[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rzekła ostro.
Twarz Móriego spochmurniała.
 To wyłącznie sprawa moja i Tiril. Czego chciałaś się dowiedzieć?
Catherine musiała improwizować. Chodziło wszak o to, by zachować pozory.
 Widzisz, czasami trudno mi wybrać odpowiednią kurację. Co twoim zda-
niem jest najlepsze przeciwko koszmarom sennym? Zawiesić na szyi krzywą ga-
łązkę świerku, brzozy albo sosny, czy też wbić nóż w okrycie od spodu? Ostrze
powinno wystawać i kiedy zmora się pojawi, by się na człowieku położyć, na-
dzieje się na nóż. Wtedy następnego dnia człowiek, który wysłał zmorę, zostanie
znaleziony martwy, z nożem w piersi.
Móri patrzył na nią bez słowa, mówiła więc dalej:
 A co byś polecił na wywołanie wiatru? Czy lepiej dmuchnąć w fujarkę
i zaraz zdeptać ją nogami, czy też wbić miech w ziemię, ustawić na nim beczkę,
nadmuchać go powietrzem i potem gwałtownie je wypuścić?
 Dlaczego mnie o to pytasz? Przecież sama znasz odpowiedzi.
 Pytałam o twoje zdanie, bo jestem pełna podziwu dla twych czarnoksię-
skich umiejętności.
Móri znów wyjrzał przez okno.
 To, o czym mówisz, to norweska magia. A poza tym ten pierwszy sposób,
o którym wspomniałaś, jest dla koni, nie dla ludzi. Ja posługuję się islandzkimi
czarami.
 Naucz mnie ich!
 Nie. Nauka i tak poszłaby w las.
Catherine nie śmiała pytać, dlaczego. Nie chciała znać odpowiedzi.
Sięgnęła po inny sposób. Z kącika oka wycisnęła kilka łez.
55
 Móri, ty jedyny mnie rozumiesz, tamci są na to zbyt prości. Jestem tak
rozpaczliwie samotna. I wszystkie te nauki o czarnej magii sprawiają, że w nocy
dręczą mnie koszmary. Czy nie mogę zostać u ciebie na noc? Boję się spać sama
w pokoju, który mi przydzielono. Wydaje mi się, że jest nawiedzony.
 Potrafisz chyba oczyścić miejsce z upiorów? Poza tym moich zaklęć nie
nazywam czarnÄ… magiÄ….
Przez cały czas nie spuszczał oka z grających. Nagle twarz rozjaśniła mu się
w uśmiechu.
 Przestań, Tiril, okropnie oszukujesz!
Catherine, słysząc dobiegający z zewnątrz śmiech, wpadła we wściekłość. Czy
mam go dotknąć we wrażliwe miejsce? Zadawała sobie w duchu pytanie. Czy
też może rozebrać się, żeby rozbudzić w nim żądze? Nie będzie mógł nad sobą
zapanować, cóż za triumf!
Nie śmiała jednak ryzykować, że zostanie wyrzucona. Znów obudziła się jej
nienawiść do Tiril i Catherine zaczęła snuć plan, jak pozbyć się dziewczyny raz na
zawsze. Gdyby tylko nie towarzyszyła im w podróży, obaj mężczyzni należeliby
wyłącznie do niej.
Znała wiele sposobów na unicestwienie wroga. Najpewniejsze były trujące
rośliny. Które z nich miała wśród swoich zapasów?
Najgorsze jednak było, że bliskość Móriego już ją rozpaliła. Nie mogła za-
panować nad drżeniem. Całą siłą woli powstrzymywała się, by się do niego nie
przytulić, taki był przystojny, taki fascynujący. Kochać się z nim to jakby ob-
cować z kimś, kto nie jest człowiekiem, lecz boską istotą, demonem czy innym
stroniącym od światła stworzeniem. Tak bardzo go pragnęła. . .
A on widział tylko Tiril. Zabiję ją, postanowiła Catherine. Uczynię to na pew-
no, skończę z tą dziewczyną.
W tej samej chwili powietrze w pokoju pociemniało, spowił ich gęsty, szary
mrok. Catherine zdrętwiała. Kątem oka coś dostrzegła, coś strasznego, ohydnego
czołgało się po podłodze, ale nie pokazało się w całości. Coś innego czaiło się za
jej plecami, coś olbrzymiego wznosiło się nad nią i chciało wyrządzić jej krzywdę.
Zabrakło jej tchu.
 Musisz uważać na swoje myśli, Catherine  powiedział Móri, nie od-
wracając się.  Teraz najlepiej będzie, jak sobie pójdziesz. A jeśli kiedykolwiek
tkniesz Tiril, czeka cię straszliwa, powolna śmierć.
