[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szybko, tak nagle.
- John - szepnęła jakby z bólem - to niemądre.
Obwiódł kciukiem zarys jej podbródka.
- Może niemądre, ale nie mam dość siły, żeby się z tego
wycofać.
- Potrzebujesz kobiety, a ja jestem pod ręką.
Jeśli spodziewała się, że go rozzłości, doznała
rozczarowania. Dojrzał niepewność w głębi wpatrzonych W
niego oczu. ploczuł wzruszenie, Jej ostrożność wyzwoliła w nim
czułość. Chociaż w jego ciele nadal było napięcie i pulsowało w
nim pożądanie, wiedział, że nie posunie się dalej.
Zsunął się z niej i usiadł pociągając ją za sobą.
Odgarnął jej z twarzy rozsypane włosy, palcem
wskazującym przejechał po wilgotnej dolnej wardze.
- Pewnego dnia zrozumiesz, że pragnę ciebie, i że nie
chodzi o jakÄ…kolwiek kobietÄ™. Poczekam do tego czasu - jego
uśmiech nieco przygasł. - ,Tylko nie każ mi czekać zbyt długo.
Podniósł się i pomógł jej wstać. Położył jej ręce na
ramionach i zajrzał w twarz.
- A teraz może byś poszła się położyć, zanim zapomnę o
swoich dobrych intencjach?
- John - powiedziała, z trudem łapiąc oddech - powinniśmy
o tym porozmawiać.
ObjÄ…Å‚ jÄ… w talii i przygarnÄ…Å‚ do siebie. SÅ‚yszÄ…c jej
westchnienie i czytając jej z oczu, że peczuła jak był pobudzony,
szepnÄ…Å‚:
- idz, dopóki jestem w stanie ci na to pozwolić, Lauren. Jeśli
potrzymam cię w objęciach jeszcze chwilę, nie będę mógł
powstrzymać się, będę musiał się z tobą kochać. Staram się
postąpić właściwie. Wiem, że nie jesteś pewna tego, co jest
między nami. Daję ci czas, jakiego potrzebujesz, żeby się
upewnić.
Wytrzymała jego spojrzenie, walczyło w niej
niezdecydowanie i zdrowy rozsądek. Pragnienie przenikało całą
jej istotę. Trudno jej było odejść od jedynego mężczyzny, przy
którym czuła się tak pełna życia i godna pożądania.
Oswobodzając się z jego ramion, zastanawiała się, dlaczego
jest jej zle, jeśli postępuje słusznie. Powinna być wdzięczna, że
uwolnił ją od pożądania popychającego ich ku sobie. Ale w głębi
czuła pustkę, która boleśnie domagała się wypełnienia. W tej
chwili nie była w stanie docenić jego wspaniałomyślności. Może
uda się jej to pózniej.
Kroczyła w stronę schodów.
- Lauren?
Nie odwróciła się, ale przystanęła, napięła mięśnie, jakby
szykujÄ…c siÄ™ do obrony.
- Mam nadzieję, że nie chodzisz we śnie. Wykorzystałem
mój limit dobrych uczynków na dziś. Nie mogę obiecać, że
zostawię cię w spokoju, jeśli nagle zobaczę cię spacerującą po
nocy.
Przytaknęła spokojnie i weszła na schody. Kilka razy
musiała mocno przytrzymać się poręczy, żeby nie spaść w dół, w
jego ramiona. Nie oglądając się za siebie, wśliznęła się do
sypialni i spokojnie zamknęła za sobą drzwi.
Swiatło słoneczne wlewało się przez okno, padając z ukosa
na łóżko i poduszkę Johna. Otworzył oczy i trąc je rękami
odwróciÅ‚ gÅ‚owÄ™· MaÅ‚y zegarek na szafce nocnej wskazywaÅ‚, że
minęła ósma.
Wziął prysznic, ubrał się, a kiedy otworzył drzwi, zdał sobie
sprawę, że na dole panuje cisza. Kuchnia rzeczywiście była
pusta, więc zaczął zastanawiać się, dokąd mogły pójść Lauren i
Amy. Dzbanek z kawą czekał na niego na blacie koło zlewu. Z
boku stał talerz przykryty folią. Uniósł folię i zobaczył
paszteciki domowej roboty. WziÄ…Å‚ ze sobÄ… jeden z nich i z
kubkiem kawy w ręce wyszedł z kuchni. Nie było śladu Lauren
ani Amy.
- Cholera - mruknął - gdzie one, u diabła, się podziewają?
Ogarnął go nagły strach. Może powinien był wysłuchać, co
Lauren miała mu wczoraj do powiedzenia. Nie wiedział, jakie
były jej odczucia po tym, co się między nimi zdarzyło, bo nie
pozwolił jej mówić. Myślał wtedy tylko o swoim
niepohamowanym pragnieniu i odgonił wszystkie inne myśli.
Popchnął drzwi i wyszedł na ganek. Pogryzał paszteciki, popijał
kawę, dusząc w sobie chęć sprawdzenia, czy jego samochód
nadal znajduje się w garażu. Nie mogłaby po prostu wyjechać z
Amy, nic mu nie mówiąc. To prawda, że nie znał jej dobrze ani
od dawna, ale tyle o niej wiedział.
Usiadł i nasłuchiwał, kończąc jednocześnie swoją kawę i
paszteciki. Nie mógł zrobić nic, tylko czekać, aż wrócą stamtąd,
dokąd poszły. Tylko czekać ..
Wytrzymał cztery minuty i dwadzieścia dwie sekundy. Na
szczęście kubek był mocny i zniósł bez szwanku energiczne
odstawienie na drewniany stół. Zrobił to z całą siłą człowieka,
będącego u kresu cierpliwości. John przemierzył kilka razy
ganek, usiłując odgadnąć, w jakim kierunku powinien się udać,
żeby odnalezć obie zaginione kobiety.
Kiedy po raz kolejny przeszedł obok stołu, jego wzrok
zatrzymał się na kubku. Przystanął, gwałtownie odwrócił się w
stronę schodów i zszedł przeskakując co drugi stopień. Obszedł
dom i skierował się w stronę budynku, k!óry Lauren pokazała
mu poprzedniego dnia. Zbliżając się do niego dostrzegł otwarte
drzwi i usłyszał swoją córkę żywo o czymś rozprawiającą.
Kiedy stanął w drzwiach, ujrzał je obie, ale one go nie
zauważyły. Lauren siedziała przy kole garncarskim, a Amy przy
małym stoliku, na którym leżał przed nią kawałek gliny. Lauren
miała na sobie workowatą koszulę z troczkami zawiązanymi
wokół pasa i podwiniętymi do łokci rękawami, i drelichowe
szorty O obciętych nogawkach. Amy czuła się wygodnie w
jednym z nowych, przewiewnych strojów. Włosy miała zebrane
w koński ogon. Palcami próbowała ugniatać glinę, rozmawiając
jednocześnie z Lauren.
Sama Lauren miała ręce zanurzone w glinie po przeguby,
formowała bowiem na kole podstawę dzbanka.
- Czasami z czegoś lepkiego i paprzącego mogą powstać
piękne rzeczy, Amy. Widzisz te wszystkie wazy i kubki na
półkach? Wszystkie zaczęły się od takiej gliny, jaką masz przed
sobą. A pamiętasz ciasto na naleśniki? Też było lepkie i
paprzące, ale potem zjadłaś naleśnik, który był z niego zrobiony.
- Mamusia mówi, że niedobrze się wybrudzić - powiedziała
Amy spokojnie. - Dziewczynki zawsze powinny być porządne i
schludne, bo inaczej nikt ich nie będzie lubił.
John zacisnął szczęki, słysząc jak jego córka powtarza po
matce. Chciał wejść do szopy, chociaż nie wiedział, co mógłby
powiedzieć Amy. Wtedy usłyszał, jak przemówiła Lauren.
- Nie mówię, że twoja mama nie ma racji, Amy. Są ludzie,
którzy nie lubią się brudzić, i to jest w porządku. Nie ma nic
złego w tym, że ludzie chcą być czyści - Lauren zatrzymała koło
i wyciągnęła ociekające gliną ręce. - Ale w tym też nie ma nic
złego. Jeśli jestem troszeczkę nieporządna, robiąc coś ważnego
dla mnie, nie przejmuję się tym. Kiedy skończę, umyję się i będę
się mogła pokazać, kiedy będzie trzeba.
Amy klepnęła znów w glinę.
- Mamusia mówiła, że tatusiowi nie będzie się podobaćj jak
siÄ™ ubrudzÄ™.
Lauren zaczęła się zastanawiać, jak jej odpowiedzieć. Nie
miała prawa wtrącać się do sposobu, w jaki matka Amy
wychowywała córkę. John poprosił ją o pomoc przy Amy, ale to
nie dawało jej prawa do lekceważącego traktowania poglądów
jego byłej żony. Jednak dziecko nie powinno przejmować się
czystością aż do tego stopnia. - Twój tatuś nie był zły, kiedy
chlapnęłaś wczoraj lodami na bluzeczkę. Wiedział, że to było
niechcący, tak samo jak wtedy, kiedy ja poplamiłam koszulę.
- TatuÅ› siÄ™ nie brudzi.
Jako że nigdy przed tym weekendem nie zdarzyło się Lauren
widzieć Johna inaczej niż ubranego w nieposzlakowane
garnitury, musiała zgodzić się z Amy.
- Może teraz, kiedy jest dorosły, nie brudzi się. Jest
człowiekiem interesu, pracuje głową, a nie rękami. Ale ciekawe,
czy nigdy się nie utytłał, kiedy był mały. Mali chłopcy
przeważnie grają w baseball, wspinają się na drzewa i grzebią w
brudnych rzeczach przez cały czas.
Znowu wprawiła w ruch koło garncarskie i zanurzyła ręce w
naczyniu z wodą stojącym obok niej. Nadając glinie kształt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]