[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przez Mags list nabiera sensu... Ale dumam nad tym i dumam, i nadal nie potrafię
odpowiedzieć na pytanie, czemu Stanton zaproponował właśnie Jamesa?
- Dlatego, że James potrzebował pieniędzy?
- Wiemy przecież, że nie jest całkowicie zrujnowany, El-
speth!
- Nie, ale może chodziło o debiut towarzyski Maddie?
- Wyobrażasz sobie Jamesa zdradzającego ojczyznę po to, by bal na cześć siostry
wypadł wspanialej?! W najgorszym razie mógł poszukać posażnej żony!
- Nie  odparła natychmiast Elspeth - nie wyobrażam sobie Jamesa ani jako zdrajcy, ani
jako łowcy posagowego!
Ani w ogóle jako żonatego mężczyzny! Ta myśl przyszla jej do głowy zupełnie
nieoczekiwanie, Elspeth siedziała cichutko i analizowała ją. Tak, wszystko się zgadza... O
wiele lepiej niż wszelkie poprzednie przypuszczenia! Ze też dopiero teraz przyszło jej to
na myśl!
 Val, a jeśli Stanton już wcześniej szantażował Jamesa i dlatego właśnie był pewny, że
nie odrzuci takiej oferty?
Val zastanawiał się przez chwilę.
- Owszem, wtedy by się wszystko zgadzało - przyznał. - Ale czym, na litość boską, mógł
szantażować Jamesa?!
 Chyba sam James najlepiej ci to wyjaśni  odparła cicho Elspeth.
- Więc uważasz, że powinienem go uprzedzić? Niewąt
pliwego zdrajcę?
- I dobrego przyjaciela. Val jęknął.
- Ostrzegę go... - zgodził się. - Ale kim wówczas sam się okażę?
- Równie dobrym przyjaciełem. - Elspeth dostrzegła ból w oczach męża i ujęła obie jego
ręce.  Czy potrafiłbyś bez ostrzeżenia zadenuncjować Jamesa przed Grantem?
Przecież mogą go powiesić!
- Raczej skażą na deportację... ale i to okryje straszliwą hańbą i jego, i całą rodzinę. 
Val mocno uścisnął ręce żony.  Jeżeli jednak uprzedzę Jamesa, stanę się również
zdrajcą. Splamię mój honor oficera i... - dorzucił z ironią - dżentelmena.
Elspeth spojrzała mu w oczy.
 I ja się cieszę, że jesteśmy przyjaciółmi, Val. Jesteś dla mnie uosobieniem honoru,
wzorem dżentelmena... bez względu na to, jaką podejmiesz decyzję.
208
Val puścił ręce żony i obu dłońmi objął jej twarz. Potem pochylił się i ucałował ją
delikatnie.
- Ełspeth, ja... jestem bardzo szczęśliwy, żeśmy się pobrali.  Omal mu się nie wyrwało
 kocham cię . Ale jeśli z jej strony to tylko przyjazń? Postawi ją w niezręcznej sytuacji:
będzie się usprawiedliwiała przed nim z braku miłości!
- Jutro bal na cześć lady Madeline, Bogu dzięki! Nie mogę niezwłocznie zagrać z
Jamesem w otwarte karty, bo zepsułbym całą uroczystość. Potem jednak ostrzegę go i
dam mu szansę wyjaśnienia wszystkiego. A jeśli okaże się, że to Stanton zaaranżował
wszystko dla własnej perwersyjnej uciechy... przysięgam na Boga, że za to zapłaci!
Rozdział XXXV
Hrabia zapowiedział, że przyjedzie po nich swoim powozem, toteż następnego wieczora
wszyscy troje ugrzęzli
długim szeregu pojazdów zdążających do londyńskiej rezydencji Lambertów.
- Jesteście dziwnie milczący - zauważył hrabia.  Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem
w sprzeczce zakochanych!
- Ależ skąd - zapewniła go Elspeth z uśmiechem. - Jesteśmy po prostu zmęczeni. %7ładne
z nas nie przywykło do życia towarzyskiego.
- Mam jednak wrażenie, że wszystko poszło dobrze... A co ty o tym sądzisz, Valentine?
- To, że pan hrabia jest naszym sprzymierzeńcem, nakłada kaganiec plotkarzom -
przyznał Val. - Jestem ogromnie wdzięczny, zwłaszcza ze względu na Elspeth.
- Czy myślałeś może o wystąpieniu z wojska? - spytał ojciec.  Moglibyście osiąść na
stałe w Anglii i zająć właściwe miej sce w towarzystwie.
 Moje miejsce jest w szeregach armii, panie hrabio, przynajmniej do końca wojny -
odrzekł bez zastanowienia Val.
- Ale co z twoją żoną?
- Nie wyobrażam sobie życia bez wojska, Charlesie - odparła Elspeth, ściskając rękę
męża.
- No, dotarliśmy wreszcie!  oznajmił Vał, rad z przerwania rozmowy. Nie miał wcale
ochoty dyskutować z ojcem
na temat przyszłości.
 Tłok aż miło, prawda?  uśmiechnęła się Maddie, gdy Elspeth i Val dotarli wreszcie
do niej.  James to wzór brata!
- Zasłużyłaś na wszystko co najlepsze, Maddie - oświadczył James.  Teraz tylko
postaraj się powalić któregoś z wielbicieli na kolana!
James otworzyl bal z Maddie, potem zaś przyglądał się z pobłażliwym uśmiechem, jak
inni porywają siostrę do następnych tańców.
- Nie tańczysz, Jamesie? - Po skończeniu kadryla Val na prośbę żony podszedł wraz z
nią do markiza.
 Miałeś rację co do tych mlodzieńców, Jamesie! Kłócą się teraz, który z nich
poprowadzi Maddie do kolacji. Zdaje się, że przyrzekła to obu!  roześmiał się Val.
- Szelma!
209
 Myślisz, że wyróżnia któregoś z nich, Jamie? Mnie się nie zwierzyła  wtrąciła
Elspeth.
- Nie sądzę, choć bardzo chętnie wydałbym ją za każdego z nich. Obaj to wspaniali..,
młodzieńcy.
 Chciałeś powiedzieć  chłopcy , prawda? - zauważył yal z żartobliwym uśmiechem.
- Wiem, że są ode mnie młodsi zaledwie o kilka lat, Valentine, ale w porównaniu z nimi
czuję się niemal starcem.
 Doskonale cię rozumiem, Jamesie  powiedziała Elspeth ze współczującym
uśmiechem. - Czułam się tak samo w towarzystwie moich koleżanek z pensji.
- Już stroją instrumenty... Czy uczynisz mi ten zaszczyt, Elspeth? Nie masz mi chyba za
złe, yal, że porwę twą małżonkę w tany?
- Ależ skąd!
Val poczuł ulgę, ujrzawszy Deyereaux. Podszedł do młodzieńca gawędzącego z grupką
rówieśników.
I- Czy mógłbym zamienić z panem słówko, wicehrabio?
- No... tak, oczywiście, panie poruczniku. Za chwilę wró; cę i upomnę się o mój taniec -
zwrócił się do jednej z mb
dych dam.
Val odciągnął go do pokoju na uboczu.
- Już się pan skontaktował z tym człowiekiem? - spytał prosto z mostu.
 Prawdę mówiąc, tak. Zamierzałem przesłać panu wiadomość jutro rano. Zjawi się w
ministerstwie o trzeciej.
 Ja też tam będę.
- Ale co z tego wyniknie? - spytał niespokojnie Deye
reaux.
- No cóż, przekonamy się jutro, milordzie!
Gdy Deyereaux wracał do swej partnerki, by porwać ją do tańca, drogę zastąpił mu
Lucas Stanton.
- Widziałem, jak stąd wychodził ten bękart Faringdona. O czym mogliście ze sobą
gadać?  spytał podejrzliwie.
- Pytał... czy można przyznać jego bratu jakieś pośmiertne odznaczenie  Deyereaux
sam był zaskoczony, że zdołał wymyślić taki sprytny wykręt.
- Co za kochający braciszek!
- To było doprawdy wzruszające! - Deyereaux sam już prawie wierzył w swoją bajeczkę.
 Nie wątpię! - zaśmiał się szyderczo Stanton. Patrzył jednak podejrzliwie za
oddałającym się wicehrabią.
Po rozmowie z Deyereaux wieczór dłużył się yalowi nieznośnie, był więc bardzo rad, gdy
Ełspeth podeszła do niego i zaproponowała, żeby się już pożegnać.
- Twój ojciec wygląda na strasznie zmęczonego, Val - powiedziała.  Oczywiście, jeśli
chcesz zostać dłużej, to poprosimy, żeby powóz zajechał po nas powtórnie.
- A ty masz na to ochotę?
- Było bardzo przyjemnie, ale doprawdy nie musimy siedzieć do samego końca!
210
 Bardzo mi przykro, Elspeth, ale dziś będziesz musiała obyć się beze mnie 
usprawiedliwiał się Val, siadając następnego ranka do póznego śniadania.
- Odwiedzisz Jamesa?
- Tak, a potem wpadnę do Whitehall. Kiedy wszystko się wreszcie wyjaśni, wracamy od
razu do Portugalii - zapewnił ją z uśmiechem. - I powiadomimy twoich rodziców o
naszym małżeństwie.  Uśmiech zgasł.
- Jestem przekonana, że się ucieszą, Val  zapewniła go Elspeth. - Chociaż mój oj ciec [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl