[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gunn wzruszył ramionami. - Nie. Końcówki były wystrzępione, ale to następna zagadka. Zaraz ci wyjaśnię. - Gunn zrobił
pauzę, aby strząsnąć popiół z papierosa. - Pracujemy stosując margines bezpieczeństwa pięć do jednego. Na przykład: jeśli
wedle charakterystyki technicznej liny istnieje niebezpieczeństwo zerwania jej przy udźwigu jedenastu ton czy większym,
nigdy nie dajemy większego obciążenia niż dwie tony. Właśnie z powodu tak znacznego marginesu bezpieczeństwa NUMA
nie miała dotąd podczas swych operacji ani jednego wypadku śmiertelnego. Życie ludzkie jest dla nas ważniejsze aniżeli
sukces naukowy. Badania podwodne to ryzykowny interes i lista naszych poprzedników, którzy zginęli usiłując wydrzeć
morzu jego tajemnice, jest bardzo długa.
- Jaki był margines bezpieczeństwa, kiedy zerwała się ta lina?
- Właśnie do tego zmierzałem. Niemal sześć do jednego.
Obciążenie wynosiło niecałe dwie tony. Mieliśmy ogromne szczęście, że nikt nie ucierpiał od smagnięcia, gdy nastąpiło
zerwanie.
- Mógłbym ją zobaczyć?
- Jasne, kazałem odciąć przerwane końcówki i zachować do twojego przyjazdu.
Rozległo się pukanie i do kabiny wszedł młody, najwyżej osiemnaste- albo dziewiętnastoletni rudzielec z kubełkiem lodu.
Postawił go na stoliku i zwrócił się do Gunna: - Czy mam przynieść coś jeszcze, panie kapitanie?
- Trafiłeś w sedno - odparł Gunn. - Biegnij na pokład techniczny, odszukaj kawałki tej liny, która ostatnio pękła, i przynieś
je tutaj.
- Tak jest, panie kapitanie. - Chłopak wykonał w tył zwrot
i wybiegł z kabiny.
- Członek załogi? - zapytał Pitt.
Gunn wrzucił lód i nalał szkockiej do obu szklaneczek, a następnie jedną z nich podał Pittowi. - Tak, mamy na pokładzie
ośmiu marynarzy i czternastu naukowców.
Pitt zakręcił szklaneczką z żółtym napitkiem i z kostkami lodu.
- Czy za twoje problemy może być odpowiedzialny którykolwiek z tych dwudziestu dwóch ludzi?
Gunn pokręcił głową. - Rozmyślałem o tym, śniłem po nocach, chyba z pięćdziesiąt razy przestudiowałem wszystkie akta
osobowe i nie znalazłem najmniejszego powodu, dla którego ktoś z nich miałby sabotować operację. - Gunn urwał i
pociągnął whisky. - Nie, jestem zupełnie pewien, że przeciwnik wywodzi się skądinąd. Ktoś, z zupełnie niepojętych
powodów, usiłuje nie dopuścić, byśmy złapali rybę, o której nie wiadomo nawet, czy istnieje.
Po chwili pojawił się chłopak z dwoma kawałkami plecionej stalowej liny, podał je Gunnowi i wyszedł, zamykając za sobą
drzwi.
Pitt napił się szkockiej i wylazł z koi; odstawiwszy szklaneczkę na biurko Gunna, wziął do rąk oba kawałki liny i uważnie
zbadał ich końce.
Była to stalowa lina jak wszystkie inne zapaćkane smarem stalowe liny: dwa tysiące czterysta stalowych drutów tworzyło
splot o średnicy trzynastu centymetrów. Lina nie pękła w jednym miejscu, lecz na odcinku czterdziestu centymetrów. Oba
wystrzępione kawałki wyglądały jak równo przycięte, rozplecione końskie ogony.
Nagle coś przykuło uwagę Pitta, który wziął lupę i spojrzał uważnie przez grubą soczewkę. Był skupiony, lecz jednocześnie
na jego ustach wykwitał uśmieszek zadowolenia, bowiem poczuł podniecenie, jakie zawsze wywołuje obcowanie z
tajemnicą. Pitt doszedł w końcu do wniosku, że ta misja może koniec końców okazać się całkiem interesująca.
- Widzisz coś? - zapytał Gunn.
- Jak na dłoni - odparł Pitt. - Gdzieś po drodze zrobiliście sobie wroga, który nie chce żadnych połowów na swoim
terytorium.
Gunn oblał się rumieńcem i szeroko otworzył oczy. - Co znalazłeś?
- Ta lina została przerwana celowo - odpowiedział beznamiętnie Pitt.
- Co to znaczy: "celowo"? - wykrzyknął Gunn. - Gdzie masz dowody na ludzką ingerencję?
Pitt podsunął Gunnowi lupę pod nos. - Widzisz, jak w miejscu zerwania lina po spirali zwęża się ku środkowi? Zwróć też
uwagę, że włókna są pozaginane do wewnątrz i mają spłaszczone końcówki. Jeśli lina tej średnicy zrywa się w związku z
przyłożeniem zbyt wielkiej siły, końcówki włókien są równe i mają tendencję do wyginania się na zewnątrz. Tu sytuacja
wygląda inaczej.
- Nic nie rozumiem - powiedział tępo Gunn, wpatrując się w kawałki liny. - Co ją mogło przerwać?
Pitt zamyślił się na moment. - Stawiałbym na primacord - stwierdził wreszcie.
Oszołomienie sprawiło, że oczy Gunna za szkłami okularów zaokrągliły się jeszcze bardziej. - Mówisz poważnie? Czy to nie
jest przypadkiem materiał wybuchowy?
- Tak - odparł ze spokojem Pitt. - Primacord wygląda jak sznurek albo linka, bywa zresztą produkowany w najrozmaitszych
grubościach. W zasadzie wykorzystuje się go do zwalania drzew i jednoczesnego eksplodowania rozmieszczonych w sporej
odległości od siebie ładunków wybuchowych. Zachowuje się jak zwykły lont, tyle że reakq"a następuje gwałtownie, niemal
z szybkością światła.
- Jakim cudem jednak ktokolwiek mógł niepostrzeżenie założyć ładunek wybuchowy pod samym statkiem? Woda jest tu
krystalicznie czysta, a widoczność sięga stu z górą stóp. Ktoś z załogi albo ekipy naukowej z pewnością zauważyłby intruza
i... Że nie wspomnę
o huku eksplozji.
- Zanim podejmę próbę udzielenia ci odpowiedzi, pozwól, że zadam dwa pytania. Jaki sprzęt wisiał na linie w chwili
zerwania
i kiedyście je zauważyli?
- Na linie była zamocowana podwodna kabina dekompresyjna. Nurkowie pracowali na głębokości stu osiemdziesięciu stóp,
należało zatem przeprowadzać dekompresję pod wodą, żeby uniknąć choroby kesonowej. A zerwanie odkryliśmy o siódmej
rano, tuż po śniadaniu.
- Rozumiem więc, że komorę zostawiliście na noc w morzu?
- Nie. Opuściliśmy ją, jak to mamy w zwyczaju, przed świtem, aby była gotowa na wypadek, gdyby rano zaistniała jakaś
alarmowa
sytuacja. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl