[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się po podróży, i zaniosła zakupy do kuchni. Zaparzy herbatę, wykąpie się, przyrządzi
prosty posiłek i rzuci się na kanapę przed telewizorem, byle nie myśleć o tym, co ją spo-
tkało. Najlepiej byłoby oglądać program przez tydzień albo przez rok. Albo do końca ży-
cia...
Poczuła znajome ukłucie bólu niezwiązanego ze stanem fizycznym. Wiedziała, że
tak boli dusza. Mroczna chmura przygnębienia otulała ją jak czarna tkanina. Podeszła do
okna, żeby zaciągnąć zasłony. Po londyńskich ulicach jak zwykle przetaczały się tłumy
ożywionych ludzi. Lśniąca czarna limuzyna skręciła w stronę Opery.
Westchnęła rozdzierająco, zasłoniła okno i skierowała się do sypialni, walcząc z
pragnieniem zagrzebania się w pościeli. Zwyciężyła wyćwiczona dyscyplina, więc po-
chowała zakupy, zrobiła sobie herbatę i stanęła pod silnym strumieniem gorącej wody,
czekając, żeby zmyła z niej napięcie. Potem otuliła się grubym szlafrokiem, nie chcąc
patrzeć na swe nagie, napiętnowane ciało.
Zawiązała ciasno pasek i rozpuściła włosy, rozczesując je starannie szczotką. Opa-
dły na plecy jedwabistą kurtyną.
Ciężko wzdychając, przeszła przez sypialnię do salonu.
R
L
T
W progu stanęła jak wryta.
Na kanapie siedział Angelos Petrakos.
ROZDZIAA DZIESITY
Tkwił nieruchomo.
Ona także zamarła pod wpływem wstrząsu, obawiając się, że za moment się udusi.
Siedział dokładnie w tej samej pozycji co kiedyś, przed wieloma laty, ponownie
wdarłszy się w jej życie, którym znów usiłował zawładnąć.
Zachwiała się jak rażona gromem. Pomyślała, że nie ma siły jeszcze raz przez to
wszystko przechodzić.
Mimo to musiała ją w sobie znalezć. Musiała podjąć z nim walkę. Czekała, aż
owładnie nią gniew, dzięki któremu poczuje ożywczy przypływ energii i waleczności,
nic takiego jednak nie nastąpiło. W miejscu gniewu kiełkowało inne, o wiele bardziej
niepokojące uczucie.
Nie mogła mu się poddać, musiała je natychmiast poskromić. Zdławić najskutecz-
niejszą bronią - stalowym pancerzem chłodu i opanowania, lodem i brutalnością słów.
- Jak się tu, do cholery, dostałeś? - warknęła.
- Podczas pobytu w Szwajcarii kazałem dorobić klucze.
Jego ton zdradzał zniecierpliwienie, jakby pytanie nie miało związku ze sprawą, a
także wyrazne napięcie. Siedział sztywno wyprostowany, nieruchomy, z oczami zimny-
mi jak stal. Angelos Petrakos był rozgniewany.
I co z tego? Przecież zawsze się na nią złościł... Przelotnie ścisnęło ją w gardle, a
potem poczuła wreszcie przypływ upragnionej złości.
- Muszę z tobą porozmawiać i żądam szczerych odpowiedzi! - oznajmił ostrym to-
nem.
Płynnym, elastycznym ruchem wstał z kanapy. Zaskoczyło ją to, więc mimo woli
się cofnęła. Od razu skarciła się w duchu za tę słabość. Nie zamierzała się przed nim co-
fać, tylko stanąć do walki.
R
L
T
Biedne serce trzepotało w jej piersi jak uwięziony ptak i poczuła, że lekko się poci
pod grubym frotowym szlafrokiem. Na domiar złego uzmysłowiła sobie akurat w tej
chwili, że pod spodem jest przecież całkiem naga.
Obecność stojącego przed nią mężczyzny przywiodła na pamięć niechciane, bole-
sne wspomnienia.
Przez jedną szaloną chwilę chciała rzucić mu się w ramiona, objąć go i ukryć twarz
na piersi. Omal nie zemdlała na myśl, że to się już nigdy nie zdarzy. Petrakos już nigdy
jej nie dotknie tkliwą dłonią, nie okaże czułości ani namiętności... Mogła mieć co do tego
niezbitą pewność.
Czekała na uczucie ulgi, które powinno się teraz pojawić, ale nic takiego nie nastą-
piło. Gorączkowo rozważała przyczyny tego stanu.
- Dlaczego odeszłaś, zanim miałem szansę z tobą porozmawiać?
Ostre, wypowiadane z gniewem słowa przecięły tok jej daremnych rozważań. Oczy
Thei rozszerzyły się z niedowierzania.
- Spodziewałeś się, że zostanę? - Z jej gardła wydarł się chrapliwy śmiech - W ta-
kim razie nie wiesz, jak dobrym jesteś nauczycielem, Angelos! Nauczyłeś mnie wszyst-
kiego, czego powinnam o tobie wiedzieć, w tym tego, co najistotniejsze: jeśli zechcesz
mnie zniszczyć, zrobisz to, nieważne, jaką metodą. - Słowa wydobywały się z trudem ze
ściśniętej krtani. - Nawet taką, jaką posłużyłeś się tym razem. - Przełknęła z trudem, czu-
jąc, że brak jej powietrza, lecz mimo to zdołała dokończyć: - Pokazałeś mi, jak się wyra-
ziłeś,  całą prawdę o mnie".
Z jego ust wylał się gwałtowny potok słów w obcym języku.
- Nie waż się wspominać o prawdzie! - Machnął raptownie ręką, aż Thea musiała
się uchylić. - Dziś rano omal nie zginęłaś! Nie chciałaś przyjąć ode mnie pomocnej dłoni
nawet za cenę życia!
- Po tym, co mi zrobiłeś?
- Nie wiedziałem - odparł, a krew odpłynęła mu z twarzy. - Nie miałem pojęcia, że
podczas kolacji podano ci alkohol.
R
L
T
Patrzyła na niego, nic nie pojmując, więc pokrótce wyjaśnił jej całe nieporozumie-
nie i zapewnił, że gdyby znał przyczynę jej nagłej niefrasobliwości, nigdy by jej nie do-
tknął.
- Udowodniłeś, że jestem zwyczajną idiotką... - wyjąkała. - I że moje zarzekania,
że nigdy nie pozwolę, byś mnie tknął chociaż jednym palcem, to zwykłe przechwałki.
- Dużo zrozumiałem, Kat - powiedział po chwili milczenia. - Przed laty w gniewie
nazwałem cię dziwką. Dziś, kiedy uciekłaś z mojego łóżka, zobaczyłem dowód, że to
nieprawda. Nie chciałem w to uwierzyć, ale takie są fakty. I pojąłem, że nie mogłaś być
dziwką, skoro byłaś dziewicą.
Na moment zapanowało absolutne milczenie. Przymknęła oczy i słuchała wyja-
śnień swego dręczyciela.
- Pojąłem także, że moje oskarżenie wówczas cię rozgniewało. Twój wybuchowy
charakter wziął górę i wychodząc, na złość zabrałaś mi zegarek.
- Kretynie! Czy naprawdę myślisz, że zrobiłam ci na złość? Przecież przed hote-
lem... - urwała, nie chcąc wspominać tamtych okropnych chwil. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl