[ Pobierz całość w formacie PDF ]

samopoczucie wróciło prawie do normy, gdy wydobyłem pistolet igłowy. Poprzez
płytę pokładu czułem leciutkie drżenie: bez wątpienia byliśmy w podróży. A
gdzież mogli się kierować moi mili gospodarze po nieudanej misji i pośpiesznej
ewakuacji, jeśli nie do domu?
Nie było to zbyt pocieszające, ale istniała duża szansa, że będę miał coś do
powiedzenia w tej kwestii. Najprawdopodobniej upłynęło niezbyt dużo czasu od
startu, toteż zmęczona i zestresowana paniką załoga powinna zaznać zasłużonego
odpoczynku. A więc, do roboty. Przesunąłem kontrolkę pistoletu z  wybuchowe"
na  trujące", po namyśle ustawiłem ją jednak na  sen". Choć zasłużyli
wielokrotnie na śmierć, nie byłem katem, który byłby w stanie uśmiercać
śpiących. Jeśli opanuję statek, to zajmą się nimi inni, a jeśli mi się nie uda, to
liczba pozostałych przy życiu nie miała znaczenia.
- Naprzód, di Griz, zbawicielu ludzkości! - mruknąłem dodając sobie
otuchy, która prawie natychmiast mi się przydała, gdyż drzwi okazały się solidnie
zamknięte. Czego zresztą należało się spodziewać. Wróciłem do kombinezonu i
zabrałem się za wyrzutnik. Granat wypadł na pokład z głośnym plaśnięciem.
Dalej sprawa była już prosta. Przylepiłem go do drzwi i zdetonowałem. Aupnęło
niegłośno i rozszedł się wokół gryzący dym.
Starając się ze wszech miar nie ulec atakowi ostrego, wściekłego kaszlu,
61
wykopałem zamek i wyturlałem się na korytarz, rozglądając się na wszystkie
strony, tak oczyma jak i lufą pistoletu. Nic. Pustka i cisza. Lufą pistoletu
zamknąłem ciepłe jeszcze drzwi. Poza osobliwą dziurą w zamku były całe, a fakt,
że są zamknięte, mógł dać mi parę decydujących sekund.
Na drzwiach był numer. Jeśli ten statek zbudowano zgodnie z regułami
konstrukcji takich jednostek, to numery powinny maleć w kierunku dziobu i
sterowni. Ruszyłem w tamtą stronę, kierując się powyższą zasadą, gdy otwarły się
jedne z bocznych drzwi. Wyszedł stamtąd facet i oczywiście od razu mnie
dostrzegł. Oczy mu się zaokrągliły, szczęka opadła... i to by było na tyle,
ponieważ igła trafiła go prosto w gardło. Osunął się miękko na ziemię. Poza nim
w zasięgu wzroku nie było nikogo. Póki co nie miałem powodów do narzekań.
Wciągnąłem go do środka i zamknąłem za nim drzwi. Cofnąłem się i
otworzyłem najbliższe z kolejnym numerem. Cudownie. Na łóżkach chrapał
dobry tuzin szarych. Sądzę, że spało im się znacznie lepiej, gdy poczęstowałem
każdego igłą.
Zadowolony z dobrze spełnionego obowiązku, zamknąłem drzwi i
ruszyłem w dalszą drogę.
Zdecydowałem, że próba uśpienia wszystkich członków załogi byłaby
zbyt niebezpieczna, ponieważ nawet nie wiedziałem, ilu ich jest. O wiele lepiej
było opanować sterownię, skierować statek ku najbliższej stacji Ligi i wezwać
pomoc.
Ruszyłem więc w stronę dziobu z bronią w pogotowiu. Po drodze
napotkałem jeszcze drzwi oznaczone  Aączność" i położyłem spać operatora.
Następne drzwi, jakie ujrzałem, były tymi właściwymi. Tył i flanki miałem
zabezpieczone, toteż wziąłem głęboki oddech i ostrożnie je uchyliłem.
Ostatnią rzeczą, której chciałem, to strzelanina, zwłaszcza że przewaga
liczebna nie była po mojej stronie. Wsunąłem się cicho do środka i zamknąłem za
sobą drzwi. Było ich czterech, wszyscy w fotelach przed konsolami sterow-
niczymi. Dwa karki były odsłonięte, toteż posłałem każdemu igłę i zająłem się
pozostałymi. Facet przy kontroli silników musiał coś usłyszeć. Odwrócił się i
dostał igłę w grdykę. Pozostał jeden: komendant. Chcąc uzyskać określone
informacje, nie miałem ochoty go usypiać. Schowałem broń i na paluszkach
podszedłem do fotela, sięgając dłońmi ku szyi siedzącego.
Odwrócił się w ostatniej chwili, ostrzeżony diabli wiedzą przez co, ale
trochę się spóznił. Złapałem go i nie zamierzałem puścić. Oczy wyszły mu z orbit,
pięty zaś całkiem przyjemnie zabębniły o pokład. Poczekałem chwilę, słuchając
tych miłych dla ucha dzwięków, zanim go puściłem.
62
- Mecz zakończony wynikiem szesnaście do zera! - powiedziałem głośno i
z zadowoleniem. - Ale najpierw należy dokończyć zbożne dzieło!
Miałem rację i jak zwykle dałem sobie dobrą radę. Szuflada przy konsoli
napędu zawierała szpulkę mocnego drutu, którego użyłem do związania dowódcy
jako takiego, jak i do przytwierdzenia go do fotela, aby uniemożliwić mu
grzebanie w przyrządach. Pozostałą trójkę ułożyłem za jego fotelem i zabrałem
się za komputer. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl