[ Pobierz całość w formacie PDF ]

95
do limuzyny, która odjechała w kierunku Bostonu. Ale to nie był koniec. Za
minutę lub dwie samochód wrócił i tylne drzwi się otworzyły. Nie spodobało mi
się to. Wyszłam po cichu z piwnicy tylnymi drzwiami i poszłam do domu.
- Czy wtedy nie zobaczyła pani twarzy Manniksa? - wypytywał Tweed.
- Nie czekałam na to. Bałam się. Miało się zdarzyć coś niezwykłego. Czułam to w
kościach. Kilka godzin pózniej zobaczyłam płomienie.
- Gdzie był doktor Bryan, gdy to wszystko się działo?
- Wyjechał z żoną do Bostonu ze dwie godziny wcześniej. To znaczy dwie godziny
przed tą sytuacją w piwnicy.
- Zostawiając panią i Foleya, abyście posprzątali? Musieli wyjeżdżać w wielkim
pośpiechu. Czy to nie dziwne, że tak niebezpiecznego pacjenta jak Mannix
zostawili samego?
- Nie podobało mi się to. - Millie wyglądała na przestraszoną. - To było dziwne.
Jed przerwał rozmowę:
- Jeżeli mamy zdążyć na czas do Portland, to musimy już jechać - napomniał
gości.
Podziękowali Millie za pomoc. Miała wyraznie nadzieję, że zostaną dłużej. Na
zewnątrz znowu uderzyło ich arktyczne powietrze. W drodze do samochodu Jed
odezwał się do Tweeda:
- Powinienem wam wcześniej o czymś powiedzieć. Kiedy wróciłem na posterunek po
swój bagaż, słyszałem, jak Parrish telefonował. Dzwonił do Waszyngtonu.
Słyszałem, jak przeklinał operatora.  Trzy albo cztery godziny na połączenie? Ty
pieprzony błaznie". Rzucił słuchawkę, a ja wyszedłem, zamykając cichutko drzwi.
Dzwonił do brata, tego, co mu się bardziej poszczęściło niż jemu. Pracuje w
Departamencie Sprawiedliwości.
Paula zerknęła na Tweeda. Miał ponurą minę. Zanim wsiedli do samochodu, wskazała
na wielką rezydencję na wzgórzu po drugiej stronie autostrady, utrzymaną w
pseudostylu Tudorów, ze szczytem pociętym belkowaniem. Prowadził do niej długi
podjazd. Wszystkie okna były ciemne.
- Do kogo należy ta posiadłość? - spytała.
- Do takiego, co go nie lubię. Takiego, co uważa się za Boga Wszechmogącego. Do
wiceprezydenta Russella Strauba.
Boeing United Airlines unosił ich nocą coraz dalej na wschód i właśnie zbliżał
się do środka Atlantyku.
W drodze powrotnej Jed prowadził jak szatan i dowiózł ich na lotnisko na tyle
wcześnie, że zdążyli na lokalny lot do Bostonu. W Bostonie musieli się trochę
pośpieszyć, aby załapać się na lot transatlantycki. Teraz znów siedzieli
wygodnie w pierwszej klasie, zajmując trzy sąsiednie fotele: Paula przy oknie,
Tweed pośrodku i Newman od przejścia. Nikt nic nie mówił. Ponury nastrój Tweeda
zmuszał pozostałych do zachowania milczenia.
Paula była odprężona i szczęśliwa, że mieli to już za sobą. Lubiła Amerykę, ale
zima w Maine zle na nią działała, zwłaszcza w terenie, poza Portland. Po
odwiedzinach w miejscu zdarzenia przebieg zbrodni był dla niej jasny. Spojrzała
na Tweeda. Miał zamknięte oczy, ale wiedziała, że nie śpi. Z całej jego postaci
emanował ponury nastrój. Coś było nie tak. Ale co?
Kilka minut pózniej zbliżył się do nich drugi pilot, co od razu wzbudziło
czujność Tweeda.
- Czy pan Tweed?
- Tak, to ja. W czym mogę pomóc? - Jego nastrój zmienił się momentalnie i z
uśmiechem pełnym serdeczności spojrzał na pochylającego się nad nim pilota.
- Mamy problem, proszę pana.
- Proszę mówić.
- Otrzymaliśmy niejasny komunikat z Waszyngtonu, chyba z Departamentu
Sprawiedliwości. W powietrzu wystąpiła silna interferencja i nie odczytaliśmy
wszystkiego. Chyba żądają, aby sprawdzić, czy jest pan na pokładzie, i jeżeli
tak, aby zawrócić samolot do Bostonu.
97
- I nie jesteście pewni, co robić?
- Szczerze mówiąc, tak. Mamy ciężki ładunek. Klasa ekonomiczna jest wypełniona.
Za dwadzieścia minut przekroczymy połowę drogi do Heathrow. Kapitanowi to
zawracanie wcale się nie podoba.
- Może pomoże, jeśli powiem, że byłem w Stanach z misją. -Tweed wyciągnął
legitymację SIS i wręczył ją pilotowi. - A poza tym - ciągnął - przed
opuszczeniem Brytanii rozmawiałem z Rus-sellem Straubem.
- Z wiceprezydentem? Ach tak.
- Sugeruję, aby kapitan, jeżeli jest niechętnie nastawiony do pomysłu
zawracania, odczekał pół godziny z wysłaniem odpowiedzi i poinformował, że
otrzymany komunikat był zniekształcony, niemożliwy do zrozumienia.
- Myślę, że kapitanowi ten pomysł się spodoba. Zanim otrzymamy odpowiedz,
będziemy niedaleko Heathrow. Wtedy nie będzie już można zawrócić. Dziękuję panu.
Wspomnę kapitanowi o wiceprezydencie.
- Bardzo sprytnie to załatwiłeś - powiedział Newman po odejściu pilota.
- Wspomnienie o rozmowie z Russellem Straubem też było świetnym pomysłem -
skomentowała Paula.
- Chociaż nie była to raczej rozmowa, tylko szybka wymiana słów - zauważył
Tweed. - Ale nikt nie będzie mi mógł zarzucić kłamstwa.
Trzy kwadranse pózniej Newman szturchnął Tweeda, który znów zdawał się zasypiać.
Jego oczy otworzyły się natychmiast.
- Jesteśmy już dobrze za połową drogi i pilot nie zawrócił. Podziałało.
- Jed powiedział nam, że słyszał, jak tłuścioch Parrish dzwonił do brata w
Departamencie Sprawiedliwości - powiedziała Paula. - Jestem pewna, że powiedział
mu o naszej wyprawie.
- Na pewno - zgodził się Tweed. - Znów się zdradzili. Tylko dlaczego tak ich to
denerwuje? Dlaczego tak grube ryby są zainteresowane zamordowaniem Hanka Foleya?
Dlaczego ludzie mający tak wielką władzę denerwują się zabójstwem zwykłego
pielęgniarza? Już słyszę ten natłok rozmów na linii Waszyngton ambasada w
Londynie. Russell Straub pewnie tam się zatrzymał, przy Grosvenor Square.
- A do tego - przypomniała Paula - ma wielką rezydencję w pobliżu szpitala.
98
- Wątpię, aby był bezpośrednio zamieszany w spalenie, ale ta bliskość może mieć
znaczenie.
- Zapomniałam o czymś - dodała Paula. - Gdy Jed wpychał mnie do samolotu na
lotnisku w Portland, spytałam go, czy wiedzą, gdzie się zaczął pożar.
Powiedział, że ekspert ze straży pożarnej mówił, że w piwnicy.
- Gdzie trzymano historie pacjentów - wtrącił się Newman.
- A co myślicie o dziwnej opowieści Millie? - naciskała Paula. Tweed wezwał
stewarda, który wcześniej podał im doskonały
obiad. Mężczyzna zjawił się biegiem.
- Czy mógłby pan przynieść mi kartkę papieru, abym mógł napisać komunikat do
przesłania przez radio? - poprosił Tweed.
Prośba została spełniona natychmiast. Tweed zaczął pisać starannie drukowanymi
literami. Gdy skończył, złożył kartkę i ponownie wezwał stewarda. Wręczył mu
tekst wraz z hojnym napiwkiem.
- Czy może pan wysłać tę pilną wiadomość na londyński adres, który zapisałem w
środku?
- Oczywiście, proszę pana. I bardzo panu dziękuję.
- Co tam napisałeś? - dopytywała się Paula.
- Chcę uniknąć spotkania z wrogim komitetem powitalnym, jaki może na nas czekać
na Heathrow.
- Państwo pierwsi opuszczają samolot - poinformował Tweeda steward.
Olbrzymia maszyna wylądowała perfekcyjnie. Steward poprowadził ich do wyjścia i
pozostali pasażerowie spojrzeli na nich ze zdziwieniem, a czasem oburzeniem. Gdy
tylko zeszli na płytę lotniska, wyszedł im naprzeciw tyczkowaty starszy
inspektor Bu-chanan. Za nim stał Jim Corcoran, szef bezpieczeństwa i przyjaciel
Tweeda.
- Dostałem wiadomość od ciebie - powiedział Buchanan zwięzle, gdy szli stromym
podjazdem. - Czeka tam na ciebie kilku nieprzyjemnych jegomościów. Tutaj
kontrola paszportów.
Urzędnik zaledwie zerknął w paszporty, zaakceptował je i szybko zwrócił.
Trzymając Tweeda za ramię, Buchanan kontynuował: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl