[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mojej ręce lub ramieniu. O, Moira, Moira, puls mego serca, za \ycia i po śmierci, zawsze
jesteś przy mnie!
I le\ąc tak, po raz pierwszy zapłakałem, ukrywając twarz w dłoniach. Wylewałem z głębi
serca \al w kojących łzach, a\ w końcu ponad błękitnymi wzgórzami Galway wzeszło słońce
i rozjaśniło gałęzie Zguby Dermoda jakimś dziwnym, nowym blaskiem.
Czy\bym śnił? A mo\e oszalałem? Czy\by naprawdę duch dawno zmarłego złoczyńcy
wiódł mnie przez wzgórza ku urwisku przy śmiertelnym drzewie i tam przybrał postać mojej
zmarłej siostry, aby zwabić mnie w otchłań i zniszczyć? Czy naprawdę zjawiła się ręka mojej
Strona 25
Howard Robert E - Conan. Cień bestii
siostry, \eby mnie powstrzymać i uratować od niechybnej śmierci?
Mo\ecie w to wierzyć, lub nie; dla mnie to było faktem. Widziałem tej nocy Dermoda
O Connora, który wiódł mnie na skraj urwiska; miękka rączka Moiry Kirowan powstrzymała
mnie, a to dotknięcie rozpuściło zamro\one kanały mego serca i przyniosło mi spokój.
Poniewa\ ta ściana, która dzieli \ywych i umarłych, jest tylko cienkim welonem; teraz wiem
o tym i jestem pewien, \e miłość zmarłej kobiety pokonała nienawiść nie\yjącego
mę\czyzny; jestem tego tak pewien, jak tego, \e pewnego dnia w zaświatach znów obejmę
ramionami moją siostrę.
CZAOWIEK NA ZIEMI
Cal Reynolds przesunął w ustach prymkę tytoniu z jednej strony na drugą i zmru\ył
jasnoniebieskie oczy, patrząc wzdłu\ lufy swojego winchestera. Jego szczęki pracowały
rytmicznie, ale ten ruch ustał, gdy znalazł muszkę. Zamarł bez ruchu i zakrzywił palec na
spuście. Wśród wzgórz rozległ się huk wystrzału i powrócił silniejszym echem. Reynolds
wzdrygnął się, przylgnął silniej do ziemi i cicho zaklął. Blisko jego głowy prysnął szary
kawałek skały, odbita kula poleciała w przestrzeń. Reynolds mimo woli zadr\ał. Ten dzwięk
brzmiał tak śmiertelnie, jak odgłos niewidocznego grzechotnika.
Uniósł się i między skałami rzucił okiem przed siebie. Od grupy głazów, podobnych do
tych, za którymi się ukrył, dzieliła go płaska przestrzeń porośnięta trawą i kaktusami. Ponad
tymi głazami snuła się cienka smuga białawego dymu. Przenikliwe oczy Reynoldsa,
wpatrując się w słońcem spieczony teren, dostrzegły między skałami nikły błysk stali. Był to
wylot lufy strzelby i Reynolds dobrze wiedział, kto le\ał za tą lufą.
Wojna Cala Reynoldsa z Esauem Brillem, jak na Teksas, trwała ju\ długo. W górach
Kentucky tego rodzaju rodzinne wojny mogą rozciągać się na całe pokolenia, ale warunki
geograficzne i ludzki temperament na południowym zachodzie nie sprzyjały zbyt długo
trwającej wrogości. Tam tego rodzaju wojny wybuchały gwałtownie i szybko się kończyły.
Scenę stanowił przewa\nie saloon lub ulice małego kowbojskiego miasteczka, albo otwarty,
skalisty teren. Kryjąc się w krzakach wawrzynu z bliska oddawano gromkie strzały z
sześciostrzało wych pistoletów lub obrzynków, w ten czy inny sposób szybko
rozstrzygając wszelkie spory.
Sprawa Cala Reynoldsa i Esaua Brilla była trochę inna i przy tym dość niezwykła. Po
pierwsze, było to wojna tylko między nimi dwoma. Nie byli w nią wciągnięci ani przyjaciele,
ani krewni. Nikt, włączając w to samych zainteresowanych, nie wiedział, jak to się właściwie
zaczęło. Cal Reynolds wiedział, \e przez całe \ycie nienawidził Esaua Brilla i \e Brill
odwzajemniał mu się tym samym. Kiedyś w młodości gwałtownie pobili się, jak dzikie koty.
Od tego czasu Reynolds nosił na \ebrach bliznę od no\a, a Brill miał powa\nie nadwerę\one
oko. Ale to nie było najwa\niejsze. Permanentnie walczyli ze sobą i \aden z nich nie miał
ochoty pierwszy wyciągnąć ręki na zgodę. To cywilizacja rozwinęła tego rodzaju hipokryzję,
kiedy ludzie nie mają odwagi, aby walczyć ze sobą na śmierć i \ycie. Gdy człowiek czuje, jak
nó\ przeciwnika skrobie mu kości, natomiast przeciwnik kciuk wyciskający oczy lub korek
buta na ustach, ledwo mo\e okazać skłonność do przebaczenia i zapomnienia, bez względu na
konsekwencje.
Tak więc Reynolds i Brill pielęgnowali w sobie nienawiść towarzyszącą im do wieku
dojrzałego i jako poganiacze krów, pracując w konkurujących ze sobą ranczach, uwa\ali, \e
w dobrym tonie jest szukanie okazji do prowadzenia prywatnej wojny. Reynolds kradł bydło
szefa Brilla, a Brill rewan\ował mu się tym samym. Ka\dy z nich wściekał się na metody
działania drugiego, a siebie usprawiedliwiał za sposoby, jakimi usiłował wyeliminować
wroga. Pewnej nocy Brill złapał Reynoldsa bez broni w saloonie w Krowich Studniach i
jedynie sromotna ucieczka tylnymi drzwiami, z kulami szczekającymi u jego pięt, uratowała
skalp Reynoldsa!
Kiedy indziej Reynolds, le\ąc w lasku dębowym, gładko zrzucił wroga z siodła kulą 30 30
z odległości pięciuset jardów i gdyby nie to, \e nagle pojawił się nadzorca pastwisk, walka
skończyłaby się na dobre. Reynolds w obecności świadka zdecydował się pozostać w ukryciu
i zrezygnował z wybicia mózgu z głowy rannego za pomocą kolby swojej strzelby.
Brill wylizał się z rany dzięki \ywotności podobnej długorogiemu bykowi, wspólnej dla
całej rasy twardoskórych ludzi o \elaznych muskułach, a kiedy tylko znów stanął na nogach,
natychmiast ruszył podstępnie zastrzelić człowieka, który go napadł.
Teraz obaj wrogowie tkwili naprzeciwko siebie na samotnych wzgórzach w odległości
strzału, gdzie nikt nie mógł im przeszkodzić.
Dłu\ej ni\ godzinę le\eli między skałami, strzelając do siebie na ka\dy najmniejszy ruch.
Strona 26
[ Pobierz całość w formacie PDF ]