[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dwu łazienek oraz dużego schowka w korytarzu. Gdy przetrząsnęli cały dom, powlekli
się na dół i w łazience umyli zakurzone twarze i ręce. Wrócili do sypialni i usiedli na
brzegu łóżka. Mack objął Jennę ramieniem, a ona położyła głowę na jego piersi i wsłu-
chiwała się w głośne bicie serca, gdy łagodnie głaskał ją po włosach. Po chwili wyznała
szeptem:
- Chyba wmówiłam sobie, że go słyszę. - Poczuła na skroniach dotknięcie jego ust.
- Jak myślisz, znajdziemy go?
- Skąd mam wiedzieć?
R
L
- Nieważne. Chcę tylko, żebyś mi dodał otuchy. - Podniosła głowę i w półmroku
spojrzała mu w oczy.
- W porządku. Wszystko będzie dobrze. Znajdziemy drania.
Kciukiem otarł łzy, które spłynęły po jej policzkach, chociaż starała się nie płakać.
Głośno pociągnęła nosem i znów przytuliła głowę do jego ramienia.
- Chodzmy spać.
- Kocham cię, Jenno. Zawsze się kochałem - wyznał nagle bardzo cicho i czule.
- Wiem, ja też cię kocham.
- Przedtem okazało się, że wielka miłość to za mało.
- Słuszna uwaga.
- Czy teraz będzie inaczej? - Głos mu się zmienił i dlatego była pewna, że się
uśmiechnął, chociaż mocno przytulona nie widziała jego twarzy. - Teraz ty powinnaś do-
dać mi otuchy, chociaż nie znasz odpowiedzi na to pytanie.
- Wszystko będzie dobrze - zapewniła, unosząc głowę, a Mack pocałował ją w
czubek nosa. Po chwili spytała niepewnie: - Naprawdę jesteś gotowy do rozmowy o na-
szych potrzebach i oczekiwaniach? Skoro mamy być razem, musimy to sobie wyjaśnić.
Rzucił jej badawcze spojrzenie i przytulił ją mocno.
- Jeszcze nie teraz. Przed nami tydzień i jeden dzień. Umówiliśmy się, że spędzimy
ten czas razem. Jeśli się postaramy, w końcu wyjdziemy na prostą.
R
L
ROZDZIAA 14
Następnego dnia, czyli w niedzielę rano, Jenna i Mack przywiezli Lacey do domu.
Lekarz zapowiedział, że minie kilka tygodni, nim będzie mogła znów chodzić bez kul.
Mack przeniósł ją z auta do domu. Była nadal pod wpływem środków przeciwbó-
lowych, więc gdy położył ją na kanapie, szybko usnęła. Na palcach wyszli z pokoju i
zamknęli za sobą drzwi prowadzące do salonu i kuchni.
Lacey właściwie przespała kilka następnych dni. Jenna często do niej zaglądała,
żeby się upewnić, czy ma wszystko, czego jej trzeba. Siostra wypędzała ją, twierdząc, że
czuje się doskonale. Mogła przecież chodzić o kulach, więc bez trudu pokuśtyka do ła-
zienki albo kuchni. Nadrabiała miną, ale spojrzenie miała smutne i pełne obaw. Za-
mierzała odpocząć przez kilka tygodni i wrócić do Kalifornii, żeby znalezć nowe zajęcie,
a tymczasem zanosiło się na to, że pobyt w rodzinnych stronach przeciągnie się do kilku
miesięcy.
Gdy straciła posadę kelnerki, przestała opłacać ubezpieczenie, więc za operację
musiała zapłacić z pieniędzy otrzymanych w spadku po matce. Jenna zaproponowała
pomoc, ale Lacey pokręciła tylko głową i odparła, że sama reguluje swoje rachunki.
Jenna nie wtrącała się, zorientowała się jednak, że siostra tylko udaje pogodną, ale
coś ją dręczy. Niebieskie oczy były podkrążone, a piękne jasne włosy opadały na ramio-
na niechlujnymi kosmykami. Lacey całkiem się zaniedbała. Jenna dwukrotnie próbowała
z nią porozmawiać o Loganie, ale za każdym razem kręciła głową i mruczała:
- Daj spokój, nie ma o czym mówić.
- Jeśli przyjdzie ci ochota na zwierzenia, pamiętaj, że jestem w pobliżu.
- Dzięki, ale naprawdę nie warto o tym rozmawiać.
Jenna zostawiła ją w spokoju i pomagała, jak mogła, starając się nie narzucać. Co-
dziennie zaglądała na chwilę do sklepu, ale poza tym dała sprzedawcom wolną rękę,
więc pracowali wedle harmonogramu, który im zostawiła na czas swojej nieobecności.
Wezwała rzemieślnika, który załatał dziurę w stropie, i kupiła farbę, żeby pomalować
sufit.
R
L
Mack zajmował się swoimi sprawami. W poniedziałek pojechał do sklepu i wrócił
z nowym komputerem. Siedział przy nim parę godzin dziennie, buszując w Internecie i
sprawdzając notowania giełdowe.
Większą część dnia spędzali razem. Sporo czasu zajmowało im szukanie Byrona.
Jenna zadzwoniła do miejskiego schroniska dla zwierząt na wypadek, gdyby znalazca go
tam przywiózł. Jej rozmówczyni zapewniła, że skoro kot ma numerek na obróżce, nie
będzie problemów z jego rozpoznaniem.
Powielili również ogłoszenia z fotografią Byrona, zawierające adres i telefon Jen-
ny, koci numer identyfikacyjny, a także obietnicę wysokiej nagrody. Rozwiesili ogło-
szenia w najbliższej okolicy, przy okazji pukając do sąsiadów i wypytując, czy nie wi-
dzieli krótkowłosego czarnego kocura w błękitnej nitowanej obróżce, lekko posiwiałego
na karku. Niczego się jednak nie dowiedzieli.
Po rozlepieniu ogłoszeń i rozmowach z mieszkańcami osiedla uznali, że Byron na
pewno wkrótce się odnajdzie, i postanowili jak najlepiej wykorzystać czas, który im po-
został. Dwukrotnie pojechali wieczorem do Sacramento, aby zjeść kolację w dobrej re-
stauracji. Za pierwszym razem poszli do teatru, za drugim wybrali się do kina. Wracali
po północy i zamykali się w sypialni Jenny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]