[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Głowa już nie pękała z bólu, zawroty minęły. Czuł się oszołomiony, jakby odurzony, a jednocześnie
wypoczęty. Po raz pierwszy od przyjazdu do Bellington, kiedy znów ujrzał Reese. W olśniewającej ślubnej
sukni, piękniejszą niż kiedykolwiek. I równie niedostępną jak wtedy, kiedy cisnęła w niego
nieśmiertelnikami i kazała się wynosić.
Wyszła za niego, lecz dzielący ich dystans nigdy nie zniknął. Nieuchwytny, a jednak zawsze
obecny. Dzieliło ich pochodzenie, podejście do życia.
Wczorajszy wieczór to zmienił. Z bólu ledwie kojarzył, jednak pamiętał, że została, sprzątała po
nim. Kiedyś nie miała pojęcia o takich rzeczach, zawsze była obsługiwana.
Ta nowa Reese... jest bliższa życia.
Przez długą chwilę przyglądał się jej jasnej cerze, gęstym rzęsom osłaniającym błękitne oczy.
Ostrożnie odgarnął jej włosy z policzka. Zawsze się wzdragał na myśl, że ktoś mógłby zobaczyć go
podczas ataku migreny. Dobrze, że to była Reese.
Podniosła powieki. Widok jej niesamowicie niebieskich oczu oszołomił go. Nie wydawała się
zdziwiona, że są tak blisko siebie. Podłożyła rękę pod policzek.
- O czym śniłeś w samochodzie?
Zaskoczony pytaniem, odparł bez namysłu:
- O tobie.
Szerzej otworzyła oczy. Nie powie jej całej prawdy.
- O naszym pierwszym spotkaniu w knajpce na Brooklynie.
- Kiedy chciałeś dopasować mnie do deseru.
- Właśnie.
L R
T
Spochmurniał odrobinę. Był wtedy nieopierzonym młokosem. Zakochał się w niej od pierwszego
spojrzenia. To głupie, ale wciąż pamiętał, jak wtedy patrzył w jej niebieskie oczy i wiedział, że jego życie
właśnie zmieniło się na lepsze.
Niestety, jej zmieniło się wtedy na gorsze. Wychuchana i rozpieszczona, nie była przygotowana do
normalnego życia, nie mówiąc już o małżeństwie. Zwłaszcza z kimś takim jak on.
Oparła się na łokciu, patrzyła na niego. Przekręcił się na plecy, żeby ją lepiej widzieć.
- Ja też chciałam wtedy dopasować jakiś deser do ciebie.
- Czemu tego nie zrobiłaś?
- %7łebyś nie pomyślał, że z tobą flirtuję.
- Przecież flirtowałaś.
- Miałam nadzieję, że tego nie widać.
- Park Avenue - rzekł zmienionym głosem. - Wyczułem twoje intencje, gdy tylko usiadłaś obok
mnie.
- Chciałam zamówić deser - obruszyła się żartobliwie. - To było jedyne wolne miejsce.
- Nieprawda. Było wolne obok starszego gościa, który codziennie w południe przychodził na kawę.
- I co z tego? - Bawiła się rąbkiem kołdry. - To był osiemdziesięcioletni, mamroczący do siebie
staruszek. Dziwisz się, że wolałam usiąść koło zuchwałego, pewnego siebie przystojniaka?
- Nie zawsze byłem taki pewny siebie.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
- Powiem ci... - zawiesił głos, zastanawiając się, jak opisać swoje dawne problemy. - Przez lata
zmieniałem szkoły, nigdzie nie zdążyłem zagrzać miejsca, nie czułem się u siebie. Odnalazłem swoje
miejsce w wojsku.
Jej przenikliwe spojrzenie wprawiało go w zakłopotanie.
- To jaki deser do mnie pasował?
- Czekoladowy wulkan. I wtedy, i teraz.
Na mgnienie zaparło mu dech. Przed oczami stanął mu obraz Reese w obłoku ślubnej sukni. Gniew
płonący w niebieskich oczach. Pożądanie malujące się na twarzy. Podtekst w jej słowach rozpalił go,
obudził tłumione pragnienie.
- Uważaj, bo nic nie mam pod tym ręcznikiem.
- Wiem.
- Ja również - rzekł cierpko. - Bo przez to jestem w niezręcznej sytuacji.
- No co ty? - rzekła z rozbawieniem. - Wymiotowałeś w obecności kobiety, czyli żaden z ciebie
twardziel.
Uśmiechnął się krzywo. W ich położeniu nie było nic wesołego. Reese przestała się uśmiechać,
przytrzymała jego spojrzenie.
- Reese - rzekł szorstko. - Jeśli znowu cię pocałuję, to nie przestanę.
L R
T
- Wiem.
Sekundy mijały.
- Dlatego lepiej idz do siebie.
Mason wstrzymał oddech, czekając na jej ruch. Gdy wreszcie się odezwała, rozczarowanie ścisnęło
mu serce.
- Musisz pospać dłużej niż dwie godziny - powiedziała łagodnie. - Zpij, Mason.
Kiedy obudziła się kilka godzin pózniej, śpiący Mason zaborczo przygarniał ją do siebie, grzał
swoim ciepłem. Leżał na boku, wtulony w nią. Udem przyciskał jej nogi, na odsłoniętym brzuchu czuła
dotyk jego dłoni. Było jej bosko, cudownie. Ręcznik okrywający mu biodra zsunął się. Nagi Mason tuż za
nią, obejmujący ją władczo, jakby była jego własnością... Powinna się odsunąć, odejść, jednak nie była w
stanie.
Zamruczał coś przez sen, przycisnął się do niej mocniej. Jej ciało zareagowało natychmiast. Dotyk
twardego członka obudził w niej uśpione pragnienie, w środku rosło napięcie i ciężar...
Ciało było chętne, nim jeszcze padło pytanie. I nim Reese zdążyła zastanowić się nad odpowiedzią.
Mason wymamrotał coś niezrozumiałego, chyba jej imię. Instynktownie wsunął dłoń pod jej bluzkę,
niespiesznie przeciągnął nią po okrytych koronką piersiach. Reese zamknęła oczy, rozkoszując się
pieszczotą. Powinna go obudzić. Zmusić się, żeby wstać i wyjść.
Za niecałą dobę rozpocznie się przyjęcie, jej niedoszłe wesele. Przecież miała wyjść za innego. I
nagle były mąż, ten, którego tak bardzo starała się zapomnieć, rozbudza tłumione emocje i coraz trudniej
się jej opamiętać, zachować jak należy, nie ulec pokusie.
Jak trudno podjąć decyzję, postąpić odpowiedzialnie. Zwłaszcza gdy Mason wtulił twarz w jej kark
i zamruczał coś niezrozumiale. Wsunął rękę między jej uda, drugą wciąż pieścił piersi.
Jeszcze śpi, czy może wie, co robi?
Jeśli nie, to jak to możliwe, że budzi w niej taki żar?
Drżała na całym ciele, czuła gorączkowe pulsowanie krwi. Nie była w stanie się poruszyć,
odepchnąć go. Na samą myśl, by mu ulec, zrobiło jej się jeszcze bardziej gorąco. Mimowolnie rozchyliła
uda. Odrobinę, lecz Masonowi to wystarczyło.
Przekręcił ją na brzuch, poczuła na sobie ciężar jego ciała. Nadal coś mruczał, chyba nie do końca
rozbudzony.
Ciepło jego oddechu wywoływało rozkoszne dreszcze. Dotyk jego ciała, naglący, przepełniony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]