[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W odpowiedzi uniósł rękę.
- Przepraszam... - wydukała, z trudem powstrzymując się od śmiechu. -
Naprawdę. Bardzo mi przykro.
Złapawszy brzeg bluzki, zaczęła czyścić jego rękę. Oczywiście niewiele to
pomogło.
- Jedynie głębiej wcierasz farbę - oznajmił, spoglądając na jej szczupłą,
odsłoniętą talię.
- Nie martw się, zejdzie. Zobaczysz - powiedziała, z całej siły usiłując
zachować powagę. - Zresztą mam rozpuszczalnik... - Przycisnęła dłoń do ust,
chcąc powstrzymać wybuch śmiechu. Bezskutecznie. - Przepraszam... - Oparła
czoło o pierś Vance'a. - To twoja wina! Nie śmiałabym się, gdybyś tak na mnie nie
patrzył.
- Jak?
- No... z taką anielską cierpliwością.
- Cudza cierpliwość zawsze powoduje u ciebie niekontrolowany wybuch
śmiechu?
- Och, wiele rzeczy rozśmiesza mnie do łez - przyznała, usiłując zdławić
chichot. - To przekleństwo. - Wzięła głęboki oddech. - Kiedyś jeden z moich
uczniów narysował zabawną karykaturę nauczycielki biologii. Minął kwadrans,
zanim mogłam wrócić do klasy i udawać oburzoną.
- A nie byłaś oburzona? - spytał Vance, cofając się o krok. Jej bliskość
wywoływała w nim reakcję, która go nieco przerażała.
- Co? Oburzona? - Potrząsnęła przecząco głową. - Może to
niepedagogiczne, ale ten rysunek był naprawdę świetny. Wzięłam go do domu i
oprawiłam.
Nagle uzmysłowiła sobie, że Vance muska dłonią jej gołe ramię.
Podejrzewała, że robi to nieświadomie. W pierwszym odruchu miała ochotę
wspiąć się na palce, objąć go za szyję, pocałować. Chciała tego; była pewna, że on
też tego pragnie. Ale coś ją powstrzymało. Stojąc bez ruchu, popatrzyła mu w
oczy.
Kiedy zdał sobie sprawę, że pieści Shane i że wcale nie chce przerwać, czym
prędzej opuścił ręce.
- Wracaj do malowania - powiedział. - A ja dokończę mierzenie.
- Dobrze - rzekła, odprowadzając go wzrokiem. - Przed chwilą woda się
zagotowała, gdybyś miał ochotę na herbatę...
Co za dziwny człowiek, pomyślała, odruchowo dotykając ramienia, które
przed chwilą gładził. Czego szukał, kiedy tak intensywnie patrzył jej w oczy? Czy
nie prościej byłoby ją o to spytać?
Vance stanął u podnóża schodów i rozejrzał się po salonie. Zaskoczony,
wszedł głębiej. Pokój był idealnie wysprzątany; wszystkie przedmioty, które
wczoraj zagracały wnętrze - lampy, wazony, bibeloty - zostały zapakowane do
kartonów, a kartony dokładnie opisane.
Solidnie musiała się wczoraj napracować, przemknęło mu przez myśl. Kto
by pomyślał, że taka mała, drobna istota może mieć w sobie tak wielkie pokłady
energii. Energii, ambicji, siły oraz wytrwałości.
Ze zdziwieniem odkrył, że na piętrze Shane też zrobiła porządki. Starannie
opisane pudła stały w równym rzędzie pod ścianą w dawnej sypialni jej babci.
Vance dokonał paru pomiarów, zapisał je, po czym przeszedł do pokoju, który
Shane zajmowała w dzieciństwie.
I tu przetarł oczy ze zdumienia. Wszędzie - na stole, biurku, szafce - walały
się jakieś papiery, listy, notatki, rachunki. Niektórymi poruszał lekko wiatr, który
wpadał przez otwarte okno. Podłoga zasłana była katalogami poświęconymi
antykom. Na oparciu krzesła leżała krótka koszula nocna, a przy szafie stała para
starych, znoszonych tenisówek.
Zrodek pokoju zajmowało ogromne pudło z książkami, które widział
podczas wczorajszej wizyty, tyle że wtedy zagracało któryś z pozostałych dwóch
pokoi na piętrze. Najwyrazniej Shane przyciągnęła je do siebie, chcąc sprawdzić,
jakie zawiera skarby. Jeden stos stał na podłodze, kilka książek leżało w nieładzie
na szafce nocnej. No cóż, wygląda na to, że w pracy Shane uwielbia porządek, a w
życiu prywatnym woli artystyczny nieład.
Nagle przypomniał sobie Amelię i jej wymuskane pokoje utrzymane w
tonacji różów i delikatnych beży. Czyste, schludne, bez bałaganu, śladu kurzu.
Nawet te dziesiątki słoiczków i flakonów na toaletce stały równo, jak pod linijkę.
W pokoju Shane nie było toaletki, a na biurku - wśród papierów - stała tylko
jedna buteleczka perfum, mała emaliowana szkatułka oraz oprawione w ramki
kolorowe zdjęcie przedstawiające nastoletnią Shane w towarzystwie dumnie
wyprostowanej kobiety.
Babcia... siwiuteńka, o twarzy poprzecinanej siatką zmarszczek, wyglądała
niezwykle dostojnie. Patrząc na nią, Vance jednak miał wrażenie, że jej oczy się
śmieją.
Stały na trawie, jedna młoda, druga stara, zwrócone plecami do
przepływającego obok strumyka. Mimo dzielących ich lat sprawiały wrażenie
przyjaciółek. Babcia miała na sobie sukienkę w kwiatki, wnuczka - żółtą
bawełnianą koszulkę oraz szorty. Shane na zdjęciu niewiele się różniła od Shane
pracującej na ganku. Może dzisiejsza miała krótsze włosy i ciut pełniejszą figurę,
ale obie tryskały wesołością.
Lepiej jej w krótkiej fryzurze, uznał Vance, studiując uważnie zdjęcie.
Podobało mu się to, jak teraz końce zawijają się pod brodą, podkreślając kształt
twarzy. Ciekawe, kto zrobił to zdjęcie? Cyrus? Vance skrzywił się na samo
wspomnienie o dawnym narzeczonym Shane. Czuł do faceta antypatię; znał wielu
takich jak on, którzy bez przerwy kręcą i oszukują, zupełnie jakby życie było
zeznaniem podatkowym.
Co ona w nim widziała? Zdegustowany, odstawił zdjęcie na biurko i
ponownie zaczął mierzyć ściany. Gdyby wyszła za faceta za mąż, mieszkałaby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl