[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pora wkładać piżamę, panienko. - Phoebe, z piżamą w ręku, usiadła
obok niej. - Jeśli chcesz, Wade, wziąć ją do siebie w przyszłym tygodniu, to
musisz nauczyć się ubierać i rozbierać małą. Czasem mam wrażenie, że produ-
cenci dziecięcych ubranek specjalnie utrudniają życie rodzicom. No, bądz
grzeczna - złajała dziecko, które zaczęło się kręcić. - Pora spać.
Gdyby przed paroma dniami ktoś mu powiedział, że będzie spał pod
jednym dachem z Phoebe, uznałby tego kogoś za niespełna rozumu.
Pora spać. Phoebe.
Jak on będzie mógł spać, wiedząc, że ona jest w pokoju obok?
Phoebe podała mu córkę.
- Zajmij się nią - rzekła z uśmiechem.
- Bawi cię to? - zapytał. - Masz satysfakcję?
- Tak. - Roześmiała się. - Ja zdobyłam wiedzę przez działanie, teraz twoja
kolej.
- Wielkie dzięki.
Wziął piżamę. Nie wiedział, jakie kończyny w jakie otwory należy
włożyć. A poza tym przeszkadzały mu własne ręce, za duże do takich
drobiazgów.
49
R S
Po dwudziestu minutach odetchnął z ulgą.
- No, chyba już dobrze.
- Jutro sobota - powiedziała Phoebe. - Nie mam zajęć w szkole. Ale
Bridget nie lubi długo spać, musimy zatem być na nogach około szóstej.
- Chyba żartujesz! Ja jestem na przepustce.
Potrząsnęła głową.
- Rodzic nie ma przepustek.
- No dobrze, wstanę, jeśli ty chcesz sobie pospać. Phoebe spojrzała na
niego ze zdziwieniem.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Jestem na zawołanie o każdej porze dnia i nocy.
- Zwietnie. - Powiedziała to takim tonem, jakby czuła się obrażona. - Miło
mi to słyszeć. Ale zanim poznasz rozkład zajęć, ja muszę wstać przed tobą.
Wstał, wyciągnął ku niej ramię.
- Phoebe, posłuchaj mnie, ja nie zamierzam wtrącać się w wasze życie,
przejąć roli, jaką ty pełnisz. Chcę tylko dowiedzieć się o niej jak najwięcej,
poznać ją.
Nie patrząc na niego skinęła głową.
- Przepraszam, że byłam niemiła. - Rozluzniła się wyraznie. - Do
Wszystkiego trzeba się przyzwyczaić.
To prawda. Obserwował ją, jak zdejmowała buty, skarpetki. Przebierała
się - zamieniła ładną spódnicę i bluzkę na znoszone dżinsy i T-shirt, ściągnięty
pasem, który poprawiał wizerunek.
Jej opięte dżinsami kształtne biodra robiły wrażenie. Zaniepokoił się. Miał
dziś wieczór tyle ważnych spraw do przemyślenia, tymczasem ilekroć spojrzał
na Phoebe, wszystkie myśli uciekały w popłochu.
Bridget zapłakała, co przywróciło go do rzeczywistości. Phoebe ubrała
małą.
50
R S
- Dlaczego marudzisz, dziecinko? - zapytała. - Chcesz, żeby tatuś
opowiedział ci bajkę?
Skoro Bridget nie zajęła stanowiska w tej kwestii, Phoebe posadziła ją na
kolanach ojca. A ona jakby znała go całe swoje życie, i tylko z zapałem włożyła
sobie palec do ust. Opowiadał jej bajkę przez parę minut, bo główka opadła jej
na jego pierś i palec wysunął się z buzi. Zasnęła.
Coś go dławiło, serce mu się ściskało; cudowna dziewczynka! Aż trudno
uwierzyć, że to jego córka. Chciał ją przytulić, ale bał się, że ją to obudzi.
Siedział więc nieruchomo, trzymając Bridget na kolanach, aż po pewnym czasie
Phoebe zajrzała przez drzwi.
- Czy ona śpi? - zapytała przyciszonym tonem. Skinął głową.
Weszła do pokoju, uklękła przy nim i wzięła od niego małą. Podczas tej
czynności jej pierś dotknęła jego ramienia - owo kobiece ciepło, zapach poraziły
jego zmysły, poczuł przypływ pożądania. Zapragnął ją pocałować. Niech to
szlag - pragnął znacznie więcej. Patrzył w milczeniu, jak wstała z dzieckiem na
ręku, i świadomość, że ta mała istota jest owocem ich miłości, podziałała na
niego jak swoisty afrodyzjak. Ich córka została poczęta w tamtej chacie
myśliwskiej, i zaraz przywołał w pamięci te rozkoszne chwile, tę szaloną
namiętność, która połączyła nie tylko ich ciała, ale i dusze.
Drobne ramionka Bridget opadły, główka osunęła się na ramię Phoebe i
matka zaniosła ją do jej łóżeczka. Pocałowała rude kędziory małej, a on
westchnął, poruszony do głębi innymi już myślami.
Jak to możliwe, że wyjechał, nie wiedząc, że ma dziecko, że w ciągu
zaledwie jednej doby pokocha je jeszcze bardziej, niż kocha siebie. Nie znał jej,
nie wiedział o jej istnieniu. A teraz ją poznał. I zdał sobie sprawę, że może ją
sobie wyobrazić w wieku pięciu lat, bo znał jej matkę, gdy była małą
dziewczynką.
Phoebe odwróciła się i niemal bezszelestnie wyszła z pokoju. A on
podszedł do łóżeczka i przez dłuższą chwilę przyglądał się swojej córce.
51
R S
Przysięgam, mówił sobie w duchu, że będę się starał być najlepszym ojcem na
świecie.
Po czym wyszedł z pokoju za matką dziecka. Musieli porozmawiać o
zmianach, jakie zajdą w życiu ich obojga.
ROZDZIAA PITY
Zszedł na dół, gdy Phoebe siedziała już przy stole w swojej małej jadalni.
Położyła przed sobą stertę papierów i uśmiechnęła się do Wade'a.
- Muszę sprawdzić testy z matematyki - powiedziała. Przemierzył pokój,
stanął przy niej, spojrzał na rozłożone arkusze.
- Często to robisz?
- Prawie każdego wieczoru. - Uśmiechnęła się. - Dzieci na mnie
narzekają, ale nie ma rady. - Przesunęła krzesło, usiadła. - W styczniu otrzymam
wyższe zaszeregowanie.
- Sądziłem, że już masz.
- Muszę kontynuować naukę, zrobić magisterium, z prawem do nauczania
w każdym stanie. Ty chyba też starasz się być na bieżąco w swoim zawodzie,
prawda?
- Oczywiście, ale na razie jestem w wojsku. Muszę uzbroić się w
cierpliwość.
Przygryzła wargę, i on uświadomił sobie, że Phoebe spodziewa się po nim
większych ambicji zawodowych, pięcia się w górę, robienia kariery. Spoglądała
na niego z zatroskaniem.
- Możesz mi powiedzieć, co ci się stało? Starał się zachować obojętny
wyraz twarzy.
52
R S
- Dostałem odłamkiem w nogę. Trudno było go usunąć. - Próbował
przywołać uśmiech na twarz. - Niech szlag trafi te niby środki zabezpieczenia.
- Jak do tego doszło? - zapytała z poważną miną, nie zamierzając
podejmować żartobliwego tonu, jaki starał się jej narzucić.
Obejrzał się, zerknął do salonu, gdzie zostawił na stole książkę i okulary.
- Jeden z moich kumpli wszedł na minę. Kątem oka dostrzegł, jak drgnęła.
- Widziałeś to?
Skinął głową. Coś ścisnęło go za gardło i nie mógł wydusić słowa.
- Przepraszam - rzekła ciepło.
- Nieważne - odparł.
- Zawsze chciałeś być żołnierzem, prawda? - Uśmiechnęła się. -
Pamiętam, jak my z Mel miałyśmy jakieś osiem lat, to ty i chłopcy z sąsiedniej
ulicy kazaliście nam być waszymi wrogami.
Zniknął ucisk w gardle, zachciało mu się śmiać.
- Szybko mi to minęło, bo ojciec nakrył nas, jak strzelaliśmy kamieniami
z procy. - Machnął ręką. - Ojciec zawsze miał oczy dokoła głowy.
- Wcale nie nakrył - zaprzeczyła Phoebe. - To Melanie naskarżyła na
ciebie.
- Coś takiego! A potem uciekła i zostawiła cię tam. A ty zbierałaś
kamienie i rzucałaś nimi. Pierwszy raz widziałem, żeby taka mała dziewczynka
rzucała kamieniami.
Uśmiechnęła się z satysfakcją.
- To samo mówili mi w szkole.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]