czułam się
oszukana. Chciałam więcej, dużo więcej.
Tata wspierał mnie w czasie choroby, ale odszedł i teraz byłam sama. Mama
nie potrafiła mi pomóc, a Margaret wściekłaby się, gdyby się dowiedziała o
nawrocie nowotworu, i na pewno obwiniałaby mnie, że tak się stało.
Powiedziałaby, że moja potrzeba współczucia pozwoliła rakowi się odrodzić.
Chciało mi się wyć, gdy wyobraziłam sobie jej reakcję.
- Złe wieści? - zapytał Brad, gdy odłożyłam słuchawkę.
Dopiero teraz zauważyłam, że opuścił pomieszczenie na zapleczu. Kawa już
się na pewno zaparzyła, bo stał z kubkiem w ręku.
- Nie - skłamałam. - Ale niestety nie będę mogła pójść w piątek na kolację.
- Ale wszystko w porządku, prawda?
- Oczywiście. - Nie wiem, jakim cudem udało mi się uśmiechnąć i spojrzeć
na Brada tak przekonująco. Był to wyczyn zasługujący na nagrodę aktorską.
Wkrótce potem wyszedł. Jeśli nawet coś podejrzewał, nie dał tego po sobie
poznać. Postanowiłam dać mu godzinę lub dwie, a potem zadzwonić do niego
na komórkę i zakończyć nasz związek. Wiem, że to było tchórzliwe wyjście z
sytuacji, lecz nie chciałam się wdawać w niepotrzebną dyskusję. Nie chciałam
mamić siebie ani jego próżną nadzieją. Doświadczenie jest najlepszym
nauczycielem. Wolałam oszczędzić Bradowi pózniejszych kłopotów.
Akurat wtedy, gdy zaczęłam wierzyć, że mam szansę na szczęśliwe życie,
kolejny raz zostałam jej brutalnie pozbawiona. Znałam cały ten proces z
autopsji. Wyniki badań okazują się niepokojące. Potem wizyta u lekarza i
kolejne badania, o wiele poważniejsze, wymagające zostania na noc w szpitalu.
Wreszcie doktor Wilson z posępną miną obwieszcza diagnozę, a następnie
ściska moją rękę i opuszcza salę szpitalną.
Zawsze zastanawiałam się, co oznacza ten gest. Z początku sądziłam, że
chciał mi w ten sposób powiedzieć, bym była dzielna - podjęła walkę z chorobą.
Teraz wiem, że chodziło, o co innego. Wyrażał tym gestem, jak mu przykro. Jest
tylko człowiekiem i nie może zrobić nic więcej.
Musiałam zerwać z Bradem wszelkie kontakty. Kiedyś to zrozumie. Może
nie teraz, ale w przyszłości będzie mi za to wdzięczny.
ROZDZIAA TRZYDZIESTY PITY
CAROL GIRARD
Minął tydzień, odkąd Carol poroniła.
Doug spał teraz obok niej kamiennym snem, ale ona już się obudziła i
spojrzała na cyfrowy wyświetlacz radia z budzikiem. Była trzecia dwadzieścia
siedem. Carol wiedziała, że drugi raz nie zaśnie, więc wymknęła się po cichutku
z łóżka. Stąpając po omacku w ciemności, dotarła do salonu.
Wszystkie utracone marzenia, wszystkie przekreślone plany runęły na nią
niczym walący się budynek. Nie będzie miała dziecka. Nie wezmie go na ręce,
nie nakarmi piersią.
Minęło siedem dni i jeśli nie liczyć tej pierwszej strasznej nocy, Carol ani
razu nie weszła do dziecięcego pokoju. Nie mogła, to było ponad jej siły. Drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl