[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marilyn poszla za nim na male, wybrukowane kamieniami po-
dwórko, gdzie czekaly dwa osiodlane wierzchowce. Jamie pomógl
jej dosi¹Sæ konia i ruszyli truchtem.
Marilyn jechala na szarym pstrokatym koniu, Jamie na kasztano-
wym walachu. Wydawalo siê, ¿e doskonale siedzi w siodle. Zastana-
wiala siê nad slowami Eleny, które brzmialy alarmuj¹co. Nagle Jamie
41
skrêcil w lewo i Sci¹gn¹l cugle. Spi¹l piêtami boki przera¿onego wa-
lacha. Koñ stan¹l dêba i machal w powietrzu przednimi kopytami.
Jamie spi¹l go jeszcze mocniej, ale zwierzê nie przestawalo walczyæ.
Marilyn nie rozumiala, co siê stalo. Na ziemi nie bylo nic, co by mo-
glo przeraziæ konia. Na szczêScie jej wierzchowiec stal spokojnie,
skubi¹c bujn¹ zielon¹ trawê. Jamie poluzowal cugle. Koñ uspokoil
siê i z cichym r¿eniem opadl na cztery kopyta.
Co siê stalo, Jamie? spytala Marilyn.
Nie wiem odparl ze skruszon¹ min¹. Wszystko bylo w po-
rz¹dku i nagle stan¹l dêba.
Nie powinieneS tak mocno Sci¹gaæ cugli; to go przerazilo jesz-
cze bardziej powiedziala spokojnie.
Wiem. Po prostu siê przestraszylem. Spójrz tam powiedzial,
wskazuj¹c na wschód. Oto, gdzie siê zaczyna plantacja Sebastiana
Rivery.
Marilyn spojrzala we wskazanym kierunku. Zastanawiala siê, co
teraz robi Sebastian. Wkrótce miala siê dowiedzieæ. Nagle Jamie spi¹l
walacha obcasami, a koñ parskn¹l i pogalopowal naprzód. Chlopak
ogl¹dal siê, wolal coS do Marilyn i widaæ bylo, ¿e nie potrafi opano-
waæ konia.
Galopowal z niebezpieczn¹ prêdkoSci¹. Patrzyla zaniepokojona,
jak koñ i jexdziec nikn¹ w oddali.
Nagle pojawil siê inny jexdziec. Popêdzil konia i pomkn¹l za splo-
szonym walachem. Po chwili obaj wrócili. Sebastian Rivera prowa-
dzil, teraz ju¿ lagodnego, walacha.
Skin¹l glow¹ Marilyn. Widziala, ¿e sposób, w jaki bialy strój do
konnej jazdy opinal jej cialo, nie uszedl jego uwadze.
Sebastian nie przestawal besztaæ Jamiego, który usilowal siê bro-
niæ, ale bez powodzenia.
Czy Baron wie, ¿e dosiadleS konia? cicho zapytal Sebastian.
Jamie milczal ponuro. Sebastian wzruszyl ramionami, jakby wcale
nie oczekiwal odpowiedzi.
Pojadê z tob¹ i dopilnujê, byS dotarl bezpiecznie do domu.
Marilyn i Jamie ruszyli za czarnym ogierem Sebastiana. Podzi-
wiala konia i mê¿czyznê, który czul siê na nim tak swobodnie. Byla
przekonana, ¿e nikt inny nie poradzilby sobie z czarn¹ besti¹ tak zrêcz-
nie jak Sebastian.
Jamie wyprzedzil go pogr¹¿ony w ponurych mySlach. Marilyn zna-
lazla siê obok Sebastiana. Patrzyla z zachwytem na konia i jexdxca.
Mimo drêcz¹cej j¹ ciekawoSci, nie uczynila najmniejszego wysilku,
42
by nawi¹zaæ rozmowê z nachmurzonym Sebastianem. Co go obcho-
dzilo, gdzie i na jakim koniu jexdzi Jamie? I dlaczego zapytal, czy
Baron wie, ¿e Jamie dosiadl walacha?
Nagle Sebastian spojrzal na ni¹ i powiedzial:
Nie s¹dzê, by jazda konna w nieznanym terenie byla rozs¹dna.
I bezpieczniej byloby w towarzystwie doSwiadczonego jexdxca, a Ja-
mie takim nie jest. Wolê nie mySleæ, co moglo siê staæ. Mówil po-
wa¿nym tonem starszego brata. Marilyn poczula siê skarcona. Zaru-
mienila siê i skinêla glow¹. Dalej z wami nie pojadê, panno Bannon.
S¹dzê, ¿e Baron nie bylby zadowolony, widz¹c, ¿e odwo¿ê jego syna
i podopieczn¹. Spojrzal na Marilyn, zawrócil ogromnego ogiera i ru-
szyl na swoj¹ plantacjê.
Dziewczyna dogonila czekaj¹cego na ni¹ Jamiego.
Chyba nie mySlisz, Marilyn, ¿e pozwolilbym, by stalo ci siê
coS zlego?
Marilyn pokrêcila glow¹. Wiedziala, ¿e Jamie z premedytacj¹ ni-
gdy by nie dopuScil, by stalo jej siê coS zlego, ale mimowolnie to
zupelnie inna sprawa.
Zostawili konie pod opiek¹ stajennego i bocznymi drzwiami we-
szli do chlodnego mrocznego domu. Natknêli siê na Elenê, na której
twarzy odmalowal siê wyraz niew¹tpliwej ulgi. Ulgi ze wzglêdu na
Jamiego, pomySlala z gorycz¹ Marilyn.
Obeszlo siê bez klopotów? spytala Elena, zwracaj¹c siê do
chlopca, który tylko wzruszyl ramionami. Przed kolacj¹ ma spaSæ
rzêsisty deszcz. Lepiej bêdzie, jeSli sprz¹tniesz z werandy swoje
wojsko.
Oczy Jamiego zablysly i chlopak natychmiast spelnil polecenie
Eleny.
Gospodyni zmierzyla Marilyn niechêtnym wzrokiem.
Nie chcê, ¿eby pani jexdzila konno z Jamiem, panno Bannon.
Czy wyrazilam siê jasno? powiedziala lodowatym tonem.
Marilyn spojrzala na ni¹ zaintrygowana.
Ale dlaczego, Eleno? On nie zrobil nic zlego.
Nie ma powodu, bym pani cokolwiek wyjaSniala. Powiedzia-
lam, ¿eby nie jexdzila pani konno w towarzystwie Jamiego. Zrozu-
miala mnie pani?
Tak wymamrotala Marilyn. Nie rozumiala, ale miala zamiar
rozwiklaæ tê zagadkê. Uwielbiala jazdê konn¹, ale skoro jej tego
43
zabraniano, znajdzie inn¹ rozrywkê. Ruszyla do pokoju, czuj¹c na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]