[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Odjechała szybko i zniknęła w deszczu, a dwaj mężczyzni wskoczyli z
powrotem do szoferki ciężarówki.
- Udało się nam na razie przynajmniej jedno, jak dotąd nie ma blokad
drogowych - odezwał się Youngblood. Chavasse wzruszył ramionami.
- Jesteśmy teraz o ponad dwieście pięćdziesiąt kilometrów od Fridaythorpe.
Nie szukają nas z pewnością tutaj, przynajmniej na razie.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
- Wobec tego zupełnie niepotrzebnie wlekliśmy się tym starym pudłem.
Mogliśmy pozbyć się dziewczyny i wziąć forda. Chavasse owi z trudem udało się
opanować gniew.
- Może ty wolałbyś błąkać się sam po Bampton i afiszować się wszędzie ze
swoją twarzą, próbując znalezć Alma Cottage? - warknął. - Bo ja nie. Jeśli jeszcze
naszych podobizn nie ma na pierwszych stronach gazet, to powinny siÄ™ tam
niedługo znalezć. - Potrząsnął głową. - Nie wiem jak ty, ale ja uważam, że ona jest
nam naprawdę potrzebna i warto ją zabrać z nami.
- Może i masz rację - przyznał niechętnie Youngblood.
- Nawet na pewno.
Chavasse rozwalił się na siedzeniu obok kierowcy i paląc jeden z ostatnich
papierosów, rozważał w myślach ich aktualną sytuację. Jak na razie była niezła. Fakt,
że Crowther oszukał swoich pracodawców, śledząc przekazywanych uciekinierów
aż do Bampton, był dla nich prawdziwym zrządzeniem losu. Bez tego nie mieliby
żadnych szans i cała ta jego maskarada - długie, nużące miesiące w więzieniu - nie
zdałaby się zupełnie na nic.
Ale to, co działo się teraz, było chyba nawet jeszcze ważniejsze. Zastanawiał
się, co będzie miała im do powiedzenia Rosa Hartman, niewidoma kobieta, o której
wspomniał Crowther. Możliwe, że bardzo niewiele.
Na zakręcie drogi ukazał się ford i po chwili zatrzymał się przy nich. Molly
wysiadła z niego, niosąc karton papierosów i gazetę.
- Alma Cottage jest po tej stronie wioski - powiedziała. - Właśnie
przejeżdżałam obok niego. Po prawej stronie szosy jest wąska uliczka. Jakieś
dwieście metrów za zakrętem. Ten dom stoi mniej więcej w jej połowie. Bardzo
Å‚adny.
Youngblood otworzył gazetę i jego podobizna prawie wyskoczyła mu na
spotkanie. Nie było to zdjęcie z więzienia, ale zrobione w czasie procesu na schodach
sądu. Uśmiechał się na nim do tłumu, wznosząc rękę w beztroskim pozdrowieniu.
Znając go tylko z tego zdjęcia, tysiące zwykłych obywateli w całym kraju
doszło zapewne wtedy do wniosku, że potraktowano go zbyt surowo. Podobnie jak
dzisiaj muszą mieć w głębi serca nadzieję, że uda mu się uciec.
- Niezle, co? - odezwał się, a w jego głosie zabrzmiała nuta dumy, której nie
udało mu się ukryć. - Dajemy tym sukinsynom popalić.
Ciągle to samo. Stała potrzeba rozgłosu za wszelką cenę, to samo
podświadome dążenie do samounicestwienia. Chavasse nic jednak nie powiedział.
Pod zdjęciem Youngblooda było też jego zdjęcie, ale dużo mniejsze. Harry
zachichotał.
- Prawie o tobie zapomnieli, Drum. To nawet nie jest do ciebie podobne.
Chavasse pokręcił głową.
- Zostawiam ci całą popularność, którą uwielbiasz. Natomiast jeśli o mnie
chodzi, nie zaznam spokoju, dopóki o nas obu nie będzie najwyżej trzy linijkowej
wzmianki na końcu ósmej szpalty, na dwunastej stronie.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
- A to nie nastąpi wcześniej niż za tydzień. Ci chłopcy z gazet umieją wyczuć
dobry temat, gdy na niego trafią. - Youngblood złożył gazetę i cisnął ją do szoferki
ciężarówki. - Tak czy siak, ruszajmy.
- Właśnie się nad tym zastanawiałem - powiedział Chavasse. - Moglibyśmy
wpaść w niezłe tarapaty. Nie ma sensu, żebyśmy obaj tam szli.
- To nawet nie najgorszy pomysł. - Youngblood uśmiechnął się szeroko i
otoczył dziewczynę ramieniem. - Ja zostanę tutaj i popilnuję Molly.
- W porządku - spokojnie stwierdził Chavasse. - Jeśli nie wrócę za godzinę,
lepiej pojaw siÄ™ i sprawdz, co siÄ™ ze mnÄ… dzieje.
- Jeśli jeszcze tu będę - zauważył sardonicznie Youngblood.
Chavasse skinął głową. jeśli się nad tym zastanowić, to rzeczywiście nie jest to
niemożliwe.
- W takim razie wezmę połowę naszej forsy - na wypadek, gdybym miał
radzić sobie dalej sam.
Youngblood wyraznie się zawahał, wyjął jednak portfel Crowthera.
- Czemu nie? - Odliczył dwadzieścia pięć funtów, dając je Chavasse owi
razem z garścią drobnych. - A skąd ja mam mieć pewność, że nie postanowisz zwiać
na własną rękę?
- Nie będziesz miał tej pewności - stwierdził Chavasse, odwrócił się szybko i
odszedł w mokrą od deszczu ciemność.
Youngblood spojrzał na dziewczynę, która wpatrywała się w niego nieśmiało.
Oczy jej błyszczały, a twarz miała mokrą od deszczu i, o dziwo, nie wyglądała wcale
tak brzydko. Objął ją w pasie, ściskając delikatnie. Chodz, mała, mamy przed sobą
pewnie dość długie oczekiwanie. Możemy równie dobrze wejść na tył ciężarówki i
usadowić się tam wygodnie.
- Dobrze, Harry.
Poszła pierwsza, a kiedy pomagał jej przejść przez klapę z tyłu, ręce trzęsły
mu siÄ™ z podniecenia.
Alma Cottage okazała się starym budynkiem z szarego kamienia w połowie
pokrytym bluszczem - stojącym dość daleko od uliczki. Długi, wąski ogród był
mokry od deszczu, a jedynymi kwiatami, jakie w nim rosły - wczesne żonkile.
Wyłożoną płytami chodnikowymi ogrodową drogą Chavasse doszedł do ganku i
przeczytał napis na mosiężnej tabliczce przy drzwiach:  Madame Rosa Hartman -
konsultacje tylko w czasie umówionych wcześniej spotkań .
Zapukał. Wewnątrz domu usłyszał najpierw dziwne od głosy jakby szybki
tupot czyichś kroków, tak lekki, że podobny do szelestu suchych liści poruszanych
wiatrem, następnie niskie warknięcie potężnego psa, a potem zapadła znowu
całkowita cisza. Po chwili dobiegł go rytmiczny stukot laski, drzwi domu zostały
gwałtownie otwarte i stanęła w nich jakaś kobieta. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl