[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tak miłe były memu sercu... spytała drżąc na całym ciele. Od kogo one były? Tyś je przy-
syłała?
Nie.
Więc kto?
Rozumiejąc, że Berta domyśliła się prawdy, Kropka milczała. Niewidoma dziewczyna po-
nownie zakryła twarz dłońmi. Lecz jakże inny był to teraz gest!
Mary droga, jeszcze jedno. Odsuńmy się trochę. O, stańmy tu. I mów cichutko. Będziesz
mówiła prawdę, wiem. Nie oszukasz mnie. Mary?
Nie, Berto, nie oszukam cię.
Pewna jestem tego. Zbyt wiele masz dla mnie w sercu litości. Mary, spójrz w tamten kąt
izby, gdzie byłyśmy przed chwilą, gdzie jest teraz mój ojciec... mój ojczulek, który tak mnie
kocha, tak mi współczuje... i powiedz, Mary, co widzisz.
Widzę odparła Kropka, w lot ją zrozumiawszy starego człowieka, który smutnie po-
chylony siedzi na krześle, ręką podparłszy głowę. Myślę, Berto, że jego dziecko nie powinno
odmówić mu pociechy.
Tak, tak. Zaraz do niego pójdę. Mów dalej.
Jest to człowiek stary, sterany pracą i troskami. Człowiek wychudły, znękany, smutny,
posiwiały. Widzę go, jak przybity i zniechęcony poddał się pustce, co go otacza. Ale widy-
wałam go, Berto, wiele, wiele razy, jak nie szczędząc wysiłków dzielnie walczył o jedną
wielką, świętą dla niego sprawę. Więc szanuję i błogosławię tę jego głowę siwą!
Niewidoma dziewczyna puściła dłoń Kropki, podbiegłszy do ojca rzuciła się przed nim na
kolana i przytuliła jego siwą głowę do piersi.
Odzyskałam wzrok! Odzyskałam! wykrzyknęła. Byłam ślepa, ale teraz widzę! Dotąd
cię nie znałam, ojcze! Pomyśleć tylko, żem mogła była umrzeć, nigdy nie zobaczywszy na-
prawdę mojego ojczulka, który tak wielką obdarzył mnie miłością!
%7ładne słowa opisać by nie zdołały wzruszenia Kaleba.
Nie znajdzie się na tym świecie człowiek choćby najwspanialszy zawołała niewidoma
dziewczyna, wciąż trzymając ojca w objęciach którego mogłabym kochać tak gorąco, jak
ciebie, i któremu mogłabym poświęcić wszystkie uczucia! Im bielsze są twoje włosy, ojczul-
ku, im bardziej znużona twarz, tym mi jesteś droższy! Niech nikt teraz nie powie, że jestem
ślepa! Nie ma jednej zmarszczki na twojej twarzy, jednego włosa na głowie, o którym nie
wspomniałabym w moich modłach do Boga!
Kaleb zdołał wykrztusić dwa tylko słowa: Berto droga!
A ja w swej ślepocie wierzyłam ci, ojcze ciągnęła dziewczyna pieszcząc go i roniąc łzy
najczystszej miłości żeś taki jest inny! Choć byłeś przy mnie bezustannie, dzień po dniu,
zawsze troskliwy i dbały, nie domyślałam się niczego!
Dziarski, pięknie odziany ojciec w błękitnym płaszczu, Berto! rzekł biedny Kaleb.
Ot, przepadł bez śladu!
Nic nie przepadło odparła. Nic, najdroższy ojczulku. Wszystko zostało w tobie. Oj-
ciec, którego zawsze kochałam gorąco. Ojciec, którego nigdy dość nie kochałam i nigdy na-
prawdę nie znałam. Mój dobroczyńca, com go od maleńkości nauczyła się czcić i miłować, bo
zawsze okazywał mi tak wielkie współczucie. Wszystko to zostało w tobie. Nic dla mnie nie
umarło. Sama treść tego, co zawsze najdroższe było memu sercu, jest tutaj, w tobie, choć
twarz masz znużoną i siwe włosy. A ja nie jestem ślepa, ojczulku, już nie jestem!
Podczas tej rozmowy cała uwaga Kropki skupiła się na ojcu i córce; ale gdy spojrzawszy w
pewnej chwili na małego kosiarza, który kosił mauretańską łąkę, zobaczyła, że za kilka minut
zegar wybije godzinę, popadła w osobliwą nerwowość i podniecenie.
Ojczulku! rzekła Berta. Mary!
97
Słucham cię, córeczko. Mary stoi tuż przy tobie.
Ona nie jest chyba inna? Nie mówiłeś mi o niej niczego, co by nie było prawdą?
Obawiam się, Berto, że zrobiłbym to odparł Kaleb gdybym mógł uczynić ją lepszą.
Ale zmieniłbym Mary na gorsze, gdybym ją choć trochę przeinaczył. Na nic by się zdało,
Berto, poprawiać doskonałość.
Choć zadając owo pytanie niewidoma dziewczyna nie żywiła żadnych wątpliwości, to
przecie zachwycający był to widok, gdy usłyszawszy odpowiedz, z dumą i radością objęła
Kropkę.
Nadejść mogą inne jeszcze zmiany ozwała się Kropka. Naturalnie zmiany na lepsze.
Zmiany, które niektórym spośród nas przyniosą wielkie wesele. Pamiętaj, Berto, że gdyby się
coś niezwykłego zdarzyło, nie powinnaś ulegać zbyt gwałtownym wzruszeniom. Czy to sły-
chać skrzyp kół na drodze? Masz dobry słuch, Berto. Czy to skrzyp kół?
Ktoś jedzie bardzo szybko.
Wiem, że... że... że masz dobry słuch rzekła Kropka przyciskając rękę do serca, jak
gdyby chciała szybkimi słowami zagłuszyć jego gwałtowne bicie bom nieraz miała okazję
przekonać się o tym i bo wczoraj tak bez chwili wahania poznałaś te obce kroki... Choć nie
pojmuję, doprawdy, czemu spytałaś... a pamiętam dobrze twoje pytanie... Czyje to kroki? i
czemu one właśnie zwróciły twoją uwagę. Choć, jakem to dopiero co mówiła, na świecie za-
chodzą niekiedy wielkie zmiany. Wielkie. A ludzie powinni być przygotowani, że na każdym
kroku może ich spotkać niespodzianka.
Kaleb zastanawiał się, co też słowa Kropki mogą znaczyć, spostrzegł bowiem, że zwraca
się nie tylko do Berty, lecz także do niego. Zdumiony patrzał, jak w rozterce i pomieszaniu z
trudem łapie oddech, jak czepia się krzesła, aby nie upaść.
Tak, to stukot kół na drodze! rzekła dysząc ciężko. Są coraz bliżej, bliżej! Są tuż. O,
zatrzymały się przed furtką ogrodu. Teraz słychać kroki pod drzwiami... te same kroki, praw-
da, Berto? A teraz...
Z piersi Kropki wydarł się dziki okrzyk niepohamowanej radości. Podbiegła do Kaleba i
zakryła mu rękami oczy, a w tej samej chwili wpadł do izby młody mężczyzna i cisnąwszy
precz kapelusz podbiegł do nich.
Czy już po wszystkim? spytała.
Tak.
Udało się?
Tak.
Poznajesz ten głos, drogi Kalebie? Czy słyszałeś go już kiedyś? spytała Kropka.
Gdyby mój syneczek ze złotodajnej Południowej Ameryki żył jeszcze... wyjąkał Kaleb
drżąc cały.
%7łyje! %7łyje! wykrzyknęła Kropka i oderwawszy dłonie od oczu Kaleba jęła klaskać w
porywie radości. Spójrz na niego! Spójrz, stoi przed tobą, silny i zdrowy! Twój syn ukocha-
ny, Kalebie! Twój brat kochany i kochający, Berto!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]