[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ich silniejsze uczucie.
Co on o tym wie? Nic. Zanim skaże na siebie jakąś kobietę, musi uporządkować własne
życie.
Wyszedł na dwór. Mrużąc oczy przed słońcem, ruszył przez parking dla personelu, gdy
usłyszał podniesione, gniewne głosy.
 Czy ty wiesz, co mi zrobiłaś?!
 Nic panu nie zrobiłam, doktorze. To wszystko sam pan sobie zawdzięcza.  Jego uszu
dobiegł opanowany głos Abby.
 Chcesz mi zniszczyć karierę.
 Niech mnie pan puści.
Gdy jego wzrok przyzwyczaił się do oślepiającego blasku, ujrzał, jak Abby szarpie się z
doktorem Rolandem obok eleganckiego szafirowego kabrioletu.
Przyspieszył kroku, lecz nim do nich dotarł, zobaczył, jak Roland chwyta Abby za
ramiona i z całej siły nią potrząsa.
 Niech pan przestanie! To boli!  krzyknęła.
 Puszczaj ją!  ryknął Nick.
Roland odwrócił głowę, a Abby, wykorzystując jego nieuwagę, wbiła mu obcas w stopę i
wyrwała się z jego rąk.
 Cholera!  wrzasnął, rzucając się za nią, ale ona w porę się usunęła. Chwycił ją za brzeg
uniformu i przyciągnął do siebie.
Tym razem zaciekle się broniła.
Nick robił, co w jego mocy, by zmusić mięśnie do bardziej efektywnego wysiłku, podczas
gdy na jego oczach rozgrywała się scena w zwolnionym tempie.
 Niech mnie pan puści!  zawołała Abby, gdy znowu nią szarpnął. Tak skutecznie się
opierała, że oboje się zachwiali i upadli na maskę samochodu, przy czym Roland przygniótł ją
swoim zwalistym ciałem.
Nick nareszcie go dopadł i chwytając za koszulę, odciągnął od Abby.
 Puść ją! Czego od niej chcesz?!
Gdy poczuł zapach alkoholu, wszystko stało się dla niego jasne. Doktor Roland jest
pijany. Może nie na umór, ale na pewno znajduje się pod wpływem alkoholu.
Roland nie zwracał na niego uwagi. Spoglądał na Abby spode łba.
 Co masz przeciwko mnie? Co ja siostrze zrobiłem?
 Przesadził pan, doktorze  wtrącił się Nick, nadal krępując jego ruchy, by ponownie nie
zaatakował Abby.  Ręce przy sobie, słyszysz?
 To przez nią. To wszystko przez nią  bełkotał, lecz Nick się zorientował, że najgorsze
już minęło.  Ona chce mnie zniszczyć.
Nick z odrazą odepchnął Rolanda na bok, by pomóc Abby się wyprostować. Przygarnął ją
do siebie. Ujęło go przerażenie malujące się na jej twarzy.
 Nic ci nie jest?
 Nie, nic.  Ręce jej drżały. Pochyliła się, by rozmasować kolano.
Nie patrząc na Rolanda, wyjął z kieszeni komórkę i wystukał numer służb ratunkowych.
 Abby, tym razem musisz złożyć formalne oskarżenie o napaść. Jeśli tego nie zrobisz, to
cię w tym wyręczę.
ROZDZIAA DZIESITY
 Bez przesady!  Wyrwała mu telefon z ręki.
 To nie jest wypadek. Taki incydent nie wymaga interwencji służb ratunkowych.
 Zostałaś poturbowana.  Kipiąc wściekłością, znowu chwycił lekarza za koszulę pod
szyją.  Radzę ci, trzymaj się od niej z daleka!
 Nick, nic mi nie jest.  Położyła mu rękę na ramieniu.  Daj spokój.
 Nie mogę.  Do śmierci będzie pamiętał, ile mu zajęło dokuśtykanie do niej, by mógł
ich rozdzielić.
 On ci groził.
 Ja jej groziłem?! Chciałem z nią porozmawiać.
 Roland szarpnął się, by się uwolnić. Wyraznie spuścił z tonu.  Nie miałem zamiaru jej
krzywdzić.
 Tak? Trzeba było lepiej się zastanowić, zanim zacząłeś nią potrząsać jak szmacianą
lalką.  Ulegając Abby, która nadal ciągnęła go za rękaw, zwolnił chwyt. Aapiąc powietrze
ustami, odstąpił na krok od Rolanda.  Zjeżdżaj! I nie waż się siadać za kierownicą w tym
stanie, bo nie omieszkam wezwać policji. Ostrzegam cię, jej brat jest policjantem.  Odebrał
telefon od Abby, zwracając się do Rolanda:  Wracaj do szpitala i zamów sobie taksówkę.
Lekarz ruszył w kierunku wejścia.
Nick kipiał złością. Najchętniej spożytkowałby nadmiar adrenaliny, podążając za
Rolandem. Mimo to ogromnym wysiłkiem woli opanował się i pozostał na parkingu.
 Pokaż kolano  powiedział.
Podciągnęła nogawkę spodni. Kolano już spuchło i zaczynało sinieć.
 Pójdę po lód do szpitalnej lodówki.
 Nie  zaprotestowała.  Tam jest Roland.
Zrozumiał jej niepokój i, wzruszywszy ramionami, popatrzył na swój motel po drugiej
stronie ulicy. Nadal ma tam wynajęty pokój. Do piątej.
 Poprosimy o lód w motelu. Dojdziesz?
 Oczywiście  odrzekła z przekonaniem, ale kiedy zrobiła pierwszy krok, skrzywiła się z
bólu.  Chyba dojdę.
 Oprzyj się na mnie. A ja oprę się na kuli  zażartował kąśliwym tonem. Dlaczego nie
mógł ruszać się szybciej, by wybawić ją z opresji?
Dlaczego mięśnie nie wykonują jego rozkazów? Gdyby nie to, dopadłby Rolanda i
rozładowałby sytuację, zanim wymknęła się spod kontroli.
 Daj spokój.  Lekko szturchnęła go w żebra.  Przestań czuć się odpowiedzialny za
poczynania innych. To przez Rolanda boli mnie kolano, nie przez ciebie. Poza tym to ja
wykazałam się głupotą, bo chciałam z nim porozmawiać.
Przechodzili przez jezdnię.
 Poczułaś alkohol?
 Tak, ale dopiero gdy znalazł się bardzo blisko. Kiedy chciałam się odsunąć, złapał mnie
i zaczął mną potrząsać. Był taki rozwścieczony, że w ogóle mnie nie słuchał.
Znalezli się na motelowym parkingu, który o tej porze był prawie pusty.
Pod drzwiami swojego pokoju Nick się zawahał. Przypomniał sobie, że jego spakowany
worek stoi na widoku. No cóż, teraz już nic nie da się z tym zrobić. Z ciężkim sercem
przekręcił klucz w zamku.
Zesztywniał, widząc, że Abby zauważyła jego worek.
 Wyjeżdżasz?
 Tak.
 Dzisiaj? Przytaknął.
 Bez pożegnania?  W jej głosie zabrzmiała nuta niedowierzania.
Pomógł jej dojść do łóżka. Powinna usiąść, by odciążyć obolałe kolano. Tego pytania
wolałby uniknąć. Nie chciał patrzeć na jej zawiedzioną twarz.
 Usiądz, pójdę po lód.  Sięgnął po kubełek i wyszedł do lodówki na korytarzu.
Nabranie lodu do połowy kubełka zajęło mu kilkanaście sekund, więc kiedy wrócił do pokoju,
nadal spoglądała na niego z wyrzutem.
Przyklęknął obok niej i delikatnym ruchem przyłożył okład na spuchnięte miejsce.
Ponieważ nie spuszczała z niego wzroku, poczuł się zmuszony coś powiedzieć.
 Abby, jakiś czas temu dowiedziałem się, że wkrótce masz wyjechać na Florydę, a teraz
masz mi za złe, że wyjeżdżam bez pożegnania?  Pogładził ją po policzku.  Abby, oboje
oczekujemy od życia czegoś innego. Nie miałem zamiaru cię krzywdzić.  Cholera, to samo
powiedział Roland.
 Dokąd jedziesz?  Popatrzyła na worek marynarski ustawiony pod ścianą, po czym
zajrzała mu w oczy.  Wiem, że wracasz do siebie, ale gdzie to jest? Chicago?
Chicago? Skąd jej się to wzięło? Przypomniał sobie jednak, że sam jej powiedział, że tam
dorastał oraz że praktycznie byli sąsiadami. Prawdę mówiąc, nie czuł się związany z żadnym
miejscem. Nigdzie nie czuł się  u siebie . Już miał to głośno powiedzieć, ale ugryzł się w
język.
 Nie, nie Chicago. Mam mieszkanie niedaleko szpitala w Fairfax w Wirginii.
 O, to brzmi zachęcająco. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl