[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sophie. Będzie ci potrzebne.
Najwyrazniej zostałam odprawiona.
Byłam tak zajęta myślą o tacie, że wlazłam w sam środek pentagramu, przewracając
jedną ze świec. Syknęłam, gdy gorący wosk polał mi się na gołą stopę. Mogłabym
przysiąc, że usłyszałam chichot Anny.
Pokuśtykałam do drzwi. Zanim wyszłam, odwróciłam się jeszcze raz do Elodie, która
nie spuszczała ze mnie kamiennego wzroku.
- Przepraszam - powtórzyłam. - Nie wiedziałam, że odmowa uczestnictwa w sabacie
to taka wielka sprawa.
Przez moment miałam wrażenie, te mi nie odpowie. Ale
odrzekli cicho:
- Przez trzy lata żyłam w świecie ludzi, gdzie uważano mnie za potwora. Nikt nigdy
więcej nie będzie mnie tak traktował. - Zmrużyła zimne zielone oczy. - A już z pew-
nością nie taka ciućma jak ty.
Po czym zatrzasnęła mi drzwi tuż przed nosem.
Stałam na korytarzu, boleśnie świadoma dzwięku własnego oddechu. Czy ja na nią
patrzyłam tak, jakby była potworem? Pomyślałam o tym, jak się czułam, kiedy
powiedziała o zniknięciu tej nieszczęsnej dziewczyny.
Tak, zapewne właśnie tak na nią popatrzyłam.
- Dobra, DOSY! - rozległ się czyjś krzyk.
W głębi korytarza otwarły się drzwi i z pokoju wypadła Taylor. Miała na sobie za dużą
koszulę nocną, jej włosy były w nieładzie. A w ustach znów widać było kły.
- WYNOCHA! - krzyknęła, wskazując na korytarz.
65
Przez otwarte drzwi widziałam Nauzykaę, Siobhan i kilka innych elfek siedzących po
turecku na podłodze. W środku kręgu jaśniało zielone światło, ale nie miałam
pojęcia, co to takiego.
Cała grupka wstała.
- Nie możesz mi zabronić odprawiania rytuałów mojego ludu - oznajmiła Nauzykaa.
Taylor odgarnęła włosy z twarzy.
- Nie, ale mogę powiedzieć Casnoff, że wasza czwórka usiłowała skontaktować się z
Dworem Seelie za pomocą tego lustereczka.
Nauzykaa zmarszczyła czoło i pochyliła się, żeby podnieść lśniącą szklaną obręcz.
- To nie żadne lustereczko. To rosa zebrana z nocnych kwiatów znalezionych na
najwyższym wzgórzu w...
-1 CO-Z-TEGO! - wrzasnęła Taylor. - O ósmej mam klasyfikację zmiennokształtnych, a
nie jestem w stanie spać, kiedy to wasze głupie lustereczko świeci mi w twarz.
Siobhan pochyliła się, błękitne włosy opadły jej na twarz i szepnęła coś Nauzykai do
ucha.
Nauzykaa potaknęła i skinęła na pozostałe elfki.
- Chodzcie. Będziemy kontynuować w jakimś mniej... prymitywnym miejscu.
Taylor przewróciła oczami.
Elfki przemknęły obok mnie. Siobhan rzuciła mi pogardliwe spojrzenie, po czym
wszystkie zamieniły się w świetlne kręgi wielkości mniej więcej piłek tenisowych i
spłynęły do holu.
- Powodzenia, świruski - mruknęła Taylor pod nosem, po czym zwróciła się do mnie z
promiennym uśmiechem. Jej kły prawie już znikły, ale oczy wciąż płonęły złotem. -
Cześć.
- Cześć - odpowiedziałam słabym głosem, machając do niej ręką.
- Co ty tu właściwie robisz?
Skinęłam głową ku drzwiom pokoju Elodie.
- No wiesz, udzielam się towarzysko. A ty nie powinnaś być na zewnątrz, biegać po
lesie czy... no wiesz?
Taylor nie kryła zdziwienia.
- Nie, to tylko łaki.
- To jest jakaś różnica? Przyjazny wyraz twarzy znikł.
- Tak - rzuciła. - Ja jestem zmiennokształtna. To znaczy, że zmieniam się w
prawdziwe zwierzę. Aaki to coś pośredniego między zwierzętami a ludzmi. -
Wzdrygnęła się. -Zwiry.
- Nie słuchaj jej - rozległ się warkot za moimi plecami.
Wilkołaczyca była większa niż Justin, a jej futro mieniło się bardziej czerwienią niż
złotem. Stała po drugiej stronie korytarza, tuż przy schodach.
- Zmienni nam zazdroszczą, bo my jesteśmy znacznie potężniejsi - ciągnęła, opierając
się o ścianę. Była to bardzo ludzka postawa, co sprawiało, że wyglądała jeszcze
grozniej.
Wciągnęłam powietrze i cofnęłam się pod drzwi Elodie. Taylor nie wyglądała na
przestraszoną, a raczej zirytowaną.
- Wmawiaj to sobie, Beth. - Po czym zwróciła się do mnie. - Do zobaczenia jutro,
Sophie.
- Do zobaczenia.
Wilkołaczyca stała nadal na końcu korytarza z wywieszonym językiem i lśniącymi
oczami. Musiałam ją wyminąć, żeby dostać się do mojego pokoju.
Zbliżając się do niej, starałam się iść spokojnym krokiem. Stopa wciąż piekła mnie od
oparzenia woskiem, ale przynajmniej już nie kulałam.
Kiedy podeszłam, zmienna zaskoczyła mnie, wyciągając wielką łapę, zakończoną
groznie wyglądającymi pazurami. Przez moment obawiałam się, że zamierza mnie
wybebeszyć. Ale ona się odezwała:
- Mam na imię Beth. - A ja zdałam sobie sprawę, że powinnam uścisnąć jej łapę.
Co ochoczo uczyniłam.
- Sophie.
Uśmiechnęła się. Wyglądała przerażająco, ale to w końcu nie jej wina.
- Miło mi poznać - powiedziała niskim głosem. Okej, nie było wcale tak zle. Dam
sobie radę. A więc
może ona kogoś zjadła. Nie sprawiała wrażenia, jakby miała ochotę...
Zanurzyła pysk w moich włosach i drżąc, wciągnęła głęboko powietrze.
Z jej otwartej paszczy spłynęła na moje gołe ramię ciepła ślina.
Starałam się zachować całkowity spokój i po chwili Beth mnie puściła.
Wzdrygnęła się gwałtownie.
67
- Przepraszam. Wilkołacze zwyczaje.
- Spoko - odparłam, mimo że jedyne, co myślałam, to:  Zlina! Wilkołacza ślina! Na
mojej skórze!".
- Do zobaczenia! - zawołała, kiedy pobiegłam dalej.
- Jasne! - rzuciłam przez ramię.
Wpadłam do pokoju, podeszłam do biurka i chwyciłam całą garść chusteczek
higienicznych.
- Bue, bue, bue! - jęczałam, trąc nimi po ramieniu. Gdy już się wytarłam, zapaliłam
lampkę, żeby poszukać czegoś do odkażenia rąk.
Przypomniałam sobie o Jennie i spojrzałam w kierunku jej łóżka.
- Przep...
Moja współlokatorka siedziała na pościeli z workiem krwi przyciśniętym do ust. Oczy
miała czerwone.
- Przepraszam - dokończyłam słabym głosem. - Za lampkę.
Jenna opuściła worek, rozsmarowując sobie krew na brodzie.
- Północna przekąska. Założyłam... że nie będzie cię przez chwilę - powiedziała cicho.
Czerwień powoli odpływała z jej oczu.
- Nie ma problemu - powiedziałam, opadając na krzesło. W żołądku mi się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl