[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Polowanie na lwy więcej daje wzruszeń niż
strzelanina do gazeli - zauważył kapitan Gerard - i
jest bardziej niebezpieczne.
- Nawet strzelanina do gazeli przedstawia pewne
niebezpieczeństwa - odpowiedział Tarzan. -
Szczególniej, jeżeli kto poluje samotnie.
Przekonałem się o tym dziś i przekonałem się
również, że chociaż gazela jest najbardziej
bojazliwym ze stworzeń, nie jest najbardziej
tchórzliwym.
Powiedziawszy to, rzucił tylko przelotnie wejrzenie
na Gernois, ponieważ nie życzył sobie, aby człowiek
ten wiedział, że jest w podejrzeniu lub pod
badawczym okiem, chociaż mógł sobie myśleć, co
chce. Wrażenie jednak wypowiedzianej przezeń
uwagi na poruczniku Gernois mogło w pewien
sposób stwierdzać j ego związek z pewnymi
wydarzeniami ostatniej chwili. Tarzan ujrzał, że
ciemnoczerwona fala krwi podniosła się od szyi
Gernois. To mu wystarczyło i szybko zmienił
przedmiot rozmowy.
Kiedy nazajutrz rano kolumna wyjeżdżała z Bu
Saada na południe, kilku Arabów przyłączyło się do
niej, zamykając pochód.
- Nie stanowią oni części ekspedycji - odrzekł Gerard
w odpowiedzi na pytanie Tarzana. - Przyłączyli się
tylko do nas, aby mieć towarzystwo w drodze.
Tarzan poznał już na tyle charakter Arabów, od
czasu jak był w Algierii, że zdawał sobie z tego
sprawę, iż nie był to powód istotny, ponieważ
Arabowie zwykle nie lubią obcego towarzystwa, a
szczególniej towarzystwa francuskich żołnierzy.
Wydało mu się to podejrzane i postanowił sobie mieć
baczne oko na mały oddziałek, który postępował w
ślady kolumny w odległości mniej więcej ćwierci
angielskiej mili. Nie przybliżali się jednak, nawet w
czasie postojów tak blisko, aby mógł dobrze im się
przyjrzeć.
Był przekonany, że byli to najęci zbójcy, idący za
nim w ślad i prawie był pewny, że była w tym ręka
Rokowa. Nie mógł zadecydować, czy chodziło
Rokowowi, by "pomścić fakt, że w wielu wypadkach
pokrzyżował jego plany lub poniżył go, czy też nowa
zasadzka miała jaki związek z jego misją i sprawą
Gernois. Jeżeli to ostatnie przypuszczenie było
słuszne, a to wydawało się prawdopodobne, po
przekonaniu się, że Gernois powziął względem niego
podejrzenie, to miał do zwalczenia dwu bardzo
możnych wrogów. W pustynnych okolicach Algierii,
które przejeżdżali, nie mogło zabraknąć sposobności
do odebrania życia wrogowi po cichu, nie wywołując
podejrzeń.
Po dwudniowym obozowaniu w Dżelfie kolumna
skierowała się w kierunku południowo-zachodnim,
skąd doniesiono, że maruderzy grasują w tych
stronach, grabiąc duary położone u stóp gór.
Mały oddziałek Arabów, którzy towarzyszyli im z Bu
Saada, rozproszył się zaraz tegoż wieczoru, którego
wydany był rozkaz do przygotowania się do
wymarszu z Dżelfy nazajutrz. Tarzan pytał się ludzi,
lecz nikt nie umiał powiedzieć, dlaczego odjechali i w
jakim kierunku poszli. Nie podobało mu się to
wszystko, szczególnie wobec tego faktu, że spostrzegł
Gernois w rozmowie z jednym z Arabów w jakieś pół
godziny po wydaniu przez kapitana Gerarda
instrukcji co do proponowanych ruchów. Tylko
Gernois i Tarzan wiedzieli, w jakim kierunku
kolumna ma się posunąć. %7łołnierzom powiedziano
tylko, żeby się przyszykowali do zwinięcia obozu
wczesnym rankiem następnego dnia. Tarzan zaczął
podejrzewać, że Gernois odkrył Arabom cel i
kierunek marszu.
Ku wieczorowi rozbili obóz w małej oazie, gdzie był
duar szejka, którego stada skradziono, a pastuchów
pozabijano. Arabowie wynurzyli się ze swych
skórzanych namiotów i otoczyli żołnierzy, zadając
liczne pytania w języku miejscowym, gdyż sami
żołnierze rekrutowali się z tubylców. Tarzan, który
w tym czasie, dzięki pomocy Abdula, nabył pewnej
znajomości arabskiego języka, zaczął wypytywać się
jednego ze spotkanych młodych Arabów z otoczenia
szejka, w tym czasie, kiedy sam szejk udał się na
rozmowę z kapitanem Gerardem.
Nie, nie widział on oddziału sześciu jezdzców
jadących z Dżelfy. Były jeszcze inne oazy rozrzucone
w okolicy - być może udali się w tamte strony. W
górach, powyżej, kręcili się maruderzy, dojeżdżali w
małych oddziałkach na północ do Bu Saada, a nawet
aż do Aumale lub Buira. Być może, że była to
garstka kilku maruderów powracających do swej
bandy z wycieczki organizowanej dla przyjemności
do któregoś z tych miast.
Rano nazajutrz kapitan Gerard podzielił' swój
oddział na dwa. Porucznikowi Gernois oddał
dowództwo nad jednym z nich, a sam zatrzymał
dowództwo nad drugim. Oddziały te miały
przetrząsnąć góry po obu bokach równiny.
- A z jakim oddziałem pojedzie pan Tarzan? -
zapytał kapitan. - A może pan nie życzy sobie brać
udziału w polowaniu na maruderów?
- Ach, bardzo chętnie udam się z wami - pośpieszył
dać odpowiedz Tarzan. Zamyślił się, szukając, jak
wytłumaczyć, że chce się przyłączyć do grupy
porucznika Gernois. Zakłopotanie jego trwało
krótko. Usunięte zostało w sposób zupełnie przez
niego nieoczekiwany. Sam Gernois przemówił.
- Jeżeli pan kapitan zgodzi się na ten raz jeden
wyrzec się miłego towarzystwa pana Tarzana,
uważałbym za prawdziwy zaszczyt dla siebie, gdyby
pan Tarzan zechciał jechać ze mną - rzekł, a w tonie
jego mowy nie brak było serdeczności. W rzeczy
samej Tarzan pomyślał, że porucznik w odezwaniu
swoim przesadził trochę, lecz pomimo to był
przyjemnie zdziwiony i uradowany i pośpieszył
wyrazić swoją radość z uczynionej mu propozycji.
Stało się więc tak, że porucznik Gernois i Tarzan
wyjechali, jadąc obok siebie na czele małego
oddziałku spahisów. Serdeczność porucznika była
krótkotrwała. Skoro tylko stracili z oczu kapitana
Gerarda i jego ludzi, Gernois zasklepił się znowu w
posępnym milczeniu. Droga stawała się coraz
trudniejsza. Wznosiła się wciąż wyżej ku górom, w
które wjechali szeregami około południa, przez
wąwóz. Gernois kazał oddziałowi zatrzymać się obok
małego strumyka na południowy odpoczynek.
Ludzie szykowali się do dalszej drogi, zjedli skromny
posiłek i uzupełnili swoje tornistry.
Po godzinnym spoczynku wyruszyli dalej wzdłuż
wąwozu i wkroczyli na małą dolinę, z której
rozchodziły się w różnych kierunkach skaliste
czeluście. Tu zatrzymali się, a Gernois stojąc w
środku zagłębienia terenu, rozejrzał się uważnie po
otaczających wzgórzach.
- Tu się rozstaniemy - rzekł. - Po kilkunastu pojedzie
zbadać każdą z tych czeluści - po czym zaczął
wyznaczać oddziałki i dawać instrukcję sierżantom,
którzy mieli tymi oddziałkami dowodzić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl