[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Doktor westchnął.
* No cóż * znów rozpoczął, ale tym razem było to pozytywne westchnięcie * być może ma pan
rację. Ja tam się aż tak nie znam na sprawach wojskowych...
Dwa dni pózniej dowiedzieliśmy się, że posłał sobie kulkę w łeb. Często zastanawiałem się, czy aby
przypadkiem uwagi Starego po prostu go nie dobiły. Na pierwszy rzut oka bowiem nie byliśmy
ludzmi, którzy mogliby wzbudzić przesadne zaufanie. To, że
wygranie wojny ma zależeć od takich jak my, musiało nim niezle wstrząsnąć.
Zabrzmiał alarm, dzwiękiem ostrym i nerwowym. Wreszcie nadchodzili. Horda postaci w
mundurach khaki, przeskakując przez drut kolczasty, zalewała nas granatami, które poprzedzone
były falami ognia. Poprzez płomienie widzieliśmy ich lśniące bagnety. Mieli rozkaz zajęcia pozycji
112. To rozkaz od Montgomery'ego, który za wszelką cenę chciał zdobyć Caen, nawet gdyby to
oznaczało stratę całej szkockiej dywizji. Pozycja 112 wkrótce miała otrzymać przydomek drugiej
Golgoty.
Na czele ataku byli Szkoci. Na obu flankach znajdowały się dywizje pancerne. Gregor obsługiwał
mozdzierz 81 mm, z którego strzelał z szybkością karabinu maszynowego. Zgubił gdzieś hełm i
całą twarz miał czarną od dymu, tu i ówdzie widać było ślady po strużkach potu. Major Hinka, z
pustym rękawem płaszcza wetkniętym w kieszeń, przejął ckm i słał całe serie pocisków w kierunku
nadciągającej piechoty. Pomagał mu jeden z sanitariuszy. %7ładen z nich nie wypowiedział słowa,
usta mieli zaciśnięte, mundury pokryte błotem.
Mały przygotowywał dwa ręczne granaty równocześnie. Oba wybuchły w momencie, gdy dotarły
do celu. Mały nigdy dotąd nie zawiódł, jeśli chodzi o granaty. A jeśli o mnie chodzi, to miałem
kłopoty z karabinem maszynowym. To był model, którego szczególnie nie lubiłem. Z mojego
doświadczenia wynikało, że z tym cholerstwem więcej czasu spędzało się na majsterkowaniu, niż
używaniu. Tym razem,
jak zresztą i przy innych okazjach, pocisk zablokował się w podajniku nabojów. Z ostrym
przekleństwem na ustach zdjąłem bagnet z karabinu i zacząłem nim walić w winowajcę całego
zdarzenia. Nie przyniosło to innego efektu poza tym, że pocisk zaklinował się jeszcze bardziej. Na
szczęście Porta przyszedł mi z pomocą.
* Zejdz mi z drogi, głupolu!
Odepchnął mnie łokciem, a kilka sekund pózniej przywołał z powrotem do karabinu, który działał
już bez zarzutu. Podczas tych kilku sekund Szkoci*samo*bójcy zbliżyli się i w tym momencie
pojawiła nam się przed oczami wirująca, kolorowa masa ludzi. Czerwony, zielony, niebieski, żółty...
takie ładne kolory i takie niebezpieczne. Wszyscy wydzierali się jak jacyś pomylency przeskakiwali
przez drut kolczasty mimo nieustającego ostrzału i lecących w ich stronę granatów. Faktycznie
Montgomery'emu bardzo zależało na Caen. Szkoci ginęli na drucie kolczastym całymi setkami.
Załogi pancerne poświęcały swe życie w płonących czołgach. A mimo to nadal nacierali, bo Caen
po prostu należało zdobyć.
Oddział trzymający teren na naszej prawej flance znalazł się w niebezpieczeństwie, mógł zostać
wybity. W pobliskich okopach rozgrywała się walka wręcz. Nasi sąsiedzi desperacko próbowali
walczyć o życie bagnetami, kolbami karabinów i nożami, a wiedzieliśmy, że jeśli padną, to
następnie przyjdzie kolej na nas. Major Hinka odwrócił się na chwilę od swojego ckm*u. Władczo
zamachał ręką i krzyknął coś, co zostało zagłuszone przez ogólny tumult.
Wiedzieliśmy, czego się od nas oczekuje. Nie musiał powtarzać. Barcelona odwrócił swój ckm w
stronę okopów i wysłał równą serię wprost w środek walczącej masy. Zarówno nasi przyjaciele, jak
i wrogowie byli ofiarami tej rzezni. Na wzgórzu Golgoty nie było miejsca na sentymenty. Gdzieś w
oddali zauważyliśmy białą flagę: to stara, szara kamizelka, która niepewnie zawisła na lufie
karabinu. Zauważyliśmy, że w jej kierunku zbliża się mała grupka Kanadyjczyków. Kanadyjczycy
gestami nakazali poddającym się Niemcom wyjść z kryjówki i ustawić się w szeregu wzdłuż
krawędzi okopów, rzucić broń, ręce założyć z tyłu na karku. Usłyszeliśmy rozkaz otwarcia ognia.
Sierżant podniósł swojego stena i ludzie w szarych mundurach jeden po drugim padli na ziemię.
* Bydlaki! * wrzasnął Legionista na całe gardło.
Szybkim ruchem głowy przywołał Portę i Małego na krótką, ale najwyrazniej zdecydowaną
konferencję. W następnej sekundzie Porta zdjął kamizelkę z najbliższego ciała, jakie się przy nim
znajdowało, zaczepił ją na swoim karabinie i pomału wypełzł na teren niczyj w kierunku
Kanadyjczyków, którzy tryumfalnie schronili się w okopach stanowiących grób dla ich ofiar. Za
Portą czołgali się Mały i Legionista, ciągnąc ze sobą miotacz płomieni. Porta zamachał swoją białą
flagą i zawołał w kierunku Kanadyjczyków. Zauważyłem, że ich sierżant ze stenem wstał z okopu,
uśmiechając się. Widziałem, jak przygotowuje się do otwarcia ognia. Jednak zanim palcem nacisnął
spust, równocześnie wydarzyły się dwie rzeczy: uruchomiony został miotacz ognia,
a Porta cisnął granat ręczny do okopu. Kanadyjczycy zostali wybici w ciągu kilku sekund.
* To będzie dla tych bękartów porządna nauczka * mruknął Legionista, gdy ponownie zjawił się
przy moim boku. * Nie będzie im się spieszyło do powtórzenia jeszcze raz takiej sztuczki.
Nie miałem czasu na gratulacje, bowiem nadciągały czołgi. To zwarta formacja Churchilli i
Cromwelli, które zdołały się już przebić przez naszą pierwszą linię obrony. Robiliśmy co się dało
przy pomocy naszych dział przeciwczołgowych, ale wszędzie wokół nasi porzucali swoje
stanowiska i szli w rozproszenie przed nadjeżdżającymi czołgami. Major Hinka krzyknął, byśmy
użyli Goliatów. Były to miniczołgi sterowane zdalnie, każdy z nich zawierał 100 kilogramów
ładunku wybuchowego. Z wielką ochotą rzuciliśmy te małe zabawki wojenne w sam środek
oddziałów wroga. Najwyrazniej nigdy nie mieli z nimi do czynienia. Dwa pierwsze Goliaty,
wyglądające na małe, niegrozne zabawki, zostały zatrzymane przed nadciągającą kompanią
żołnierzy. Wyglądało to, jak gdyby z powodu jakiegoś błędu mechanicznego nie były w stanie dalej
jechać. Wróg był wyraznie zaintrygowany sytuacją. Najpierw żołnierze podeszli do nich z
ostrożnością, a potem, gdy nic się nie działo, ośmielili się i podeszli bliżej. Ktoś wyciągnął aparat i
zrobił zdjęcie, ktoś bardziej śmiały wyciągnął rękę i dotknął Goliata. Stąd już tylko o krok od
znalezienia odważniachy, który by obdarzył nasz miniczołg porządnym kopem.
Kilku żołnierzy natychmiast poszukało schronie
nia, ale większość oddziału usiadła sobie na drugim z czołgów i z wigorem zanuciła refren
 Tipperary". Dokładnie w tym momencie Barcelona uruchomił zapalnik. Goliat eksplodował
jednym wielkim jęzorem ognia, który wzbił się wysoko w górę, wyrzucając równocześnie w
powietrze barwny asortyment ludzkich szczątków.
* A to pojeby * burknął Legionista. * Jak banda dzieciaków, muszą podejść i wszystkiego dotknąć...
Nigdy nie podchodz do niezidentyfikowanych przedmiotów * wydawałoby się, że to elementarz
wojenny, nie?
Aącznie wysadziliśmy w powietrze siedemdziesiąt czołgów. Siedemdziesiąt załóg spaliło się na
popiół. Jednakże Caen musiało zostać zdobyte i zawsze w rezerwie znajdowały się kolejne czołgi.
Bitwa trwała osiemnaście godzin, ze zwyczajowymi koszmarnymi stratami po obu stronach. Pod
koniec tego czasu już ani nie wiedzieliśmy, co się dzieje z Caen, ani nas to nie obchodziło.
Przetrwało, czy padło?
* Mam to serdecznie w dupie * powiedział Barcelona. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl