[ Pobierz całość w formacie PDF ]

najwyżej zaproponuje, żeby została jego utrzy-
mankÄ…, do której bÄ™dzie przychodziÅ‚, gdy po­
czuje ochotÄ™, a potem znudzi siÄ™ niÄ… i porzuci.
Jak wytrzyma tu jeszcze tych kilka dniÅ›?
A musi, przecież nie ma wyboru. Wzięła już od
niego dwieście pięćdziesiąt funtów, tyle, ile
guwernantka zarobi w cztery lata, i to u bardzo
hojnych chlebodawców. Cóż, zgodnie z umową
musi zarobić jeszcze na pozostałych dwieście
pięćdziesiąt funtów...
Wyjechać stąd, natychmiast. Nie byłoby to
takie trudne. W wiosce codziennie zatrzymuje
siÄ™ dyliżans, wiedziaÅ‚a to od sÅ‚użby. Teraz jed­
nak wszÄ™dzie leżaÅ‚ Å›nieg, poza tym nie wiado­
mo, czy dyliżans ruszy w drogę tuż po świętach.
Z drugiej jednak strony wczoraj śnieg zaczął już
topnieć, a noc byÅ‚a ciepÅ‚a... Dlaczego wiÄ™c dyli­
żans nie miałby wyruszyć w drogę?
Obudzi go, na pewno. Kiedy będzie wstawać
z łóżka albo pózniej, kiedy będzie pakować się
w garderobie. Zawsze przecież może wypuścić
coÅ› z rÄ…k...
Niestety, szalony pomysł już zagniezdził się
w jej głowie. Szalony, czuła jednak, że powinna
się nań poważyć. Właśnie z rozsądku. Bo przy
118 Mary Balogh
całej swojej naiwności nie dopuszczała nawet
myÅ›li, że do gÅ‚osu może dojść serce. Nie zasta­
nawiała się, co może się stać, gdy pozna swego
chlebodawcÄ™ bliżej. Niestety ku jej zgubie oka­
zaÅ‚o siÄ™, że jest to czÅ‚owiek peÅ‚en zalet, sympa­
tyczny, czarujący. Człowiek, którego tak łatwo
pokochać...
Ostrożnie wysunęła siÄ™ z jego ramion. Wice­
hrabia mruknął tylko coś przez sen. Odczekała
chwilę. Spał dalej, więc jak najostrożniej zsunęła
siÄ™ z łóżka, cichusieÅ„ko zgarnęła z podÅ‚ogi ko­
szulÄ™ i na palcach podeszÅ‚a do drzwi do gardero­
by. Na szczęście byÅ‚y uchylone, a zawiasy po­
rzÄ…dnie naoliwione.
Zapaliła tylko jedną świecę. Ochlapała się
pobieżnie w lodowatej wodzie, ubrała się ciepło,
spakowała w parę minut. Sygnet zostawiła na
umywalce. Zostawiła jeszcze coś.
Dotknęła złotej gwiazdki, pogłaskała złoty
łańcuszek. Jakże pragnęła zabrać ten klejnot
z sobą! Byłaby to jedyna pamiątka po tej nocy,
po tej wielkiej, jedynej miłości.
Nie, nie potrzebuje żadnych pamiątek. Tę
miłość i tak na zawsze zachowa w sercu. A poza
tym, zważywszy na okoliczności, nie powinna
zabierać rzeczy tak cennej.
Chwyciła sakwojaż i wyszła z garderoby
drugimi drzwiami, wiodÄ…cymi na korytarz.
W całym domu panowała cisza. Zeszła na dół
Gwiazda betlejemska 119
i z duszą na ramieniu przemknęła przez hol do
drzwi frontowych. DrogÄ… dojazdowÄ… szybko
doszła do gościńca. Minęła przewrócony powóz
paÅ„stwa Moffattów wyÅ‚aniajÄ…cy siÄ™ z topniejÄ…­
cego śniegu i ruszyła przed siebie, do wioski.
Serce bolało. Z tęsknoty za złotą gwiazdką na
złotym łańcuszku, tą garstka złota, tak pasującą
do jej dłoni. I za gwiazdą betlejemską, która
w tym roku dała tyle radości i tyle nadziei, która
skusiÅ‚a Verity do popeÅ‚nienia czynu tak nieroz­
ważnego.
Bolało z tęsknoty za człowiekiem, który, jak
miaÅ‚a nadziejÄ™, spaÅ‚ jeszcze. SpaÅ‚ w łóżku, w któ­
rym jeszcze przed półgodziną spała także ona.
Nigdy go więcej nie zobaczy.
Nigdy. Ten wyraz ma w sobie przerażającą,
okrutnÄ… moc.
ROZDZIAA ÓSMY
Odnalezienie jej zajęło Julianowi trzy miesiÄ…­
ce. Chociaż trudno mówić o odnalezieniu. Zoba­
czył ją tylko przelotnie, na ulicy, i znów znikła.
Tamtego dnia, po Å›wiÄ™tach Bożego Narodze­
nia, kiedy obudził się rano i zobaczył, że jest
w łóżku sam, był wielce niezadowolony. Ubierał
się i golił bez pośpiechu, w nadziei że Blanche
wróci, zanim on będzie gotowy. Tak się jednak
nie stało, więc poszedł szukać. Nie było jej ani
w bawialni, ani w salonie, ani w pokoju jadal­
nym, ani w kuchni. Ale nie był tym jeszcze
zaniepokojony, nawet wtedy, gdy wyjrzał
przez frontowe drzwi i też jej nie zobaczył.
Pomyślał, że najprawdopodobniej jest na górze,
w pokoju pani Moffatt, i zachwyca siÄ™ jej ma­
leńką córeczką.
Prawdę odkrył, gdy zbliżało się południe. Ona
odeszła. Zabrała swoje rzeczy, wszystkie oprócz
Gwiazda betlejemska 121
zÅ‚otej gwiazdki na Å‚aÅ„cuszku. LeżaÅ‚a na komo­
dzie. Wtedy chwycił tę garstkę cennego kruszcu,
zacisnÄ…Å‚ na niej palce w milczÄ…cym geÅ›cie naj­
większej rozpaczy.
Jeszcze tego samego dnia wrócił do Londynu,
przedtem serwujÄ…c wszystkim stek nowych
kÅ‚amstw, i od razu wszczÄ…Å‚ poszukiwania. Do­
wiedział się, że Blanche nie pracuje już w operze.
Nie zaangażowaÅ‚a siÄ™ do innego teatru, spraw­
dził przecież wszystkie. Nikt w operze nie
wiedział, gdzie obecnie przebywa, po raz ostatni
widziano ją przed świętami.
W końcu, dzięki sporej sumce, dyrektor opery
dał mu adres. Niestety, nie mieszkała tam żadna
Blanche Heyward. Tak twierdziła właścicielka
domu. Nikt też nie odpowiadał rysopisowi,
podanemu przez wicehrabiego, może tylko pan­
na Ewing. która mieszkała tutaj i wyróżniała się
wzrostem. Ale panna Ewing nie była tancerką
operową, także pozostałe damy, które z nią
mieszkaÅ‚y. Tancerka! Cóż za niedorzeczny po­
mysÅ‚! WÅ‚aÅ›cicielka domu wcale nie kryÅ‚a oburze­
nia. W rezultacie zdesperowany hrabia gotów
był udać się do Somersetshire i poszukać owej
kuzni. Ile jednak tych kuzni może tam być?-
Blanche zapewne wcale nie chciała, by ją
odnalazł.
StaraÅ‚ siÄ™ wymazać jÄ… z pamiÄ™ci, zbagate­
lizować to, co w tej pamięci jednak zostało.
122 Mary Bałogh
Owszem, tegoroczne święta Bożego Narodzenia
były nadzwyczaj przyjemne, przede wszystkim
dzięki Blanche Heyward, a wspólna noc stała się
lukrem na i tak wystarczajÄ…co sÅ‚odkim, pysz­
nym cieście. Ale niczym więcej. Poza tym nie
można obchodzić świąt przez cały rok.
Pod koniec stycznia pojechał z trzydniową
wizytÄ… do Conway Hall. Rodzice powitali go tak
czule, a siostra z takimi pretensjami, że omal nie
stracił odwagi. Jednak zebrał się w garść i kiedy
pewnego popoÅ‚udnia zasiadÅ‚ wraz z ojcem w bi­
bliotece, przekazał mu swoją decyzję. Nigdy nie
poślubi lady Sarah Plunkett. I zanim ojciec
zdążył zadać pytanie, a z kim to jego syn
zamierza się ożenić, Julian wyznał, że na całym
Å›wiecie istnieje tylko jedna kobieta, którÄ… wziÄ…Å‚­
by pod uwagÄ™. Ale ta kobieta nie wyjdzie za
niego, bo byłby to mezalians.
- Mezalians? - powtórzył ojciec, unosząc
brwi.
- Tak. Ona jest córką kowala.
- A, kowala... - Hrabia zacisnÄ…Å‚ usta. - I, jak
rozumiem, to ona nie chce wyjść za ciebie?- Czyli
ma więcej rozsądku niż ty.
- Kocham ją - wyznał Julian.
Ojciec mruknął tylko coś niezrozumiale. Był
to jego jedyny komentarz, może i wystarczajÄ…­
cy, skoro niebezpieczeÅ„stwo, że do tego małżeÅ„­
stwa dojdzie, i tak nie istniało.
Gwiazda betlejemska 123
Po powrocie do Londynu dalej szukaÅ‚ bez­
skutecznie, aż nadszedł marzec. Wtedy to, gdy
pewnego popoÅ‚udnia szedÅ‚ Oxford Street, na­
gle ją zauważył po drugiej stronie ulicy, jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl