[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ca znad morza.
- Znalezli stodołę na dziesięcinę - powiedziała cicho Isobel, po kierunku wiatru zorien-
towawszy się, gdzie wzniecono pożar.
W powietrzu zawirowały drobiny popiołu.
- Godzina do zmierzchu - powiedział Andrew. - Wybiorą miejsca i do świtu się okopią.
- Albo uderzą od razu, pod osłoną nocy - zwrócił mu uwagę Ian.
Isobel pomyślała o naczyniach z wodą, ustawionych przy zewnętrznych murach. Jeśli
woda zacznie drgać, to znaczy, że wrogowie kopią tunel. Przy takiej ich sile spodziewała się, że
prędzej lub pózniej do tego dojdzie.
Wszyscy odmówili im pomocy. Lindsayowie przysłali umyślnego z wiadomością, że ro-
zumieją trudne położenie Dalceannów, ale nie mogą być stroną w sporze z królem. Woodowie i
Wemysowie byli tego samego zdania.
L R
T
Prastary patriarchalny porządek w Szkocji odszedł w niepamięć, Korona nie uznawała
systemu klanowego. Jedynym wyjściem było poddanie się woli władcy i dostosowanie się do
nowych warunków. %7łe też ojciec nie zrozumiał tego wcześniej i jako pierwszy odrzucił królew-
ski edykt. Prastare rody przekonały się o sile królewskich żołnierzy i skapitulowały i do tego
właśnie w swoim czasie namawiał ojca Alisdair.
Jeśli nawet to oblężenie się nie powiedzie, następne na pewno będzie skuteczne. Prawdę
mówiąc jednak, oceniając siłę wrogiego wojska, Isobel przeczuwała, że klęska Ceann Gronna
jest tylko kwestią czasu.
Zawiodła. Wszystko stracone.
Przemknęło jej przez myśl, żeby po prostu wyjść przed zamek i zaproponować kapitula-
cję w zamian za łaskę dla wszystkich jej ludzi, ale już wcześniej odbyli z Andrew rozmowę na
ten temat i uznali zgodnie, że żadna umowa nie będzie honorowana.
Pogardzała tymi sługusami króla, którzy za nic mieli pradawne prawo. Nie rozumiała, jak
można występować przeciwko pobratymcom, zabijać kobiety i dzieci.
Po drugiej stronie doliny rozległy się złowieszcze dzwięki rogu. Zapewne wróg przegru-
powywał oddziały, a może była to tylko zapowiedz ponurych zdarzeń.
Z tego miejsca Marcowi mury wydawały się znacznie wątlejsze, niż to zapamiętał. Gdy
ruszył za dzwiękami rogu, zastanawiał się, w jaki sposób ten zamek przetrwał już dwa oblęże-
nia. Huntworth i Glencoe byli pełni pomysłów i sugestii co do tego, jaką metodę ataku zasto-
sować.
Przyglądali się ludziom stojącym w drewnianych hurdycjach u szczytu wewnętrznego
pierścienia murów. Jego uwagę zwrócił przed chwilą błysk miecza. Prawdopodobnie ktoś ce-
lowo ich prowokował. Marc wiedział od swoich wywiadowców, że wcześniej wielu członków
klanu Dalceann odpłynęło łodziami ku Anglii. Miał szczerą nadzieję, że była wśród nich Isobel,
która w ten sposób ucieknie przed królewskim gniewem i pozostanie cała i zdrowa. Instynkt
podpowiadał mu jednak, że właśnie w tej chwili Isobel obserwuje go z murów i układa strategię
obrony. Za każdego zabitego członka Dalceannów niewątpliwie zapłaci krwią własnych ludzi.
A także swoją.
Usłyszał świst strzały. A potem następnej od strony lasu.
Gdyby nie schylił się poprawić strzemię, zapewne by go trafiła w głowę. Tymczasem
strzała uderzyła w obrzeże tarczy i przebiła dwie warstwy skóry i jedną drewna.
L R
T
Odłamał część z lotkami i obejrzał znaki. Królewska strzała! Mariner, jego zastępca, za-
uważył, co się stało, i nadjechał galopem z pytającą miną.
- Nie wypuszczono jej z zamku - powiedział chłodno.
- Czyli jest wśród nas ktoś, kto życzy mi śmierci - stwierdził Marc.
- Do diabła. Trudno jest prowadzić oblężenie, jeśli cały czas trzeba się oglądać za siebie.
Callum Mariner wydawał się zatroskany.
- Miejmy nadzieję, że niepowodzenie zniechęciło tego człowieka do następnych prób.
Pózniej tego samego dnia po powrocie do namiotu Marc zobaczył, że Huntworth przy-
gląda mu się ze szczytu wzgórza w bardzo podejrzany sposób. Archibald McQuarry miał w so-
bie coś takiego, co musiało budzić nieufność. Uchodził za człowieka zawistnego i kłamliwego.
Czyżby McQuarry'emu nie podobało się, że podczas wyprawy jest zaledwie drugi w hierarchii
dowodzenia? Był lordem i z pewnością z trudem przyjmował rozkazy od przybysza z innego
kraju, poddanego obcego króla.
Może to właśnie Huntworth próbował go zabić? Postanowił go obserwować i mieć się na
baczności.
Oblężenie rozpoczęło się. Marc był znużony widokiem onagrów miotających pociski w
stronę niszczejących umocnień Ceann Gronna, wciąż powtarzającym się skrzypieniem drew-
nianej konstrukcji i łomotem padających kamieni.
Boże, modlił się w duchu, spraw, żeby Isobel skryła się bezpiecznie za murami. Wolał
nie myśleć, co zrobiłby, gdyby zginęła. Nie przestawał wypatrywać wśród załogi zamku postaci
z długimi czarnymi włosami. Wiedział, że na pewno włożyła zbroję i hełm i nie mógłby jej od-
różnić, ale obawa sączyła się do jego serca. Strach z każdą godziną narastał.
Dlaczego po prostu się nie poddadzą? - zachodził w głowę. Obrońcy mogliby przecież
podnieść białą flagę i zdać się na łaskę króla. Tak czy inaczej, zamek upadnie. To kwestia ty-
godni.
Naraz zapaliły się dachy kilku umocnień, ogień i dym przeniknęły w głąb zamku.
Gdzie ona jest, u diabła? - coraz bardziej nerwowo zadawał sobie w duchu to pytanie.
Czy to możliwe, żeby uciekła tunelami, o których przy nim wspomniała? Nie. Był przekonany,
że Isobel będzie walczyć do samego końca, ramię w ramię z towarzyszami broni. Nie podda
się, choćby miała umrzeć za swój ukochany zamek i klan, które ceni wyżej niż swoje życie.
L R
T
Nie miał też nadziei, że Andrew lub Ian skłonią ją do ucieczki. Isobel Dalceann będzie
walczyć do końca. Tego był absolutnie pewien i to budziło w nim niewyobrażalny lęk. Zupeł- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl