[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Za Hekate - odparłam, biorąc z tacy jeden z pucharów. - A co ty tu robisz?
Wzruszył ramionami, zachowując styl nawet w kelnerskim uniformie.
- Każdy lubi się zabawić. A poza tym miałem nadzieję, że znowu wystąpisz w tej niebieskiej
sukni.
Zacisnęłam palce na nóżce kryształowego kielicha tak mocno, że dotąd dziwię się, iż nie
pękła.
- Jesteś szaleńcem - odrzekłam, z trudem tłumiąc niepokój. - Albo idiotą. Albo szalonym
idiotą. Nie mogłeś się
choć trochę zakamuflować?
- Nikt mnie tutaj nie zna - odpowiedział, ostentacyjnie, dla efektu, przestawiając kieliszki na
tacy - więc maska wystarczy. Gdybym użył czaru, wszyscy zwracaliby na mnie uwagę.
Oczywiście nie zadałbym sobie tyle trudu, gdybyś się ze mną spotkała przed trzema
tygodniami.
Nie wiem, czy sprawiło to przyćmione oświetlenie, czy też maska, ale przez sekundę
zobaczyłam w jego oczach gniewne błyski.
- Nie mogłam. - Uśmiechnęłam się, jakby to było coś niezmiernie zabawnego. Serce
szamotało się w piersi i tylko w ten sposób mogłam zapanować nad mocami. - Musisz się stąd
wynieść. Natychmiast.
Teraz wkurzył się na dobre.
- Czy ty masz pojęcie, na co się naraziłem, przychodząc tutaj? - syknął z furią. - Nie tylko ze
strony twoich, ale również moich ludzi?
Rozglądnęłam się, lecz najwyrazniej nikt mnie nie obserwował. Pewno zmieniłoby się to
diametralnie, gdybym zaczęła wrzeszczeć na kelnera. Rzuciłam Archerowi znaczące
spojrzenie, ale przez ten cholerny brokat i cekiny chyba go w ogóle nie odczytał.
Odeszłam w kąt i dałam nura w istną dżunglę roślin doniczkowych. Sączyło się tam
zielonkawe światło, a moje nozdrza z miejsca wypełnił intensywny zapach iłu.
128
Po niecałej minucie, odchyliwszy liść palmy, stanął przy mnie Archer.
- Dlaczego nie przyszłaś? - Krzyżując ręce na piersi, oparł się o szklaną ścianę.
- Sama nie wiem, może dlatego, że polujesz na demony, a skoro jestem demonem, nie
powinniśmy się widywać...? -Gdy nie zareagował, dodałam z westchnieniem: - Posłuchaj,
odkąd się znamy, każdy radzi mi trzymać się od ciebie z daleka, więc to robię.
Rozmawiając z Archerem w masce, czułam się bardzo dziwnie. Niby widziałam jego oczy,
ale nie mogłam z nich nic odczytać.
- Bądz pewna - odparł - że gdyby nie wydarzyło się coś poważnego, omijałbym cię z
radością. Serce przeszył mi ból tak ostry jak sztylet, który Archer bez wątpienia ukrywał
gdzieś przy sobie. Pomyślałam z nadzieją, że może się nie zorientował.
- Co  poważnego...?
- Teraz nie mam czasu ci tego tłumaczyć - odrzekł, kręcąc głową. - W każdym razie chodzi o
twoich demonicznych znajomków. Mogłabyś spotkać się ze mną jutro wieczorem w młynie?
Gonitwa myśli. Gdyby Archer wiedział coś o Daisy i Nicku, ja i tato moglibyśmy bardziej
zgłębić dziejące się tu rzeczy. A może szukam tylko pretekstu, by znów pobyć trochę z
Archerem bez poczucia winy?
- Jutro nie dam rady. - Przez całe to urodzinowe szaleństwo ojciec i ja nie mieliśmy dotąd
czasu na badania związane z grymuarem, ustaliliśmy jednak, że poświęcimy im cały
nadchodzący tydzień. Zamiast nie dodawać już nic więcej, zamknąć sprawę i odejść,
usłyszałam, jak mówię: - Ale za dziewięć dni tato wyjeżdża w interesach. Wtedy byłoby mi
łatwiej się stąd wymknąć.
- Dobra - przytaknął Archer. - Za dziewięć dni o trzeciej rano.
- Zwietnie. Ale jeśli znowu wyciągniesz na mnie nóż... Ku mojemu zaskoczeniu roześmiał
się.
- Wiecznie do tego wracasz. Przede wszystkim nie wyjąłem go n a ciebie, tylko żeby
podważyć okno. Po drugie, tkwiłem zamknięty w piwnicy z wnerwionym demonem. Jak
sądzisz, które z nas bało się bardziej?
Wzniosłam oczy do nieba, co nie było takie łatwe, wziąwszy pod uwagę tonę brokatu na
powiekach. Z doniczkowej dżungli pierwszy wylazł Archer. Kiedy zrobiłam to samo parę
sekund pózniej, zobaczyłam, że ulotnił się gdzieś jak kamfora.
Idąc w kierunku stołu z podarkami, rozglądałam się za nim, ale najwyrazniej juz opuścił
oranżerię. Z westchnieniem zdjęłam koronę. Najprawdopodobniej popełniłam wielki błąd, ale
129
z drugiej strony tato chciał się dowiedzieć, skąd pochodzą Nick i Daisy, a skoro Archer czy
ktoś z Oka mieli takie informacje, to chyba powinniśmy z nich skorzystać...
- Tu jesteś! - wykrzyknęłam na widok Cala, który raptem pojawił się na mojej drodze.
Musiałam jakoś zagłuszyć poczucie winy wobec niego. Nie od razu dotarło do mnie, w co się
ubrał. - Skąd to wytrzasnąłeś?
Był ubrany w mundurek Hex Hall. Mocno opięty blezer o mało nie puścił w szwach, gdy
chłopak wzruszył ramionami:
- Kiedyś był mój. Przywiozła go pani Casnoff. Wiesz... nie lubię przebieranek. Uznałem, że to
niezły kompromis.
Dotąd wydawało mi się, że jedynie Archerowi może być w tym stroju do twarzy, ale Cal
wyprowadził mnie z błędu. Jaskrawy błękit pasował do jego opalonej skóry i złotych włosów
i w ogóle gość wyglądał młodziej. Kiedy się do mnie uśmiechnął, na policzku pojawił mu się
dołek, którego nigdy przedtem nie widziałam.
- Fajna z ciebie Hekate - szepnął.
W każdej innej sytuacji prychnęłabym i odcięła się jakąś ironiczną uwagą, spojrzał jednak w
taki sposób, że odparłam tylko: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl