[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Luke Greywolf to twardy facet, ale kocha mojÄ… siostrzy
czkę. Co więcej, ona też go kocha. Nie bój się.
- Nie chcę go osądzać, ale tu chodzi przecież o moją
córeczkę.
Adam znów się roześmiał.
- Ta córeczka ma nerwy ze stali i żelazną wolę. Nie martw
się, mamo. Rocky od dawna wie, co robi. Jest z mężczyzną,
którego sobie sama wybrała. Zaufaj mi.
- Sam nie wiesz, jak bardzo czasami przypominasz ojca.
- Uśmiechnęła się do niego czule.
Dość szorstką odpowiedz Adama zagłuszył trzask gwałtow
nie otwieranych drzwi. Do pokoju wkroczyła Sheila, była żona
wuja, otulona w norki i lisy. Z powodu mrozu miała na sobie
77
spodnie, ale mimo śniegu nie zrezygnowała z dziesięciocen-
tymetrowych szpilek. Idąc, rzuciła na fotel futrzaną mufkę i to
rebkę za pięćset dolarów, po czym zsunęła z ramion futro.
- Musimy coś zrobić! - zwróciła się do Eriki. - Nie dziwię
się, że go wyrzuciłaś! Tym razem posunął się za daleko!
Erica zacisnęła wargi i znacząco spojrzała na syna.
- Dzień dobry, Sheilo. A o kim to mówisz?
- No jak to? Oczywiście, o Jake'u. Co on sobie wyobraża?
Jak mógł sprzedać akcje tej przebrzmiałej aktorce?
Erica natychmiast się najeżyła.
- Byłabym ci wdzięczna, gdybyś nie wyrażała się w ten
sposób o moim mężu.
Adam uśmiechnął się z przymusem i wstał.
- Witaj, ciociu Sheilo. Jak siÄ™ miewasz?
Przesunęła dłonią po czole, uważając, by nie rozmazać sta
rannie wyrysowanych ołówkiem brwi i nie potargać utlenionej
grzywki.
- A jak mogę się miewać? %7łyję za ostatnie grosze, a Nate
nic nie chce mi dać, ponieważ firma przechodzi kryzys.
- Firma nie przechodzi żadnego kryzysu - oznajmiła zde
nerwowana Erica. - Jak śmiesz sugerować...
Adam podszedł do Sheili i wziął ją za obwieszoną złotem
rękę.
- Zawsze możesz zastawić rodzinne klejnoty - poradził jej
kpiąco. - Albo znalezć jakiegoś atrakcyjnego dżentelmena, któ
ry by cię utrzymywał. Z twoją urodą...
Sheila w odpowiedzi wydęła usta, ale widać było, że po
chlebstwo sprawiło jej przyjemność. Przez chwilę kokieteryjnie
przygładzała nieskazitelną fryzurę.
- Nie chciałabym dać Nathanielowi takiej satysfakcji -
78
wycedziła przez zęby. - Ale skoro Jake nadweręża rodzinne
finanse, mogę nie mieć wyboru. Co on sobie wyobraża?
- Dość tego! - Erica wstała z miejsca.
Sheila uśmiechnęła się krzywo.
- Miałam nadzieję, że posłuchasz głosu rozsądku, ale wi
dzę, że ty wciąż jesteś jak dziecko we mgle. Zostawił cię dla
niej, o to chodzi? Oszalał na punkcie podstarzałej aktorki?
Adam stanął między kobietami, starając się ukryć niesmak,
jaki wywołały w nim słowa Sheili.
- Niepotrzebnie tu przychodziłaś, Sheilo. Bądz grzeczną
dziewczynką i zatop kły w kimś innym.
Zmrużyła umalowane powieki.
- Nigdy bym się nie spodziewała, że akurat ty będziesz
go bronił - odrzekła chytrze. - Wszyscy wiedzą, że go nie
znosisz.
- To nieprawda.
- W takim razie porozmawiaj z nim. Wytłumacz mu, jaką
krzywdę wyrządza nam wszystkim. Jeśli jesteś tak blisko
z ukochanym tatusiem, przemów mu do rozumu!
Adam opanował się siłą woli i potrząsnął głową. Był ostat
nim człowiekiem, który mógł cokolwiek wytłumaczyć Jake'o-
wi i zirytowało go, że ta wyfiokowana awanturnica w ogóle
poruszyła ten temat. Stosunki łączące go z ojcem są jego pry
watną sprawą. Wiedział też lepiej niż ktokolwiek inny, do ja
kich poświęceń Jake jest zdolny dla dobra rodzinnej spółki.
- Nie mieszam się do interesów firmy i ty powinnaś wziąć
ze mnie przykład, zwłaszcza że nie należysz już do rodziny.
Sheila drgnęła nerwowo, ale już po chwili uniosła podbró
dek, który swą linię zawdzięczał chirurgii plastycznej, i spoj
rzała na Adama z wyższością.
79
- Muszę myśleć o dzieciach.
- Michael, Kyle i Jane doskonale sobie radzą - odparował.
Oburzona, gwałtownie wciągnęła powietrze i przybrała wy
niosłą pozę. Odwróciła się z godnością i. ruszyła do drzwi, za
bierajÄ…c po drodze torebkÄ™ i mufkÄ™.
- Powinnam wiedzieć, że nic tu nie zdziałam. Jak zwykle
zacieśniacie szeregi w obronie Jake'a. Ale coś wam powiem.
Tym razem zostaliście sami. Reszta rodziny nie będzie go bro
nić i Nate to wie! Mam nadzieję, że przejmie kontrolę nad
firmą, zanim wszyscy wylądujemy w przytułku.
Wyszła jeszcze gwałtowniej, niż weszła, ale Adam nie mar
twił się o drzwi, którym groziło wyrwanie z zawiasów. Nie
martwił się nawet o matkę. Martwił się o ojca.
Laura patrzyła, jak Adam gmera widelcem w talerzu. Dzieci
już dawno skończyły jeść i pozwolono im odejść od stołu, lecz
on prawie tego nie zauważył. Jakiś czas siedziała w milczeniu,
ale dłużej nie mogła wytrzymać.
- Nie jesteś głodny?
Podniósł wzrok, jakby zaskoczony jej obecnością.
- Tak. Nie... Przepraszam. - Z westchnieniem odsunÄ…Å‚ ta
lerz. - To jest bardzo smaczne, ale zjadłem za dużo u matki.
Wstała i zaczęła sprzątać ze stołu. Nie wspomniała, że dzie
ci zjadły wszystko jak wygłodniałe wilki, chociaż też dostały
u babci obfity lunch.
- Beverly uparła się, że przyjdzie jutro i przyrządzi pieczeń
baranią, więc bądz na to przygotowany. Jej się chyba wydaje,
że ja cię karmię kiełkami i serem tofu.
Z roztargnieniem skinął głową, jakby wcale jej nie słyszał.
Wyszła z jadalni w milczeniu. Martwiła się o niego. Coś go
80
gryzło, coś, co zdarzyło się tego popołudnia, podczas wizyty
u matki. Fortune'owie to twardy orzech do zgryzienia. Ich sto
sunki rodzinne wydały się Laurze niezwykle skomplikowane.
Oczywiście wiedziała, że to nie jej sprawy, ale nie potrafiła
pozostać obojętna na widok stroskanej miny Adama.
Włożyła naczynia do zmywarki, uporządkowała kuch
nię, przygotowała rzeczy potrzebne do jutrzejszego śniada
nia i poszła zagrać z chłopcami w domino. Nikt nie przestrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]