[ Pobierz całość w formacie PDF ]

będziesz budował ten twój nowy, wspaniały świat? Jeśli
nawet, jakimś cudem, uda nam się znalezć tymczasowe
schronienie, to czy myÅ›lisz, że nowi sÄ…siedzi w tej zmo­
dernizowanej, zamożnej dzielnicy powitajÄ… nas z otwarty­
mi ramionami?
Ike zagryzł wargi.
- Dlaczego miałoby być inaczej?
- Kto zechce mieszkać w bliskim sÄ…siedztwie Przytuli­
ska? Mieć w pobliżu dzieciaki, które, zdaniem większości
ludzi, powinny być zamknięte i odizolowane od reszty spo-
124 PODARUJ WAM SZCZZCIE
łeczeństwa? W nowoczesnej dzielnicy nikt nie będzie
chciał ich oglądać.
W tym, co mówiła Annie, było sporo gorzkiej prawdy,
uzmysłowił sobie Ike.
- Musisz jednak przyznać, że ta okolica stworzy nowe
możliwości - powiedział, ostrożnie dobierając słowa.
- Tak. Oczywiście. Dla innych ludzi. Ale nie dla mnie
i moich wychowanków.
- Annie...
- Nie mamy dokÄ…d iść. SÄ…siedzi tolerujÄ… nas tylko dla­
tego, że jesteÅ›my tu od dawna i wtopiliÅ›my siÄ™ w otocze­
nie. Wokół wszystko jest w kiepskim stanie, podobnie jak
nasz dom. Kiedy jednak stare budynki zostanÄ… zastÄ…pione
nowymi, nikt nas tu nie zaakceptuje. Dosłownie nikt.
W głosie Annie brzmiała rozpacz.
- Musi się znalezć jakieś rozwiązanie. Nie może być aż
tak zle, jak to przedstawiasz - odezwał się Ike.
Skrzyżowała ręce na piersiach. Zmarszczyła czoło.
- W ciÄ…gu ostatniego tygodnia wykonaÅ‚am setki telefo­
nów. BÅ‚agaÅ‚am, prosiÅ‚am, groziÅ‚am... Każdy z rozmów­
ców miał jakiś powód, by odmówić mi pomocy. Ale się nie
poddam. To jeszcze nie koniec.
- Nie wygrasz z władzami miast.
- Pewnie nie wygram. Ike, jestem zmęczona. Czuję się
jak zbity pies. - Kiedy podniosła głowę, zobaczył w jej
oczach łzy. - Ale się nie poddam. Tego zrobić nie mogę.
Po prostu nie mogÄ™.
To bezcelowe, pomyślał Ike. Annie nie ma żadnych
szans. Nigdy nie wygra. Wszystko i wszyscy sprzysięgli
się przeciw niej. Każda inna rodzina w tej koszmarnej
dzielnicy była szczęśliwa, uzyskując za swój podupadły,
niewiele wart dom furÄ™ pieniÄ™dzy. Każdy mieszkaniec po­
pierał projekt władz miejskich dotyczący modernizacji
PODARUJ WAM SZCZZCIE 125
dzielnicy. Był za. Bo nie miał absolutnie nic do stracenia,
a mnóstwo do zyskania.
Jedynie Annie Malone traciła wszystko.
Walka o Przytulisko nie miała szans. Gdyby wysiłki
mające na celu uratowanie domu spowodowały odroczenie
modernizacji całej dzielnicy, mieszkańcy mogliby otwarcie
wystąpić przeciw Annie i jej wychowankom. Kiedy w grę
wchodzą pieniądze, ludzie są w stanie robić różne okropne
rzeczy.
- Wcześniej czy pózniej stracisz dom i dobrze o tym
wiesz - odezwał się po chwili.
Odpowiedziało mu milczenie.
- A kiedy to nastąpi, dokąd pójdziesz? Co stanie się
z dziećmi?
Annie wzruszyła ramionami.
- JakoÅ› sobie poradzÄ™. MiaÅ‚am sporo różnych propozy­
cji pracy, ale z nich rezygnowaÅ‚am ze wzglÄ™du na Przytu­
lisko. Jeśli będzie trzeba, zawsze coś sobie znajdę.
- A dzieci? Co z nimi?
- Trafią do rodzin zastępczych lub do państwowych
domów dziecka. - Annie podniosła głowę. - Nie masz się
o co martwić. One też sobie poradzą. Niektóre wyuczą się
jakiegoś zawodu, co ułatwi im życie. Na przykład zaczną
okradać ludzi lub samochody. Włamywać się do mieszkań.
Dokonywać napadów. Nawet maÅ‚y Mickey szybko opanu­
je tego rodzaju umiejÄ™tnoÅ›ci. ZwÅ‚aszcza gdy znów zna­
jdzie się wśród ludzi, którym jego los będzie całkowicie
obojętny.
Mówiła prawdę. Bez Annie losy tych dzieci potoczyłyby
siÄ™ zle. Ike byÅ‚ bezradny. Nie miaÅ‚ ani odpowiednich po­
mieszczeń, ani środków. To prawda, że był zamożnym
człowiekiem. Ale nawet Rockefellerowie nie mieliby pod
ręką tak dużej gotówki.
126 PODARUJ WAM SZCZZCIE
- Musi przecież być coÅ›, co bÄ™dziemy w stanie wyko­
rzystać - powiedział.
- My? Po tym, co zrobiłeś, jak w ogóle śmiesz...
- Annie, przysięgam, gdybym wiedział, że chodzi
o twojÄ… dzielnicÄ™...
- Przestań wreszcie łgać!
Krzyknęła tak głośno, że aż ich oboje to zaskoczyło.
Annie spuÅ›ciÅ‚a gÅ‚owÄ™, unikajÄ…c wzroku Ike'a, a on zapra­
gnął nagle, by wszystko się zmieniło.
- Nie miałem pojęcia, że chodzi o twoją dzielnicę.
Gdybym wiedział, nie zaakceptowałbym tego projektu.
I z pewnością byłbym cię ostrzegł w porę i zostawił tyle
czasu, ile byłoby trzeba na rozwiązanie problemu dzieci.
- A podpis na piśmie? Był złożony na dwa dni przed
twojÄ… pierwszÄ… wizytÄ… w Przytulisku.
- I prawie trzy tygodnie po tym, gdy cię poznałem
- przypomniał. - Nie miałem pojęcia, co podpisuję.
- Czyżby?
- Na Boga, Annie...
- Nie zaczynaj znów się tłumaczyć. Tym razem nie dam
się podejść.
- Podejść?
- Tak. - Annie powoli potrzÄ…snęła gÅ‚owÄ…. - Wiedzia­
łam, iż to nienormalne, że taki facet, jak ty, zainteresował
siÄ™ mojÄ… skromnÄ… osobÄ…. JesteÅ› mężczyznÄ… bardzo atrakcyj­
nym i człowiekiem sukcesu, a ja jestem po prostu nijaka.
Jednak w miarę upływu czasu coraz bardziej dawałam się
nabierać na twoje słodkie słówka, które nie znaczyły nic.
Były tylko ruchem warg.
Ruch warg. Spojrzenie Ike'a przywarło do warg Annie.
Bezwiednie rozchylił usta, kiedy sobie przypomniał, jak
się całowali. W ciągu zaledwie ułamka sekundy stanęły mu
przed oczyma cudowne chwile, które, kochając się, spędzi-
PODARUJ WAM SZCZZCIE 127
li razem. Przypomniał sobie dotyk piersi Annie, gładką
skórę brzucha i ciepło bijące od jej ud. Przypomniał sobie
reakcję Annie, gdy je głaskał, i potem, kiedy dawał jej
rozkosz.
- Annie - szepnął. Wstał z fotela i szybko znalazł się
obok niej. Wziął ją w ramiona. - Nie niszcz tego, co było
między nami. Proszę!
Wydawało mu się, że Annie składa usta do pocałunku,
lecz ona, gdy się pochylił, odepchnęła go gwałtownie.
- Wyjdz stąd - powiedziała z goryczą w głosie. -
Opuść mój dom. Natychmiast.
- Annie, nie...
- Natychmiast.
Był zły i tak bezradny, jak jeszcze nigdy. Podszedł do
drzwi. Odwrócił się, żeby ostatni raz na nią spojrzeć. Nadal
staÅ‚a za biurkiem, z pochylonÄ… gÅ‚owÄ… i zwieszonymi rÄ™ko­
ma. Zrozpaczona.
- I tak kazaliby ci opuścić ten dom - odezwał się
jeszcze.
Annie skinęła głową, nie patrząc na Ike'a.
- Wiem. Jakoś dałabym sobie radę. - Wyprostowała się
i spojrzaÅ‚a mu w oczy. - Ale to ty, Ike, mnie stÄ…d wyrzu­
casz. Ty! PomyÅ›l o tym, gdy pewnego dnia staniesz po­
Å›rodku swego piÄ™knego, nowego osiedla. I spróbuj zapo­
mnieć, że kiedykolwiek byłeś w Przytulisku. Bo ja zrobię
wszystko, żeby wymazać z pamięci ten fakt.
- Sądzisz, że to ci się uda?
Westchnęła ciężko i odwróciła wzrok.
- Będę miała na to mnóstwo czasu. Całe lata przede
mnÄ….
Nie miaÅ‚a pojÄ™cia, co obudziÅ‚o jÄ… w Å›rodku nocy. Otwo­
rzyła oczy. Wokół panowały ciemności. Było słychać tylko
128 PODARUJ WAM SZCZZCIE
zwykÅ‚e odgÅ‚osy. Szum wentylatora ustawionego na para­
pecie frontowego okna, ciche brzęczenie palącej się lampy
ulicznej i od czasu do czasu krzyki nastolatków dochodzÄ…­
ce zza rogu. Nic niezwykłego. A więc co sprawiło, że się
obudziła?
UsiadÅ‚a na łóżku i wytężyÅ‚a sÅ‚uch. Ogarnęły jÄ… zÅ‚e prze­
czucia. Od dwóch tygodni, to jest od dnia, w którym wy­
stąpiła na drogę sądową przeciw władzom miasta i firmie
Ike'a, wokół Przytuliska dziaÅ‚o siÄ™ wiele dziwnych i nie­
przyjemnych rzeczy.
Ani przez chwilę Annie nie sądziła, że sprawę tę wygra.
Zapłaciła adwokatowi słone honorarium, żeby to od niego
usłyszeć. Dzięki wystąpieniu do sądu zyskała tylko trochę
czasu. W całej dzielnicy roboty odroczono.
Fakt ten zbulwersowaÅ‚ sÄ…siadów Annie, niektórych na­
wet rozwÅ›cieczyÅ‚. Zaczęła regularnie dostawać pocztÄ… ano­
nimy z obelgami i pogróżkami. WymyÅ›lano jej też i gro­
żono przez telefon. A na murze domu ukazywaÅ‚y siÄ™ wy­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl