[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Witaj w domu. Bess  powiedziała, wznosząc kieliszek wina.
Speszona Bess tak\e podniosła swój kieliszek.
 Dziękuję.  Wypiła łyk świetnego trunku.
Wcale nie musiała się wysilać, \eby polubić tę rodzinę. Byli bardzo otwarci, doskonałe
się rozumieli i świetnie się czuli w swoim towarzystwie. W rodzinnym domu Bess taka swoboda
podczas rodzinnego obiadu byłaby nie do pomyślenia.
Czy\by tego właśnie mi brakowało, zastanawiała się. Mo\e dlatego jako dziecko byłam
całkowicie nieprzystosowana społecznie. I mo\e dlatego teraz, ju\ jako osoba dorosła, jestem
taka towarzyska. Nadrabiam stracony czas.
Zrobiło jej się smutno. Odrobinkę, bo trudno było nie \ałować choć trochę, kiedy się na
własne oczy widziało, jak dobrze jest mieć taką rodzinę jak ta.
Bess chciała to wszystko zapamiętać na zawsze. Podniosła głowę i wtedy dostrzegła
wpatrzone w siebie oczy Michaiła. Tym razem się uśmiechnęła.
 Znowu zaczynasz?
 Chcę cię rzezbić.
 Zwariowałeś?
 Nie. Chcę wyrzezbić twoją twarz.  Wyciągnął rękę nad stołem, dotknął nosa Bess. Nikt
nie przerwał rozmowy, nikt się nawet nie zdziwił. Jakby nie było nic niezwykłego w tym, \e
Michaił publicznie dotyka obcej kobiety.  Fascynująca. Najlepszy będzie mahoń.
Bess cierpliwie znosiła obracanie swej twarzy to w tę, to w drugą stronę. Nawet ją to
bawiło.
 To jakiś \art  bardziej stwierdziła, ni\ zapytała.
 Michaił nigdy nie \artuje ze swojej pracy  zapewniła ją Sydney.  Nie rozumiem tylko,
dlaczego dopiero teraz poprosił cię, \ebyś mu pozowała.
 Mam mu pozować?  Bess pokręciła głową. Dopiero po chwili dotarło do niej, z kim
ma do czynienia.  Ze te\ od razu nie skojarzyłam! Stanislaski. Ten rzezbiarz. Widziałam twoje
prace. Rewelacyjne.
 Je\eli zgodzisz się pozować, to dam ci jedną rzezbę. Sama sobie wybierzesz.
 Jasne, \e się zgadzam. Kiedy zaczynamy?
 Zaraz po obiedzie.  Uradowany Michaił zabrał się z powrotem do jedzenia.  Ona jest
bardzo piękna  zwrócił się do Aleksija. Powiedział to tak obojętnie, \e Bess musiała się
roześmiać.
 Gdyby nie twoja \ona, pomyślałabym, \e Stanislascy mają nieco dziwaczny gust.
Michaił musnął złote włosy Sydney, przesunął dłonią po jej pięknej twarzy.
 Są ró\ne rodzaje piękności  stwierdził filozoficznie. Na drugim końcu stołu powstało
zamieszanie.
 Jak często?  pytała Nadia, pochylona nad najmłodszą córką.
 Co osiem minut  odparła Rachel, dysząc cię\ko.  Na razie nie są jeszcze bardzo
mocne.
 Co się stało? O czym wy mówicie?  Zack spojrzał na \onę i osłupiał.  Bo\e wielki!
Teraz? Dlaczego teraz?
 Jeszcze nie w tej chwili  pocieszyła go Rachel. Obiecała sobie, \e zachowa spokój, i
postanowiła dotrzymać słowa. Wzięła głęboki oddech.  Myślę, \e zdą\ysz jeszcze zjeść kawałek
szarlotki.
 Rachel rodzi!  zawołał przera\ony.
 Nie jesteśmy przygotowani.  Nick zerwał się na równe nogi.  Wszystko zostało w
domu. Ja miałem dzwonić do lekarza, ale nie mam przy sobie jego numeru.
 Mama zna numer  uspokoiła go Rachel.  Nie ma powodu do paniki, chłopaki. To
jeszcze trochę potrwa.
 Natychmiast jedziemy do szpitala  zarządził Zack.  Chyba powinniśmy ju\ jechać?
zwrócił się o pomoc do teściowej.
 Tak będzie najlepiej.  Nadia uśmiechnęła się.
 Ale mamusiu...  protestowała Rachel.
Matka powiedziała coś po ukraińsku i Rachel zamilkła, bo Nadia jak zwykle miała rację.
Przede wszystkim trzeba było uspokoić przera\onego mał\onka.
 Niech Rachel poło\y nogi wy\ej  rozkazał Michaił.
 Tobie to pomagało, prawda, kochanie?
 Prawda  zgodziła się Sydney.  Ale mo\na z tym poczekać, a\ dojedziemy do szpitala.
 Dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć.  Aleksij pędził do telefonu.  Ja zadzwonię.
 Siadaj.  Zniecierpliwiona Rachel machnęła ręką.  Jeszcze tylko glin mi tu trzeba.
 Sprowadzę karetkę  upierał się Aleksij.
 Nie zachorowałam, tylko rodzę.
 Zawiozę ją furgonetką.  Jurij ju\ był przy Rachel, gotów nieść córeczkę na rękach
choćby i do samego szpicla.  Nic się nie bój, malutka, tatuś się wszystkim zajmie.
Podczas gdy mę\czyzni się sprzeczali, Nadia cichutko poszła do kuchni, zadzwoniła do
lekarza, a potem do Nataszy, swojej najstarszej córki.
 Wiem, co trzeba robić  przekonywał Aleksija Michaił.  Ju\ to prze\yłem.
 Ha!  Jurij walnął się pięścią w szeroką pierś, odsunął synów na bok.  Ja cztery razy.
Wy nic nie wiecie.
 Kamera!  Nick złapał się za głowę.  Trzeba pojechać po kamerę.
 Podać ci wody, kochanie? A mo\e soku?  dopytywał się Zack. Zbladł jak płótno, gdy
Rachel znów jęknęła.  Znowu? Chyba jeszcze nie minęło dziesięć minut?
 Złamiesz mi rękę.  Rachel uwolniła się z uścisku i błagalnie spojrzała na Sydney.
 Dobra, chłopaki, z drogi.  To była cała Sydney: stalowa dłoń w atłasowej rękawiczce.
Właśnie dzięki tym cechom odnosiła tak wielkie sukcesy w interesach.  Aleksij. Idz do sypialni
i przynieś siostrze poduszkę na podró\. Jurij. Przyprowadz furgonetkę pod ganek. Nick. Ty,
Michaił i Griff pojedziecie do was po rzeczy Rachel. Spotkamy się w szpitalu.
 Jak się tam dostaniecie?  chciał wiedzieć Michaił.
 Moim samochodem  zgłosiła się na ochotnika Bess. Była szczęśliwa, \e te\ mo\e
odegrać rolę w tym rodzinnym dramacie.
 Doskonale.  Sydney pocałowała mę\a w policzek i wypchnęła go za drzwi. 
Ruszajcie. Zack z Jurijem odwiozą Rachel do szpitala. Nadia pojedzie z nimi. Ja się zabiorę z
Bess i Aleksijem.
Jeszcze jeden skurcz. Rachel oddychała głęboko. Starała się zachować spokój.
 Przepraszam cię  zwróciła się do Bess  za to zamieszanie.
 Naprawdę nie ma za co  zapewniła ją Bess.
W porę ugryzła się w język. Mało brakowało, \eby spytała Rachel, jak to jest, kiedy
człowiek zaczyna rodzić podczas rodzinnego obiadu.
Sydney i Bess zdą\yły się zaprzyjaznić w drodze do szpitala. Zresztą trudno było inaczej.
Siedziały ściśnięte na jednym fotelu, podczas gdy Aleksij pędził jak szalony z powrotem na
Manhattan.
Rozmawiały o ciuchach i o mę\czyznach z rodziny Stanislaskich. Doszukały się te\ kilku
wspólnych znajomych. Obie zgodziły się do tego, \e Bess musi być niesłychanie wyrozumiała,
skoro ani razu nie powiedziała Aleksijowi, \e bardzo ryzykownie i stanowczo za szybko
prowadzi samochód. Zwłaszcza po jego krytycznych uwagach pod adresem Bess, na jakie sobie
pozwolił, kiedy jechali w tę stronę.
Nim dotarli na oddział poło\niczy, Rachel ju\ umieszczono w sali porodowej, a Zack
nieco się uspokoił.
 To jeszcze trochę potrwa  powiedziała Nadia, gdy spotkali się na korytarzu.  Miłe
towarzystwo dobrze jej zrobi.
Aleksij pociągnął Bess za sobą, ale ona nie chciała wchodzić do sali porodowej.
 Nie chciałabym przeszkadzać  tłumaczyła Nadii.
 Nale\ysz do rodziny  usłyszała w odpowiedzi.  Chyba \e nie lubisz być przy
porodach.
 Jak mogłabym ich nic lubić, skoro tyle ich opisałam?
 Skąd wiedziałaś, jak to się robi?  spytał Aleksij.
 Rozmawiałam z poło\nikami.  Bess posłała mu łobuzerski uśmiech.  Poza tym
znalazło się kilka przyszłych matek, które nic miały nic przeciwko temu, \ebym asystowała przy
porodzie. Widziałeś kiedyś, jak to się odbywa?
 Nie.  Aleksij nie czuł się zbyt pewnie. W końcu był tylko mę\czyzną.  Co jakiś czas
pokazują nam filmy, ale na \ywo nigdy tego nie widziałem.
 Masz okazję.  Bess roześmiała się. Wszystkie myśli były wypisane na twarzy Aleksija
jak na kartach ksią\ki.  Nie bój się. Potrzymam cię za rękę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl