[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jeszcze nie próbowałam. Rozrasta się jak chwasty.  Napełnia talerz Polly stosem przyprawionych
jarzynowych liści  I pierwsza botwinka... Proszę...
Polly przeszywa matkę wzrokiem.
 Mamo, proszę, wybacz, że to mówię, ale wydaje mi się, że lepiej byłoby, gdybyś coś z siebie
wyrzuciła. Zamykasz się przed ludzmi. Dobrze, rozumiem, że taka po prostu jesteś, ale uważam, że to
wcale nie jest dobrze.
Elaine przywykła już do tego, że Polly lubi, jak twierdzi, przemówić jej do rozumu. Pierwszy
raz spróbowała tego w wieku trzech latek i tak już zostało. Zwykle chodziło o odżywianie albo ubiera-
nie, a niekiedy o sposób prowadzenia domu. Teraz, widać, Polly zajęła się sprawami zasadniczymi.
 Owszem, wydaje mi się, że pamiętam chwilę zadurzenia.
 Zadurzenia?  wyrywa się Polly.  Chwilę zadurzenia! Rety, mamo, co ty mówisz!
Tak naprawdę, Elaine stara się mówić szczerze. Rzeczywiście tyle pamięta. Usiłuje teraz wy-
szukać w pamięci jakieś gorące chwile, jakieś porywy, jakąś namiętność. Tak, coś jej się nawet przy-
R
L
T
pomina; tamten jasny dzień, kiedy chodzili z Nickiem ścieżkami Sussex, krótko przed ślubem, a ona
promieniała rozanielona, zadowolona z życia, z siebie, z tego, co ją czeka... tak, to była miłość.
 No tak, rzeczywiście, było chyba coś więcej...
 Mam nadzieję  rzuca sucho Polly i zapada w zadumę.  Ja sama byłam zakochana, nawet
bardzo, ale wiesz, uważam, że to nie była ta jedyna, prawdziwa miłość. Nie takie pięciogwiazdkowe
danie, poruszające niebo i ziemię, no, raczej przekąska albo parę dobrych przekąsek. Wciąż czekam.
 Masz jeszcze trochę czasu  zgadza się Elaine.  Co słychać w pracy?
Polly nie ma ochoty rozmawiać teraz o pracy.
 Czy Kath kochała Glyna?
Co ona z tą miłością? Interesuje ją miniona miłość czy ta, która ma dopiero nadejść? Miłość
Elaine czy jej brak miłości? Może jej własna, nowa miłość? Elaine niechętnie podejmuje ten temat.
 No, myślą, że tak  zaczyna.  Hm... W każdym razie robiła wrażenie osoby szczęśliwej.
Kath idzie po schodach Urzędu Stanu Cywilnego w Welborne, z uśmiechem na twarzy. Uśmie-
cha się do Elaine, która stoi po drugiej stronie ulicy z aparatem fotograficznym przy oku. Ma podwi-
nięty rąbek spódnicy.
 A kiedy Kath nie robiła wrażenia osoby szczęśliwej?!  sarka Polly.
Elaine chce przerwać tę rozmowę, jeśli w ogóle można tu mówić o rozmowie, ale widzi, że
Polly jest dzisiaj nastawiona bojowo. Nie może też zbyć ją cierpkim:  Czy musimy o tym rozma-
wiać?", ponieważ Polly nie daje jej powodu: trzyma się z dala od tematu Nicka.
Naraz Polly zaczyna z innej beczki.
 Wiesz, ja już nic nie rozumiem. Nie rozumiem, jak ludzie mogą być tacy... tajemniczy. Wy-
daje ci się, że ich znasz, że wszystko jest w porządku, że są zszyci na miarę, a raptem rozsypują się w
puch i błądzisz w tym puchu jak we mgle. Rozpadają się nawet w twojej głowie. Rany, zupełnie już
nie rozumiem Kath. To znaczy, przecież znałam Kath. Nie rozumiem taty... on jest w totalnej rozsypce,
uwierz mamo, brudne koszule, zaniedbane włosy, nieogolony. Patrzę na niego i nie mam pojęcia, co
mu chodzi po głowie. Ciebie, mamo, też nie rozumiem. Kompletnie.
O szyby cieplarni bije skrzydłami uwięziony w środku motyl, lata z furią to w górę, to w dół,
żółto-brązowa rusałka pokrzywnik. A za szybą świeci słońce, wypuszczając promienie zza gęstych
gałęzi dzikich jabłoni, przemieniając trawnik w mieniący się brokat zieleni i złota. Na końcu ścieżki
Pam pcha przed sobą taczkę. Z taczki coś wypada, Pam zatrzymuje się i schyla, by podnieść zgubę.
Elaine jest świadoma tego wszystkiego; nieodmienna scenografia za oknem, uspokajająca, ale mało
harmonizująca z obecnością córki. Polly w niczym już nie przypomina trzydziestolatki; wydaje się, że
te skargi i żale znów płyną z ust ośmio-, dziesięcio-, dwunastolatki.
 Nie rozumiem, jak wszystko może się tak zmienić. Jasne, życie polega na tym, że toczy się
naprzód, bez przerwy i bez względu na wszystko. Ale... przecież ono nie skacze raptem do tyłu, a tak
R
L
T
się dzieje, jak widzę, z waszym życiem, twoim i taty. Tato jest połową siebie. Marnieje w oczach. Za-
stanawiam się nad jakąś terapią. Słyszałam o pewnej...
Elaine przerywa jej gwałtownie.
 Nie. I jeszcze raz nie.
Patrzy na Polly, która odsunęła na bok nie dokończony obiad i zerka na matkę spojrzeniem
ofiary i buntownika jednocześnie.
Elaine rozumie nagle, że uczucie, którego doświadcza, to poczucie winy. Rozumie też, że nie
opuszcza jej ono od pewnego czasu. Czuje się winna wobec Nicka. Jak to możliwe? Przecież to ona
doznała krzywdy. Role jednak dziwnie się odmieniły. Teraz ofiarą zdaje się być Nick; to jego życie
zawisło na włosku, to on zasługuje na zainteresowanie i troskę. Tymczasem ona jest nierozsądna, nie-
przejednana i niemiła.
 Pamiętasz chyba, kto zaczął?  pyta po chwili.
 Och, mamo... Oczywiście, że pamiętam. Ale spójrz na siebie... naprawdę, mamo, wszystko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl