[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sprowadziliście do tych pieczar tylko wasze ciała i nawet nie macie na tyle przyzwoitości, żeby
zgnić jak normalne zwłoki.
Wielu spośród Kel Dorów wyglądało na urażonych. Między innymi Chara, który przecisnął
się na czoło widowni i podszedł do podwyższenia.
- Teraz po prostu nas obrażasz.
- A to cię złości, ponieważ wciąż jesteś wśród żywych. -Luke popatrzył na niego. - Zmarli
się nie obrażają, Charsae Saalu.
- Nazywam się Chara.
Luke zeskoczył na dół i ominął Charę. Podszedł do Ithii.
- Oto kobieta, która kiedyś regularnie pokonywała cię w walce, Charsae Saalu. Teraz już ci
nie dorównuje. Co się stało? Czyżby osłabła z wiekiem?
Chara wzruszył ramionami.
- Oczywiście, że nie. Tutaj nie trenuje już tyle co kiedyś.
- Dlaczego?
- Nie ma takiej potrzeby.
- Oczywiście, że nie ma potrzeby. - Luke wszedł w tłum; Kel Dorowie rozstąpili się, żeby
go przepuścić. - Uważanie się za zmarłych, świadomość, że nie macie żadnej przyszłości,
wypłukuje z was wszelką energię i nadzieję. Wysysa z was życie. Osłabia was w Mocy. Jak w
ogóle moglibyście czuć jakąkolwiek potrzebę?
Luke zatrzymał się przed Wyssem.
- A oto mamy chłopaka, który porzucił życie na powierzchni, żeby służyć wam tutaj. I co
otrzymuje w zamian poza jedzeniem, wodą i możliwością służby? Niewiele. %7ładnej szansy na
naukę, samodoskonalenie, rozwój. Rozwój jest dla żywych. Tutaj jest Jaki za życia, taki po
śmierci .
- Debatowaliśmy nad filozofią, o której mówisz - odezwał się jeden z Mistrzów imieniem
Burra, jeszcze bardziej pomarszczony niż Ukryty.
Luke rzucił Burrze pogodny, choć kpiący uśmiech.
- Brawo! Debata wydaje się dobrym zajęciem dla zmarłych. Mogłaby ożywić cmentarze. I
jakim wynikiem zakończyło się głosowanie?
Burra wyglądał na zmieszanego.
- My tutaj nie głosujemy.
- Ponieważ o wszystkim decyduje wasz władca umarłych.
Burra zawahał się, po czym pokiwał głową.
- Czy spośród tych z was, którzy brali udział w debacie, większość była za tym, żeby
pozwolić zmarłym uczyć się nowych rzeczy?
- Dosyć tego. - Ukryty wstał. - Zebranie skończone. Wszyscy wracają do swoich
obowiązków.
- Macie obowiązki wobec żywych - odparował Luke - które porzuciliście. Możecie porzucić
je jeszcze na pięć minut. - Wykonał gest i pancerne drzwi się zamknęły. Kel Dorowie, którzy
zmierzali już do wyjścia, zawahali się, zmieszani, po czym zawrócili w stronę tronu. - Chcecie
ocalić nauki Baran Do, prawda? - ciągnął Luke. - Szczytny cel. Chcecie być przygotowani na
wypadek kolejnej czystki. Słusznie. Koro Ziilu, czy wiesz, jak Jedi przetrwali ostatnią czystkę?
- Już się tak nie nazywam.
- Wiesz?
- Szczęśliwie dwóch Jedi przeżyło. Twoi Mistrzowie: Obi-Wan Kenobi i Yoda.
- Nie. - Luke pokręcił głową. - Oczywiście, oni przeżyli tamte wydarzenia. Ale w galaktyce
byli jeszcze inni Jedi i eks-Jedi. Były zasoby, takie jak Holocron Jedi. Jedi przetrwali, ponieważ
byli rozproszeni, ich wiedza była rozsiana po całej galaktyce. Wy, Baran Do, chcecie przetrwać
poprzez koncentrację. Rzadko kiedy któryś z was w ogóle opuszcza Dorina, a wasz plan awaryjny,
ten zespół jaskiń, dzieli od zagłady zaledwie jedna bomba toksyczna lub trzęsienie gruntu.
Popieram wasz cel... ale sposób jego realizacji jest skazany na niepowodzenie.
Wśród Kel Dorów rozległ się szmer. Ben odniósł wrażenie, że nie są to rozmowy osób,
które nagle przejrzały na oczy, ale głosy ludu, który już wiele razy wyrażał te obiekcje po cichu i
daremnie wobec sprzeciwu swojego władcy.
- A to i tak byłaby dla was dobra śmierć - ciągnął Luke. -Szybka i zdecydowana. Bardziej
prawdopodobne jest to, że większość z was po prostu zwiędnie. Tak jak Ithia. - Luke obrócił się,
próbując nawiązać kontakt wzrokowy z jak największą liczbą Kel Dorów. - Kto z was jest
najlepszym wojownikiem?
- Ithia - powiedział ktoś.
- Chara - dodało dwoje lub troje, wśród nich Ithia.
Luke pokiwał głową.
- A więc Charsae Saal, ponieważ ma dziesiątki lat doświadczenia. I ponieważ przybył tu
dopiero niedawno, więc nie jest jeszcze apatycznym, pozbawionym życia odbiciem samego siebie.
Ale i tak gaśnie już od lat. Przez cały ten czas przygotowywał się na śmierć. Założę się, że jest już
cieniem samego siebie. I że mój syn, który ustępuje mu doświadczeniem o wiele, wiele lat, zdoła go
pokonać.
Ben zamarł, za wszelką cenę starając się nie wyglądać jak leśne stworzenie, przyłapane w
reflektory nadlatującego śmigacza. Czując na sobie spojrzenia licznych Kel Dorów, przybrał
gniewny wyraz twarzy i pozę twardziela.
- A o co chcesz się założyć? - Ukryty siedział znów na tronie. Głos miał chłodny.
- Jeśli Ben przegra, nie poruszę więcej tego tematu, dopóki będę mieszkał w tych
pieczarach.
- Dobrze. - Ukryty skinął na Charę. - Do dzieła.
Chara pokiwał stanowczo głową.
- Tak jest, Mistrzu.
Kel Dorowie wycofali się ze środka sali, pozostawiając w otoczonym kolumnami kręgu
jedynie Charę, Bena i Luke a.
Ben odwrócił się do ojca.
- Znowu mi to robisz - wyszeptał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl