[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pieczeństwa. Odwrócił się powoli, próbując określić swe położenie.
Przypuszczalnie po stronie, którą uznał za wschód wznosiło się postrzępione
pasmo gór, a na zachodzie rósł las. Bez słońca, gwiazd czy księżyca trudno było
oszacować odległość czy kierunek.
Elryk stał na skalistej równinie, nad którą gwizdał zimny wiatr, szarpiąc poła-
mi jego płaszcza, jakby chciał mu go odebrać. Około stu kroków od niego rosło
kilka zbitych w kępę, skarłowaciałych i bezlistnych drzew. Jedynie one i wzno-
sząca się za nimi wysoka skała o trudnych do określenia kształtach ożywiały kra-
jobraz ponurej równiny. Ten świat zdawał się być pozbawiony wszelkich oznak
życia, jakby walczyły tu niegdyś Prawo i Chaos i zmagając się, zniszczyły wszyst-
100
ko. Czy wiele jest płaszczyzn takich jak ta? zastanawiał się Elryk. Na chwilę
owładnęły nim straszliwe przeczucia losów jego bogatego świata. Zaraz jednak
odsunął od siebie te myśli i ruszył szybkim krokiem w stronę samotnej skały.
Minął kępę drzew. Przechodząc obok jednego z nich, dotknął brzegiem płasz-
cza kruchej gałęzi i złamał ją. Natychmiast rozsypała się w proch, który wiatr
poniósł dalej.
Zbliżył się do skały. Naraz usłyszał jakiś dzwięk. Zdawał się dochodzić wła-
śnie z niej. Zwolnił kroku i położył dłoń na rękojeści miecza. Cichy, rytmiczny od-
głos nie milkł. Wpatrzył się w skałę poprzez mrok, próbując zlokalizować zródło
tych odgłosów. Nagle dzwięk się urwał i po chwili zastąpił go inny, przypomina-
jący odgłos szamotania się, po którym rozległy się miękkie stąpania. Potem nastą-
piła cisza. Elryk cofnął się o krok i wyciągnął z pochwy miecz Aubeca. Pierwszy
dzwięk brzmiał jak oddech śpiącego człowieka, drugi jakby ktoś przebudził się
i gotował do ataku bądz obrony.
Nazywam siÄ™ Elryk z Melniboné! Jestem tu obcy odezwaÅ‚ siÄ™ Elryk.
Zaśpiewała cięciwa łuku i obok jego hełmu śmignęła strzała. Elryk rzucił się
w bok, szukając osłony, ale jedynym miejscem, gdzie mógł się ukryć, była ska-
ła, za którą czaił się łucznik. Teraz dobiegły go stamtąd słowa wypowiedziane
mocnym, ponurym głosem.
Nie uczyniłem tego, by cię skrzywdzić, ale po to, by zademonstrować moją
zręczność, gdybyś chciał skrzywdzić mnie. Pełno w tym świecie demonów, a ty,
białolicy, wyglądasz jak najgrozniejszy z nich.
Jestem śmiertelnikiem powiedział Elryk. Wyprostował się. Pomyślał, że
jeśli już musi umrzeć, to lepiej zrobić to z godnością.
MówiÅ‚eÅ› o Melniboné. SÅ‚yszaÅ‚em o tym miejscu. To wyspa demonów.
Niewiele wiÄ™c wiesz o Melniboné. Jestem Å›miertelny, tak jak caÅ‚y mój lud.
Jedynie głupiec może myśleć, że jesteśmy demonami.
Nie jestem głupcem, przyjacielu. Jestem Wojownikiem Kapłanem z Phum.
Pochodzę z tej kasty i dziedziczę całą jej wiedzę. Aż do tej pory moimi opieku-
nami byli sami Władcy Chaosu. Nie chciałem jednak im służyć i wypędzili mnie
na tę płaszczyznę. Może ten sam los przypadł i tobie, białolicy? Wszak lud Mel-
niboné sÅ‚uży WÅ‚adcom Chaosu?
Tak. Znam też Phum. Leży daleko na Wschodzie, na terenach nie oznaczo-
nych na mapach. Gdzieś za Pustynią Płaczu, dalej niż Pustynia Westchnień, nawet
za Elvherem. To jedno z najstarszych Młodych Królestw.
Wszystko to prawda, choć nie mogę potwierdzić tego, że Wschód nie jest
zaznaczony na mapach. Jeżeli już, to chyba tylko przez dzikusów z Zachodu. . .
Zdaje mi się, że dzielisz ze mną wygnanie.
Mnie nie wypędzono. Prowadzę poszukiwania. Kiedy je skończę, wrócę do
mego świata.
101
Wrócisz, powiadasz? To interesujące, mój bladolicy przyjacielu. Sądziłem,
że powrót stąd jest niemożliwy.
Może i tak jest, a ja zostałem oszukany. Jeśli twoje moce nie znalazły ci
drogi na inną płaszczyznę, zapewne i moje mnie nie ocalą.
Moce? Odkąd wyrzekłem się służby dla Chaosu, nie mam żadnych. I cóż,
przyjacielu, czy zamierzasz ze mną walczyć?
Na tej płaszczyznie jest tylko jedna osoba, z którą chcę walczyć i to nie
jesteś ty, Wojowniku Kapłanie z Phum.
Elryk schował miecz do pochwy i w tej samej chwili zza skały wyłonił się jego
rozmówca, wkładając strzałę o szkarłatnym drzewcu do szkarłatnego kołczanu.
Nazywam się Rackhir powiedział. Zwą mnie Czerwonym Auczni-
kiem, gdyż, jak widzisz, noszę czerwone ubranie. Wojownicy Kapłani z Phum
mają zwyczaj wybierać jeden kolor dla swych strojów. W tym tylko pozostałem
wierny tradycji.
Nosił szkarłatną kamizelę i spodnie, szkarłatne buty i tej samej barwy czapkę
ze szkarłatnym piórem, Szkarłatny był też jego łuk, a rękojeść miecza lśniła czer-
wienią rubinu. Wychudła twarz o ostro rzezbionych rysach miała ciemną, jakby
wysmaganą wiatrem skórę. Był wysoki i chudy, choć na ramionach i piersiach ry-
sowały się mocne węzły muskułów. W jego oczach kryła się kpina, na ustach czaił
się cień uśmiechu. Twarz ta nosiła jednak ślady przeżyć, z których większość nie
należała zapewne do przyjemnych.
Szczególne miejsce wybrałeś na poszukiwania zauważył Czerwony
Aucznik. Stał z rękoma wspartymi na biodrach i mierzył spojrzeniem Elryka.
Dobiję z tobą targu, jeśli jesteś tym zainteresowany.
Zgodzę się, jeśli warunki będą mi odpowiadały, Auczniku. Zdajesz się wie-
dzieć o tym świecie więcej niż ja.
Cóż, ty musisz tu coś znalezć, a potem opuścić to miejsce, podczas gdy
ja nie mam tu nic do roboty i pragnę się stąd wydostać. Czy jeśli pomogę ci
w poszukiwaniach, zabierzesz mnie ze sobą, wracając na naszą płaszczyznę?
To wygląda na uczciwy układ, ale nie mogę obiecywać czegoś, na co nie
mam wpływu. Mogę ci tylko przyrzec, że jeśli będę mógł zabrać cię ze sobą przed
końcem moich poszukiwań czy też po ich zakończeniu zrobię to.
To brzmi rozsądnie powiedział Rackhir Czerwony Aucznik. A teraz
powiedz mi, czego szukasz.
Szukam dwóch mieczy wykutych przed tysiącami lat przez nieśmiertel-
nych. Posługiwali się nimi moi przodkowie, zanim się ich wyrzekli. Ukryto je na
tej płaszczyznie. Są duże, ciężkie i czarne. Na ostrzach mają wyryte tajemnicze
runy. Powiedziano mi, że znajdę je w Pulsującej Jaskini, do której wiedzie Tunel
Pod Moczarami. Czy słyszałeś o którymś z tych miejsc?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]