[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oczarował. Przypalone pieczywo i nieroztopiony ser. No cóż,
sam pewnie zrobiłby to lepiej. Jednak jej potknięcia kulinarne
rozczuliły go. Widział, że ona stara się, jak może. Do tego
ma jedną rękę unieruchomioną w gipsie. Starała się dla niego.
Matt zastanawiał się, kiedy ostatnio ktoś zrobił coś dla niego.
Nie mógł sobie przypomnieć.
PomyÅ›laÅ‚, że on i Corrine w krótkim czasie przebyli caÅ‚­
kiem spory dystans. Dwoje ludzi zupełnie od siebie różnych.
Podobnych jedynie w tym, że oboje mieli bolesną i trudną
przeszłość.
JeÅ›li posiedzi tu zbyt dÅ‚ugo, to bÄ™dzie mu trudno siÄ™ po­
wstrzymać od pocałowania jej. Był zmęczony, osłabiony
i wciąż głodny. Przypalona zupa z puszki i przypalona
grzanka nie zaspokoiły jego apetytu. Przydałaby mu się też
filiżanka gorącej i mocnej kawy, a nie pachnąca ziółkami
TRZECIA SIOSTRA 87
leciutka herbata, jaką mu podała Corrine. Lecz podobało mu
siÄ™, że Corrine najwyrazniej nie wie, jak zadbać o mężczy­
znę, Z drugiej strony jednak wiedział, że jest to światło
ostrzegawcze. Wiedział, że gdyby powtórnie ją pocałował,
miÄ™dzy nimi zaczęłoby siÄ™ już coÅ› poważnego, Kiedy prze­
chodziła obok niego, by odstawić czajnik z ognia, zapragnął
chwycić ją za rękę, posadzić sobie na kolanach i przycisnąć
usta do jej ust. Zerwał się z miejsca. Pusty talerz spadł, za
nim spadł też wazon z kwiatkami i na podłodze zrobiła się
spora kaÅ‚uża. Matt zaklÄ…Å‚ mimo woli, i natychmiast pożaÅ‚o­
wał. Wyraz oczu Corrine dobitnie świadczył o tym, że nie
powinien w jej obecności używać tak szorstkiego języka.
Oboje znalezli siÄ™ na kolanach, zbierajÄ…c skorupy rozbitego
wazonu i talerza, podnoszÄ…c rozsypane kwiaty. W pewnej
chwili omal nie zderzyli się głowami. Corrine usiadła na
piętach, Matt także. Patrzył na nią. Na jej włosy w nieładzie,
na bluzkÄ™ falujÄ…cÄ… w rytm oddechu, na jej bardzo niebieskie
oczy, i wiedział, że to, od czego próbował uciec, zrywając
się tak nagle od stołu, i tak musiało się wydarzyć. Ich głowy
bezwiednie pochyliÅ‚y siÄ™ ku sobie, jakby powodowane nie­
wyjaśnioną siłą przyciągania, na którą zupełnie nie mieli
wpÅ‚ywu. Byli sobie przeznaczeni. Od poczÄ…tku. Od jej przy­
jazdu tutaj, od pojawienia się narowistego osła, od momentu,
kiedy zmiażdżyła sobie kciuk.
Już omal dotykał jej czoła.
- Co się rozbiło?
Na dzwięk zaspanego głosu Robbiego wkraczającego
do kuchni odskoczyli od siebie jak oparzeni. Corrine wsta­
Å‚a natychmiast i wytarÅ‚a dÅ‚onie o dżinsy. Znowu siÄ™ zaczer­
wieniła.
88 CARA COLTER
- Stłukłem niestety talerz i wazon.
Robbie staÅ‚ w drzwiach i kiwaÅ‚ siÄ™ sennie. MiaÅ‚ przy­
mknięte oczy.
- Znalazłeś mojego osiołka?
Mojego osiołka! Dobre sobie.
- Jeszcze nie. Zaraz jadę dalej go szukać. Nie wchodz
tutaj, bo skaleczysz sobie nogÄ™.
- Mogę dziś nocować u Corrie? Tu jest tak fajnie.
A więc i Robbie to wyczuwał. Tę ciepłą atmosferę jej
domu. Czyste ręczniki i świeże kwiaty. Marianne była w tym
świetna. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy, że nie tylko
on, ale i Robbie tęskni za kobiecą dłonią w domu. Być może
Robbie nawet bardziej.
KiedyÅ› byÅ‚ zarÄ™czony z dziewczynÄ… z Portlandu. Z wyż­
szych sfer Portlandu. Była wyrafinowana i skomplikowana
za nich oboje. Ona także lubiła kwiaty, i w jej mieszkaniu,
w wazonach z dmuchanego szkla, zawsze były artystycznie
uÅ‚ożone biaÅ‚e róże. W Å‚azience zaÅ› leżaÅ‚y równiuteÅ„ko po­
składane białe i puszyste ręczniki. Ich nieskazitelna biel
przejmowała go lękiem, bał się, że mógłby je zabrudzić
i przez to zawsze wycieraÅ‚ rÄ™ce w dżinsy. WnÄ™trze byÅ‚o urzÄ…­
dzone zgodnie z najnowszymi trendami, zdjÄ™cie jej mieszka­
nia mogÅ‚oby siÄ™ znalezć w jednym z kolorowych magazy­
nów, jakie przeglÄ…da siÄ™, żeby zabić czas w kolejce do leka­
rza. W takich kolejkach Matt spędził całkiem sporo czasu.
Zbyt wiele, prawdę mówiąc. Nie lubił tych pism.
Jego tak zwana narzeczona zostawiła go bez większych
sentymentów, kiedy zdiagnozowano Marianne, i wiadomo
już było, że Matta nie stać na romantyczny i lekki związek
rodem z  Love Story".
TRZECIA SIOSTRA 89
Jak kiedykolwiek mogło mu przyjść do głowy, że ona
nadaje się na żonę hodowcy koni? Obecnie nie mógł tego
pojąć. Ona udawała, że ma klasę, podczas gdy brakowało jej
najważniejszych cech - siły charakteru i odwagi.
Corrine za to - Matt mógłby przysiąc - miała prawdziwą
klasę. Tylko prawdopodobnie zupełnie nie zdawała sobie
z tego sprawy.
Polne kwiaty w bezpretensjonalnym wazonie przemawia­
ły do niego znacznie silniej niż wyszukana, lecz sztuczna
elegancja.
- Ja to posprzątam - powiedziała. - Ty jedz, tak będzie
lepiej.
- Dobrze. DziÄ™ki za kolacjÄ™ - udaÅ‚o mu siÄ™ użyć wÅ‚aÅ›ci­
wego słowa. Nie chciał, by poczuła się urażona.
PodszedÅ‚ do Robbiego, pogÅ‚askaÅ‚ go po gÅ‚owie i przycis­
nÄ…Å‚ do piersi.
- PrzyjadÄ™ po ciebie rano.
- A przywieziesz pączka na śniadanie? - zapytał Robbie.
- Przecież ja zrobię ci śniadanie - zaprotestowała od razu
Corrine.
Matt zdawał sobie sprawę, że pączki na śniadanie nie są
najzdrowsze dla małych chłopców, ale nie był pewien, czy
spożywanie posiłków przygotowanych przez Corrine nie jest
jeszcze bardziej ryzykowne.
- Zajmę się śniadaniem.
Cmoknął Robbiego w pulchny, miękki policzek i jeszcze
raz zmierzwi! mu włosy.
Wrócił do domu, osiodłał kolejnego konia i ruszył
w mrok. Nocna jazda podczas takiej pogody i zagonienie
90 CARA COLTER [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl