[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Obróć się.
Maggie okręciła się, by Joan mogła ją dobrze obejrzeć.
- Jestem zielona z zazdrości. Gdybym tylko miała twoją figurę-
westchnęła.
- Czasami trzeba się wystroić, nieprawdaż? Czuję się taka
podekscytowana!
- Chodz, napijemy się i może mi wreszcie powiesz, co takiego widzisz
w tym Jaredzie.
Usiadły razem w salonie i gawędziły wesoło, opróżniając przy tym
powoli zawartość kryształowej karafki. Kiedy minęła siódma piętnaście,
Maggie zaczęła się niepokoić.
- Ciekawe, co go zatrzymuje. Nawet nie zadzwonił.
- Nie martw się - próbowała ją uspokoić Joan. - Masz przecież randkę
z gliniarzem. W porównaniu z niebezpieczeństwami, które czyhają na Jareda
codziennie, randka jest dla niego błahostką.
- Nie wątpię w to. - Maggie potrząsnęła ramionami. - Ale mógłby już
przyjść. Do licha, miałam nie lada kłopoty z załatwieniem tych biletów.
- Jestem pewna, że zaraz się pojawi. Usiądz i zrelaksuj się. Minęło
następne pół godziny. Maggie chodziła po pokoju jak uwięziona w klatce
lwica, z każdą minutą wpadając w większy gniew. Joan obserwowała ją w
milczeniu.
Kiedy wreszcie odezwał się dzwonek, podskoczyły obydwie.
- Ja otworzę - powiedziała Joan - ty zostań tutaj.
176
RS
Jared wszedł do pokoju. Przez kilka sekund nie odzywał się, patrząc na
Maggie jak na zjawisko.
Na jego widok dziewczyna poczuła, że fala gorąca oblewa jej policzki.
- Nadal jesteś w mundurze!
- Wyglądasz ślicznie - powiedział matowym głosem.
- Dziękuję za komplement, ale może mi powiesz, jak masz zamiar
dojechać na czas do opery?
Jared otworzył szeroko oczy.
- Och, Maggie! Zupełnie zapomniałem! Miałem dziś zastępstwo za
innego sierżanta. No tak, teraz rozumiem, dlaczego jesteś taka wystrojona.
- Jak mogłeś! - zawołała, z trudem powstrzymując się przed
kopnięciem go. Zamiast tego podniosła poduszkę z kanapy i z całej siły
cisnęła nią w Jareda. - Jesteś taki sam, jak Paul! Och, dlaczego cię
spotkałam?
- Jaki Paul? - spytał, chwytając poduszkę.
- Mój pierwszy mąż. Dla niego liczyła się przede wszystkim praca, a ja
zawsze grałam drugie skrzypce. Wyjdz! Nie potrzebuję cię więcej!
Jared zrobił kilka kroków w jej kierunku.
- Czy nie reagujesz zbyt gwałtownie?
- Nie sądzę.
Skrzyżowała ręce na piersiach i odwróciła się do niego tyłem.
- Maggie, mam krawat i sportową marynarkę w bagażniku -
powiedział, zdejmując pas, broń i odznakę. - Chodzmy.
- Nigdzie z tobą nie pójdę.
Sierżant wręczył Joan kluczyki od samochodu.
- Wyświadczysz mi przysługę?
177
RS
- Jasne - uśmiechnęła się.
- Wsadz te rzeczy do bagażnika, a moją marynarkę rzuć na tylne
siedzenie.
Maggie obróciła się w stronę mężczyzny.
- Nie rozkazuj jej! Dlaczego sam nie możesz tego zrobić?
- Bo będę zajęty.
- Czym?
- Tym - odrzekł i podniósł ją do góry. Dziewczyna usiłowała uwolnić
się z jego ramion.
- W tej chwili postaw mnie z powrotem! Nienawidzę przemocy!
Słyszysz?
- Nie mam zamiaru - odezwał się cicho, lecz stanowczo i wyszedł z
mieszkania, niosąc Maggie na rękach.
Uwolnił ją dopiero wtedy, gdy doszli do samochodu, ale nadal trzymał
mocno jej ramię.
- Puść mnie - powiedziała.
- Wsiadaj do samochodu.
- Będę krzyczeć.
- Zauważ, że jestem w mundurze, a to jest wóz policyjny. Jeżeli
zaczniesz krzyczeć, udam, że właśnie cię aresztuję. I jak będziesz wyglądać?
- Nie zrobisz tego.
- No to krzycz.
Otworzył drzwi i wepchnął ją delikatnie do środka.
- A teraz siedz cicho i bądz grzeczna.
Złapał kluczyki rzucone przez Joan i porozumiewawczo mrugnął do
niej okiem.
178
RS
- Bawcie się dobrze - uśmiechnęła się.
- Będziemy - odparł i uruchomił silnik samochodu. Maggie siedziała
przez dłuższą chwilę w milczeniu. W końcu odezwała się ostro:
- Zrobisz z siebie idiotę, Jared. Do opery nie idzie się w mundurze.
- Powiedziałem ci, że będę miał na sobie marynarkę i krawat.
- Doprowadzasz mnie do szału, wiesz? - Machnęła ręką ze złością. -
Aż trudno uwierzyć, że jedziemy tam policyjnym wozem.
- Nie mamy czasu na przesiadanie się do innego samochodu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]