[ Pobierz całość w formacie PDF ]
seryo.
Razu pewnego zaczęła strofować Anusię w ten sposób:
Wcale niepięknie ze strony panny, przyjmować lokaja w swoim pokoju, to nawet nie
przystoi takiej porządnej osobie.
A cóżem temu winna? Ja mu nie każę tu przychodzić a wygnać go nie mogę
odparła sierota zawstydzona.
Dlaczego nie ? On nie ma prawa zaglądać do kobiecego pokoju, on powinien jak pies
w budzie siedzieć w kredensie. Czy on tu potrzebny, albo co ? marudziła gospodyni.
Zaledwie wytoczyła się pani Polkowska, sapiąc i dysząc głośno, z izby Anusinej, gdy
Grze- górz wsunął się jak kot cichaczem. Dziewczyna czerwona jak piwonia nie uśmiechnęła
się po dawnemu, ale schyliwszy głowę nad robotą, milczała uparcie.
A cóż to pannę napadło? zagadnął lokaj z figlarnym uśmiechem. Skądże taki ostry
wiatr zawiał?
Iść sobie! Dać mi pokój! odezwała się pokojowa cierpkim głosem.
Pi! pi! pi! Jeszczem panny w takim humorze nie widział. Pi! pi! pi!
Nie potrzebuję znosić przygryzków z powodu pana ucięła krótko Anusia.
Grzegórz teraz domyślił się, skąd tak ostry wiatr zawiał.
A to ta bestya baba narobiła mi bigosu! wrzasnął i trzasnąwszy drzwiami, tak, że
aż szyby zadrżały, wybiegł na podwórze jak szalony.
Anusia przyglądała mu się przez okno. Oczy jego czarne, zwykle słodyczy pełne,
błyszczały teraz jak wilcze ślepie z pod mrugających powiek. Usta czerwone jak wiśnie stały
się fioletowe, na czole wystąpiły fałdy grube. Zrobiwszy kilka szybkich kroków, nierównych,
stanął naprzeciw oficyny i pogroził pięścią ku oknu gospodyni.
Anusię przejął strach, skuliła się za firankę okna swego i śledziła dalsze kroki Grzegorza.
Wtem pani Polkowska, podrażniona rozprawą z Anusią, ukazała się na progu swego mie-
szkania, a z jej ust sypały się nagany gniewne na dziewkę od drobiu za to, iż dozwoliła ja-
strzębiowi porwać kaczę ze stawu.
Ciszej, babo! Rozpościerasz się tu zanadto! Ciszej! bo ci kości potłukę na miargę!
wrzasnął Grzegórz, grożąc jej pięściami.
Pani Polkowska, wdowa po ekonomie, uważająca się za coś niezmiernie wyższego od lo-
kaja, skamieniała z podziwu i oburzenia. Bladość śmiertelna okryła jej lica, upadła i zem-
dlała.
Anusia przybiegła wtedy na jej ratunek, zaczęła cucić zimną wodą, a gdy to nie pomogło,
poskoczyła do pani dziedziczki po wodę koloń- ską. Polkowska ocucona z zemdlenia
wybuchła płaczem głośnym, sądziła bowiem, że została pohańbioną, zgubioną na zawsze.
Takie słowa usłyszeć od lokaja... szlochała, załamując ręce w rozpaczy
prędzejbym się śmierci spodziewała! O mój Jezu! O Matko Najświętsza! A to świat się
kończy, jak widzę, kiedy tacy hultaje, takie hamy śmią wymyślać takim osobom, jak ja! A
czy on to nie wie, kto ja jestem? Mój mąż był ekonomem, mój ojciec był ekonomem, nie
jestem chamskie dziecko, takie jak on! Cham z dziada pradziada!
Nadeszła pani Grabska nie mogła przecież zrozumieć, o co chodzi, ani dowiedzieć się, co
się stało, bo Polkowska nie pozwoliła nikomu
ust otworzyć, a sama nie umiała opowiedzieć rzeczy, jak się naleiy, tylko powtarzała ciągle w
kółko, że ona nie jest chamską córką i że prędzej byłaby się śmierci spodziewała, nik tego, co
ją spotkało.
Dziedziczka kazała przywołać Grzegorza, spodziewając się z niego wydobyć prawdę, ale
nikt go już znalezć nie mógł, domyślano się, że poszedł do karczmy, jąk to zwykł czynić w
podobnych razach.
Pani Orabska dla uspokojenia gospodyni przyrzekła oddalić ze służby lokaja. Ale rok
jego wedle ugody kończył się dopiero w grudniu, do tego więc czasu uraza pani Polkowskiej
nie mogła znalezć zadośćuczynienia.
Odtąd stosunki domowe dworu w Grabi utraciły dawną swobodę, a zamieniły się w
kwasy i w skrytą a zaciekłą wojnę.
Anusia, strofowana przez dziedziczkę i Polkowską, nie chciała przyjmować w swym
pokoju Grzegorza, a ten drażniony ciągle widokiem znienawidzonej gospodyni, z wesołego
chłopaka zrobił się marsowatym gburem.
Ucichły głośne a wesołe śmiechy, lecz pod pozorną ciszą gotowały się jak w kotle niena-
wiść i złość.
$ Położenie pogorszyło się jeszcze stokroć, gdy na św. Jana przybył nowy kucharz,
kawaler także, i od razu rozpoczął zalecanki do Anusi. Piotr Odgrzewalski był młodym i
statecznym mężczyzną. Znano go w okolicy oddawna, ponieważ przez kilka lat służył w
sąsiedniej wiosce i otrzymał stamtąd chlubne świadectwa pracowitości i znajomości rzeczy.
Oprócz kucharstwa
posiadał jeszcze znajomość ogrodnictwa i pszczel- nictwa.
Anusia z pewnością nie zostałaby nieczułą " na tyle zalet Odgrzewalskiego, gdyby
Grzegórz nie był się wkradł poprzednio do jej serca. Dziewczyna sama nie wiedziała, co się z
nią dzieje: kucharz podobał się jej z przystojności i ze wszystkiego, co powiedział, a jednak
gdy pomyślała, że Grześ zmartwiłby się jej postanowieniem, to płakała rzewnie, bo serce jej
ściskał ból jakby kleszczami.
Pani Polkowska z początku powzięła zamiar skłonić Odgrzewalskiego ku sobie, ale
spostrzegłszy wkrótce, co się dzieje w rzeczywistości, obrażona cofnęła się, tylko zdała a z
ukosa przyglądając się nowym sprawom.
" Grzegórz, z dwóch stron zagrożony w zamiarach swoich, stawał się coraz dzikszym, co-
raz nieznośnie jszym.
Razu pewnego mimo zakazu dziedziczki wszedł ponury do kobiecego pokoju. Anusia
zerwała się z miejsca niespokojna.
Czego pan chce? Po co tu pan przychodzi? wyszeptała blednąc nagle.
Przyszedłem rozmówić się z tobą szczerze, panno Anno wyrzekł lokaj cichutko.
A więc mów pan i wychodz stąd, bo wiesz, że pani nie pozwoliła tu przychodzić...
Co tam pani! przerwał Grzegórz. Ja panią mam pod piętą!... pani ot tyle u mnie
znaczy... tu strzyknął palcami w powietrzu. Nie siedziałbym tu ani godziny, gdyby ciebie
tu nie było... dla ciebie cierpię męki piekielne, dla ciebie waryjuje... i zginąć muszę, panno
Anno!
Ech! odparło dziewczę lepiejbyś pan Boga nie obrażał takiem gadaniem! Cóż ja
jestem? Biedna sierota i nic więcej! Po co tak mówić?
Dla mnie tyś królowa, tyś pani, tyś cały świat najpiękniejszy!
Anusi serce zadrgało rozkoszą, kucharz nie umiał takich słów dobierać; oczy jej pełne łez
zwróciły się ku mówiącemu.
Nie pójdziesz za Odgrzewalskiego? zapytał Grzegórz słodko, jak dziecię mówi do
matki, gdy o przysmak prosi.
Dziewczę milczało, a łzy płynęły jej po licu.
Nie, nie, nie pójdziesz za Odgrzewalskiego szeptał młodzian pieszczotliwie.
Powiedz, że nie pójdziesz za niego błagał, złożywszy ręce jak do pacierza. Anusio
najmilsza! Powiedz to słówko, a wszystko będzie dobrze. Od Nowego Roku postaram się o
miejsce dla żonatego, pobierzemy się i będziemy szczęśliwi. Nie słuchaj nikogo. Każdy ma
swój interes, odmawiając cię odemnie, ale inna jest Boska wola.
Anusia płakała, milcząc, ale w końcu po długich prośbach i zaklęciach wyszeptała
cichutko:
Nie, nie, nie pójdę za Odgrzewalskiego.
Chłopak wybiegł z jej pokoju uszczęśliwiony
i od razu nastąpiła w nim przemiana, stał się wesoły, figlarny, dogadzajacy wszystkim, aż
było miło z nim żyć. Pani Grabska nawet zaczęła skrycie żałować, że mu służbę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]