[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czepek.
Marchbank wysłuchał Jonatana i przeczytał list Moiry.
- A więc tak to wygląda. - Pokiwał głową. - Moira powinna była mi powiedzieć.
- Nie chciała dopuścić do ciebie Hartly ego. Mimo wszystko mógłby na ciebie donieść, nawet jeśli nie jest
inspektorem skarbowym. Nie miał takiego zamiaru, ale dowiedzieliśmy się o wszystkim dopiero dziś wieczorem.
- Zmarnowałem dwie noce - powiedział Marchbank. - Idz do stajni porozmawiać z Jackiem Larkinem, Jonatanie. On
dopilnuje, żeby Hartly emu nic się nie stało. Gdyby przyszedł ktoś z dżentelmenów , Jack zajmie się nimi, chociaż i
tak wiedzą, że mają się nie zdradzić, dopóki Hartly nie wyjedzie. Nie jest inspektorem skarbowym, powiadasz? To
dobre wieści. Zmartwiłbym się, gdyby Londyn zaczął się mną interesować.
Chłopiec zszedł do stajni, gdzie znalazł Jacka Larkina, który drzemał w ubraniu siedząc na gniadej klaczy. Jonatan
obudził go szturchańcem i przekazał zlecenie Marchbanka. Larkin skinął głową i zaraz znów zasnął. Mówiono o nim,
że potrafi spać na stojąco i jezdzić konno pogrążony w głębokim śnie.
Kiedy Jonatan dotarł nad zatokę. Czarny Duch był już na miejscu. Chłopiec żałował, że nie zdążył przed jego
przyjazdem. Grupka ludzi - Stanby, Ponsonby, Hartly oraz jego ordynans, ubrany w czarny kapelusz, maskę i pelerynę,
udający Czarnego Ducha - stała w kręgu z pochylonymi głowami. Ich sylwetki wyglądały jak nakreślone węglem na
tle srebrzystego nieba, z jaśniejącym wysoko w górze księżycem i szemrzącym w dole oceanem. Scena ta
przypominała jakiś osobliwy, średniowieczny rytuał. Jonatan nie rozróżniał słów, ale usłyszał ciche brzęczenie złota,
kiedy wręczono worki Czarnemu Duchowi; ten uścisnął wszystkim po kolei ręce, po czym dosiadł wielkiego czarnego
rumaka. Koń stanął dęba i zarżał. Czarny Duch roześmiał się przerazliwie, uniósł na pożegnanie rękę i zniknął w
mroku nocy, zostawiając za sobą tylko upiorne echo tętentu końskich kopyt.
Pozostali panowie zaczęli wspinać się na skarpę, aby dosiąść koni. Jonatan wrócił do gospody, żeby nie zobaczyli go
przed sobą na drodze. Przybiegł czym prędzej do pokoju siostry.
- Udało się! Hartly wykonał wszystko zgodnie z planem. Szkoda, że tego nie widziałaś, Moiro. To było lepsze niż
teatr. Teraz wracają. Zaraz tu będą. Jesteś gotowa do wyjazdu?
- Nie możemy jeszcze wyjechać. Hartly zdobył pieniądze dla siebie i Ponsonby ego. Nie zdobył jeszcze moich.
Stanby dał im tylko dwadzieścia pięć tysięcy. Moje pieniądze wciąż znajdują się w piwnicy Bulliona.
Jonatan nie pomyślał o tym, przejęty nocną eskapadą.
- Zaczynam sądzić, że to wszystko był podstęp, żeby powstrzymać nas przed pokrzyżowaniem mu planów -
powiedziała ponuro Moira. - Pan Hartly martwił się tylko o swoje pieniądze. Gdy tylko Stanby położy się spać,
wyjedzie z gospody, zabierze swoje nieuczciwie zdobyte pieniądze od człowieka udającego Czarnego Ducha i więcej
go nie zobaczymy. Przechytrzył nas.
- Za dużo miałaś czasu na zamartwianie się - rzekł Jon. - Nie ufasz nikomu, ponieważ Stanby okazał się kanalią.
Zaraz pobiegnę na dół i zobaczę, co się święci. Ukryję się za kredensem w korytarzu przed wejściem do jadalni.
Zanim Jonatan zszedł po schodach, usłyszał wesołe śmiechy. Bullion rozlewał brandy; panowie wznosili toasty za
sukces i powodzenie nowego przedsięwzięcia. Jonatan podsłuchiwał, ale nie słyszał ani słowa, które wskazywałoby, w
jaki sposób Hartly chce pomóc Moirze. Jonatan nie wierzył ani przez chwilę, że ten człowiek ma zamiar zostawić jego
i siostrę na lodzie. Nie musiał ich ostrzegać, że zamierza wykonać tej nocy swój ruch. Sami by na to nie wpadli.
Ponieważ powiedział im o tym, a również kazał im się spakować, było oczywiste, że zamierza się nimi zająć.
Odgłosy rozbawienia stawały się coraz głośniejsze. Ponsonby zaczął śpiewać jakąś sprośną piosenkę. Głos zaczął mu
się załamywać. Jonatan zajrzał do sali i zobaczył, że Ponsonby zwalił się na podłogę i zasnął. Bullion ciągle nalewał
pozostałym dżentelmenom. Wszyscy pili w szybkim tempie. Major Stanby zaczął kołysać się do przodu i do tyłu, a
potem opadł na krzesło gwałtownym ruchem, który wskazywał, że raczej upadł, niż usiadł z własnej woli.
Po upływie minuty jego głowa opadła na stół. Ponsonby wstał z podłogi niczym wskrzeszony Aazarz.
- Już się ululał? - spytał.
Hartly przyłożył palec do ust, uciszając Ponsonby ego. Potrząsnął Stanby ego za ramię i zawołał głośno:
- Halo, majorze, wznosimy toast za Jego Wysokość.
61
Leżąca na stole głowa nawet nie drgnęła. Doprawiona brandy zrobiła swoje.
Ponsonby złapał Stanby ego za włosy i podniósł mu głowę, spojrzał w jego zamknięte oczy, po czym
bezceremonialnie puścił głowę.
- Zgadza się, już się ululał. Chodzmy.
Hartly uśmiechnął się i podał Bullionowi dzwięczącą skórzaną torbę.
- Dobrze się spisałeś, Bullion. Wyjmij pieniądze z sejfu, ja tymczasem powiem lady Crieff, że jesteśmy gotowi do
wyjazdu.
- Chciałbym zostawić w sejfie coś dla Stanby ego - powiedział Ponsonby i wybiegł z sali.
Jonatan popędził szybko na górę, zanim ktokolwiek go zobaczył. Nie zapukał do drzwi pokoju Moiry, tylko wetknął
głowę i powiedział:
- Myliłaś się, Moiro. Hartly załatwia teraz naszą sprawę. Za chwilę tu będzie. No i co, nie wstyd ci teraz, że mu nie
ufałaś? Mówiłem ci, że to prawy człowiek - rzekł i pobiegł do swojego pokoju, żeby wezwać służącego, by zniósł na
dół bagaże.
Moira stała jak wmurowana. Zaraz przyjdzie! Mówił prawdę! Jej udręka dobiegła końca. Dwie czy trzy minuty, które
minęły, zanim przyszedł Hartly, wydawały się wiecznością. Kiedy zapukał do drzwi, podeszła do nich jak w transie i
otworzyła. Hartly wszedł do środka i wręczył jej skórzaną walizkę.
- Pieniądze są w środku. Dwadzieścia pięć tysięcy. - Otworzył walizkę, żeby zobaczyła sama.
Moira tylko rzuciła okiem.
- Och - powiedziała. Po chwili dodała bardzo cichym głosem - Dziękuję, panie Hartly.
- Nie ma za co, panno Trevithick. - Oboje stali, patrząc się na siebie w milczeniu.
- To bardzo miłe z pana strony. - Wciąż wpatrywała się w niego nieśmiało srebrnymi oczami.
Hartly uśmiechnął się lekko.
- Wie pani, mam wrażenie, iż lady Crieff okazałaby swoją wdzięczność bardziej wylewnie - rzekł odstawiając na bok
walizkę; uścisnął jej dłoń.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]