Catherine zacisnęła powieki, żeby nie patrzeć na to, co ją otaczało, po omacku
dotarła do drzwi, otworzyła je i zamknęła za sobą z głośnym trzaskiem.
 Dziękuję!  Móri odwrócił się w stronę pustego pokoju.  Dziękuję za
pomoc!
 Z tą piękną modliszką sam byś sobie poradził  usłyszał głos swego na-
uczyciela:  Wiemy jednak, że twoim czułym punktem jest Tiril. Czuwamy więc
nad niÄ…. Dla ciebie.
56
 Jeszcze raz wam dziękuję. Nie zasłużyłem na jej wierność ani na waszą
pomoc.
 To prawda, nie zasłużyłeś. A teraz żegnaj!
Znów został sam.
 Boże  szepnął.  Jak mogłem tak zagmatwać swoje życie?
Catherine, łkając z przerażenia i gniewu, pobiegła prosto do swego pokoju i z
płaczem padła na łóżko.
Cóż za nieprawdopodobnie potężny czarnoksiężnik, myślała, czując, jak żal
ściska jej serce. W jaki sposób zdołał wywołać tę ostatnią iluzję? W dodatku to nie
pierwszy raz, poprzednio było tak samo, kiedy chciałam zaatakować to przeklęte
zero.
Ale on jest taki wspaniały! Pragnę go dotykać, przycisnąć się do jego bioder,
poczuć, że mnie pożąda, zerwać z niego pelerynę i zobaczyć go takim, jakim jest
naprawdÄ™!
Podniecenie ogarnęło ją, jeszcze zanim weszła do pokoju Móriego. Teraz nie
mogła dłużej nad sobą zapanować, ściągnęła suknię i sama się zaspokoiła. Ciało
miała tak rozpalone, że nastąpiło to prawie natychmiast.
Z jękiem opadła na poduszki.
 Ale ja go zdobędę! Będzie jadł mi z ręki, żebrał o moje względy, padnie mi
do stóp i zapomni na zawsze o przeklętej Tiril, porzuci ją gdzieś po drodze i dalej
pojedzie tylko ze mną. Wybuchnęła histerycznym śmiechem.
Rozdział 8
Gospodyni prowadząca zajazd wiele wiedziała o Tiveden.
O zmierzchu zasiedli wraz z nią w ogrodowej altanie. Chętnie dzieliła się z go-
śćmi wiadomościami.
Catherine  wybaczyła Móriemu jego wcześniejszy chłód, Tiril i Erling za-
kończyli grę w palanta, w przeciwieństwie do Nera, który z najlepszą w zajezdzie
szmacianą piłką w zębach zachęcał Erlinga do dalszej zabawy.
W końcu udało im się jakoś uspokoić rozdokazywanego psa i mogli skupić się
na rozmowie.
 Tak, tak, Fagertärn! PoÅ‚ożone jest stÄ…d na poÅ‚udnie, bliżej Wetter. ByÅ‚am
tam kiedyś, leśna dróżka biegnie niemal tuż nad jeziorem. Ale jest prawie niewi-
doczna. W Tiveden łatwo zabłądzić.
 Sądzi pani, że zdołamy ją sami odnalezć?  spytał Móri.  A potem trafić
do jeziora?
Właścicielka zajazdu popatrzyła mu w oczy i przeniknął ją dreszcz. Czyżby
Szatan we własnej osobie wstąpił na Ziemię, by swą nieodpartą urodą uwodzić jej
mieszkanki? Dyskretnie mu się przyjrzała. Nie, nie widać kopyt ani ogona. Ale
pewnie potrafi je dobrze zamaskować.
Ponieważ jednak drugi mężczyzna  przystojny młody człowiek, sympatycz-
na panienka i ekstrawagancka baronówna zdawali się w pełni akceptować swego
niezwykłego towarzysza, należało chyba przypuszczać, że jest on człowieczego
rodu.
 Nie wiem  odparła niepewnie.  Może lepiej, aby poprowadziło was
jeszcze dwóch mężczyzn. Z Tiveden nie ma żartów. Głębokie lasy wiele w sobie
kryjÄ….
Umilkła zamyślona, tylko raz po raz zerkała przez ramię na Móriego.
 Zwierzęta?  cicho zapytał Erling.
 Owszem, są tam dzikie zwierzęta i rozbójnicy, uciekający przed prawem.
I wiele innych stworzeń, o których nie należy mówić głośno. . .
Podniosła głowę.
58 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl