[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wnętrze.
Usiadły przy stoliku, a młoda dziewczyna imieniem
Saamo wniosła tacę z napojami, postawiła ją i wyszła.
Wyglądała sympatycznie.
- Jak tam mama? - zapytała Vicky z pewnym napięciem.
- Doskonale, wszyscy mają się świetnie. - Sasha
opowiedziała o ostatnich wyczynach jej młodszych braci.
Vicky słuchała tego z uwagą, po czym wypaliła:
- Cieszę się, że tu jesteś, Sasha, że przyjechałaś mnie
odwiedzić, ale mogę ci od razu powiedzieć, że nie wrócę z
tobą do domu. Wiem, po co mama cię tu przysłała, ale ja tu
zostaję. Nie miej żadnych złudzeń.
Sasha była dość zmieszana tym niespodziewanym
wybuchem.
- Na miłość boską, Vicky, twoja mama wcale mnie tu nie
przysłała"! Odkąd to ona dyktuje mi, co mam robić?
- Dobrze wiesz, jak ona wszystkimi kręci - westchnęła
Vicky. - Ile wysiłku i perswazji wymagało, żebym mogła
podjąć tę pracę.
- Wiem - zaśmiała się Sasha.
- A teraz przysłała tutaj ciebie.
- Mówiłam ci, że nikt mnie nie przysyłał; zrobiłam to z
własnej, nieprzymuszonej woli. Pomysł był twojej mamy, to
prawda, ale należały mi się wakacje, Vicky. Uznałam więc, że
nadarza się świetna okazja, żeby odwiedzić ciebie, a zarazem
zaznać trochę dzikiej Afryki. Jeśli przy okazji udałoby mi się
trochę uspokoić twoją matkę, tym lepiej.
- I nie zamierzasz siłą zabierać mnie z powrotem?
- No, nie wygłupiaj się, Vicky. Wyobrażałaś sobie, że
wezmę cię na smycz i zaciągnę do samolotu?
- Chciałabym tylko, żeby mama wreszcie przyjęła do
wiadomości ten drobny fakt, że ja mam własne życie i sama o
nim decyduję, bez względu na to, czy jej się to podoba, czy
nie. Mnie tu jest naprawdę dobrze; czuję, że biorę udział w
czymś ważnym, podobnie jak Ross i Jay. To wspaniali
lekarze, pełni poświęcenia.
- Mama będzie musiała się z tym pogodzić, prawda?
Masz dwadzieścia trzy lata.
- Jej się wydaje, że dopiero skończyłam dziesięć. Pisze do
mnie raz po raz, żebym nie zapominała o myciu zębów.
- %7łartujesz! - Sasha wybuchnęła śmiechem. Wreszcie jej
nastrój udzielił się i Vicky; może sytuacja nie była aż tak
podbramkowa.
W tym momencie ktoś zapukał do drzwi i w pokoju
pojawił się Ross. Przyniósł książkę, którą Sasha zostawiła w
samochodzie. Najwyrazniej zaskoczyło go, że się śmieją;
przyglądał się badawczo to jednej, to drugiej - jakby
oczekiwał, że trafi tu na awanturę.
- No, widzę, że dobrze się bawicie - zauważył i
wychodząc dodał: - Zobaczymy się pózniej, Jay mówił mi, że
jesteśmy zaproszeni na kolację.
- Tak, do zobaczenia - kiwnęła głową Vicky.
Po jego wyjściu poderwała się z miejsca, żeby pokazać
Sashy jej pokój.
Był równie spartański, jak poprzedni. Stało tu wąskie
łóżko, mały stolik i krzesło, parę półek i wieszaków na
ubrania. Okno zasłaniał parawan. W sumie pokoik ten robił
wrażenie zakonnej celi.
- Nie jest to Hilton, ale mam nadzieję, że ci wystarczy -
powiedziała Vicky. - Nie ma tu klimatyzacji, ale nocą robi się
chłodniej. Ta część Afryki to Sahel, niedaleko jest już Sahara.
- Nie muszę mieć luksusów, nie przejmuj się, Vicky.
Przyjechałam tu zobaczyć ciebie i Afrykę, a przynajmniej
jakąś jej część. - Sasha położyła na łóżku walizkę i otworzyła
ją. Były tam rozmaite smakołyki, które jej siostra upiekła dla
córki.
- Masz tu ciasteczka czekoladowe i orzechowe od mamy -
powiedziała, podając Vicky sporą metalową puszkę. - A tu
ode mnie figowe, twoje ulubione.
- Dzięki, wspaniale. - Vicky przycisnęła skarby do piersi,
lecz jej reakcja była znów jakby wymuszona.
Sasha popatrzyła na nią uważnie.
- No, to może coś z tego zjemy - zaproponowała. - Marzę
o filiżance kawy, nie miałabyś też ochoty?
- Nie, nie. - Vicky zaprotestowała gwałtownie, ale zaraz
się poprawiła. - To znaczy, możemy napić się kawy, ale
słodycze chciałabym zostawić na jakąś specjalną okazję, żeby
poczęstować innych. Nie masz nic przeciwko temu? My
wszystkim się tu dzielimy, rozumiesz?
- Zrobisz, jak będziesz chciała, przecież to dla ciebie.
- Tu jest ciężko o jedzenie - ciągnęła Vicky. - Czasem
jezdzimy po zakupy do Burkina Faso albo do Ouagadougou.
Tam można dostać dużo dobrych rzeczy, wszystko
importowane z Francji - brzoskwinie, jabłka, sery, ale to za
daleko, żeby jezdzić tam co tydzień. - Vicky wyszła, żeby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]