[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zrozumiała reakcję Angie.
- Charles i ja powiedzieliśmy ci dawno temu - rzekła - że to jest twój
dom. Zostań, jak długo będziesz chciała.
- Myślałam, że jedziesz dziś do Wyndham.
Głos Angie o chłodnym świcie zaskoczył Tomasa podczas siodłania
konia. Musiał się pozbierać. Co Angie robi tak wcześnie w stajni? Obrócił
się ostrożnie.
- Jadę.
- To długa droga jak na jazdę konno.
Była to cholernie długa droga każdym środkiem transportu oprócz
samolotu.
- Wystarczy, że wyjadę o ósmej. Najpierw jadę do Boolah.
- Masz ochotę na towarzystwo?
Zawahał się. Nie, żeby rozważyć jej propozycję, tylko jak odmówić,
żeby nie wywoływać dłuższej dyskusji. Po wczorajszym wieczorze
wiedział, że muszą porozmawiać, ale nie tutaj i nie teraz. Spał nie dłużej
niż godzinę, a jeśli chodzi o Angie...
- Wyglądasz, jakbyś powinna być jeszcze w łóżku.
- O tej godzinie wszyscy powinni być jeszcze w łóżku.
- Bardzo śmieszne.
Ale wcale się nie uśmiechnął, tylko obserwował, jak przestąpiła z nogi
na nogę, i zwrócił uwagę na to, w co jest, a w co nie jest ubrana.
Na przykład buty. Wyglądała, jakby wyskoczyła z łóżka, zarzuciła
dżinsową kurtkę na piżamę i wybiegła z domu, a sądząc po oddechu, był
to sprint. Wskazał na jej gołe stopy.
- Nie boisz się, że w coś wdepniesz?
Zdołała się uśmiechnąć.
- Usłyszałam, jak przechodziłeś koło mojego pokoju, i chciałam cię
złapać, zanim wyjedziesz. Do Wyndham. Bo myślałam, że tam się
wybierasz...
Jej wyjaśnienia stawały się coraz mniej przekonujące, jakby
zauważyła jego kamienną twarz. Taką chciał mieć. Chłodną,
nieprzystępną, mówiącą: wracaj do łóżka, Angie.
- Przepraszam, że cię obudziłem - powiedział i obrócił się do konia,
zastanawiając się, w którym momencie przerwał siodłanie.
- Nie obudziłeś. Nie spałam. Jeszcze.
- No tak, po ostatnim wieczorze chyba nikt z nas nie spał dobrze.
Usłyszał jej głębokie westchnienie, a kiedy obszedł konia i spojrzał na
nią, zauważył, że znów obraca w palcach swój wisiorek, który jej wczoraj
naprawił.
- Nie chodziło tylko o to, co powiedziała Maura. Czekałam, czy
przyjdziesz.
Do jej pokoju? Tak jak przez dwie poprzednie noce?
- Myślałem o tym - powiedział. - Większość nocy.
- Ale nie przyszedłeś... z powodu tego, co powiedziała Maura?
Zacisnął ręce na cuglach, a Ace potrząsnął głową, protestując.
Pogładził konia i poszeptał uspokajająco, obiecując poprawę, także wobec
matki i Angie, która zasługiwała na znacznie lepsze traktowanie niż
dotychczasowe.
- Przykro mi, że w taki sposób się dowiedziała.
- Nie tak jak mnie.
- To nie twoja wina - powiedziała, uspokajając go. Jego ciało już
zaczynało reagować na jej bliskość. - W testamencie napisano, że ma nie
wiedzieć.
- %7ładne z nas nie czuje się przez to lepiej.
- Wiem.
Stali przez chwilę w milczeniu, nie ruszając się. Angie gładziła koński
kark, co zauważył kątem oka. Przypomniał sobie natychmiast jej dotyk w
ciemności i namiętność, jaka go ogarniała przy każdym jej delikatnym
ruchu.
- Przepraszam cię, Angie. Tej pierwszej nocy w Sydney powiedziałaś,
że kochałaś się we mnie jako nastolatka. Oczekiwałaś ode mnie więcej, niż
byłem w stanie dać, ale to mnie nie powstrzymało, a powinno.
Przepraszam, że cię zawiodłem.
- Nie zawiodłeś.
- Nie gadaj bzdur. Wiem, że chciałaś więcej przez te ostatnie noce.
Jej dłoń zaprzestała głaskania, a koń zaprotestował cichym rżeniem.
Rozumiał go. Jej gładkie ręce, ciepłe spojrzenie i delikatny dotyk działały
zniewalająco.
- Wcale nie było zle - zaprotestowała - a czasami nawet bardzo
dobrze.
- Zauważyłem. Kolacja, kwiaty, świece. Sukienka.
Zwłaszcza sukienka, bez biustonosza, tak samo jak teraz. Gdy unosiła
rękę, widział zarys sutek pod cienką piżamą.
- Podobała ci się sukienka?
Przełknął ślinę.
- Tak.
Uśmiechnęła się słodko i niewinnie, co stanowiło wyrazny kontrast z
gorącym, uwodzicielskim spojrzeniem.
- Może jeszcze nie jest za pózno. Jeżeli odpuściłbyś ten wyjazd... A
zresztą mówiłeś, że wystarczy, jak wyjedziesz o ósmej.
Dwie godziny. Ostatni raz. Wszystko dla niej, wszystko co ona lubi.
Jego ciało stwardniało w gotowości.
Gdzieś w innym świecie zagwizdał przechodzący stajenny.
- Dobry, szefie - powiedział. - Trochę wcześnie na ciebie, Angie, co?
Poszedł dalej, ale to wystarczyło, aby Tomas znów się znalazł w
swoim świecie. Tym prawdziwym.
- Lepiej zostawmy to już tak, jak jest.
- Jak to? W ogóle? Nawet jeżeli się nie udało?
- Tak, w ogóle - odpowiedział sztywno.
- Bo Maura tego nie pochwala?
Wsadził nogę w strzemię i spojrzał jej w oczy.
- Bo Maura ma rację, że tego nie pochwala.
- A co z dziedzictwem? - Zatoczyła ręką wkoło. - Co z tym
wszystkim? Co z twoim prawem własności, na które tak ciężko
pracowałeś?
- Próbowałem. Teraz kolej na Aleksa i Rafe'a.
- Alex jeszcze się nie ożenił, a Rafe wciąż rozważa różne możliwości.
Usiadł w siodle i poprawił się.
- Zdecydował się, tylko jeszcze nie powiedział wszystkiego Mau.
Zgodnie z zamierzeniem ta wiadomość zwróciła jej uwagę na inny tor.
- Naprawdę?
- Podobno jutro ma się oświadczyć. - Uniósł rękę, uprzedzając
następne pytanie. - Pytaj jego, a nie mnie.
- Zapytam, ale nie uwierzę, póki nie zobaczę. Rafe jako ojciec?
- Zawsze lubił wyzwania.
Spojrzała na niego ostro.
- Więc tak to potraktowaliście w waszej trójce? Jako wyzwanie?
- Ja nie, Alex też nie. Ale Rafe? Możliwe. Wyzwanie to jedyne, co go
mobilizuje. - Zebrał lejce. - Dzisiaj wraca do Sydney.
- I uważasz, że powinnam lecieć z nim?
- Nie będę o tym decydował.
- Nie zostanę, jeżeli chcesz, żebym pojechała - powiedziała po prostu.
- Więc to jest twoja decyzja.
I co miał powiedzieć? Jedz, bo się boję mieć cię tutaj. Jedz, póki mogę
przejść obok twoich drzwi nocą. Jedz, bo się boję tego, czego ode mnie
oczekujesz, boję się tego, czego nie mogę dać.
- Zostań, dopóki nie będziesz wiedziała, czy jesteś w ciąży. Wtedy
oboje będziemy wiedzieli.
- No, Charlie, to jesteśmy na miejscu. - Angie podjechała na starym
koniu do płotu i odetchnęła głęboko. - %7łycz mi szczęścia.
Stare zwierzę było raczej na etapie co mnie to wszystko obchodzi i
niczego jej nie życzyło, a Angie przypuszczała nawet, że koń po drodze się
zdrzemnął i część trasy pokonał w półśnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]