[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w czarnych szatach, którzy podejrzliwie wpatrywali się w twarze przechodniów.
Prawdziwi wierni mruknął drwiąco Sparhawk gotowi w każdej chwili
wytknąć sąsiadowi najmniejszy nawet grzech.
Zawsze tak było odparła Sephrenia. Przekonanie o własnej uczci-
wości jest jedną z najczęściej spotykanych, acz najmniej atrakcyjnych z ludzkich
cech. Minęli jednego z obserwatorów i weszli do apteki. W powietrzu unosił
się silny zapach leków.
Aptekarz był pucołowatym, drobnym człowieczkiem o bystrym spojrzeniu.
Nie jestem pewien, czy zgodzi się was przyjąć powiedział po wysłucha-
niu ich prośby. Wiecie, że jest pod obserwacją.
Tak przyznał Sparhawk. Kilku z tych obserwatorów widzieliśmy na
zewnątrz. Proszę, powiadom go o naszym przybyciu. Chcę, by zbadał ramię mojej
siostry.
Zdenerwowany aptekarz pośpieszył za zasłonę, która oddzielała tylne po-
mieszczenie od sklepu. Po chwili wrócił.
Przykro mi przepraszał. Doktor powiedział, że nie przyjmie żadnego
nowego pacjenta.
Jak uzdrowiciel może odmówić przyjęcia chorego? Sparhawk podniósł
głos. Czyżby przysięga lekarska tu, w Dabourze, do niczego nie zobowiązy-
wała? Medycy w Cipprii są bardziej rzetelni. Mój dobry przyjaciel, doktor Voldi,
nigdy nie odmówiłby potrzebującemu pomocy.
Po chwili zasłona rozchyliła się i w szparze pojawiła się głowa. Człowiek,
288
który wychylił głowę, miał bardzo wydatny nos, zwisającą dolną wargę, odstające
uszy i niepewne spojrzenie. Był ubrany w biały lekarski kitel.
Powiedziałeś: Voldi? zapytał nosowym głosem. Znasz go?
Oczywiście odparł Sparhawk. To niewysoki, łysiejący mężczyzna,
który farbuje włosy i ma o własnej osobie bardzo wysokie mniemanie.
Tak, to Voldi. Wprowadz tu szybko swoją siostrę, niech nikt z zewnątrz
tego nie zauważy.
Sparhawk ujął Sephrenię pod ramię i wprowadził za zasłonę.
Czy ktoś widział, jak wchodziliście? zapytał nerwowo nosal.
Owszem, tacy jedni powiedział Sparhawk wskazując głową w kierunku
drzwi. Podpierają ściany domów i niczym sępy wypatrują grzeszników.
W Dabourze niebezpiecznie jest mówić w ten sposób, przyjacielu
ostrzegł Tanjin.
Możliwe. Sparhawk rozejrzał dookoła. W kątach nędznego pokoiku pię-
trzyły się stosy książek i pootwieranych, drewnianych pudełek. Uparty trzmiel
tłukł się o jedyne brudne okno, próbując wydostać się na zewnątrz. Pod ścianą
stało niskie, skromne posłanie, a na środku stół i kilka drewnianych krzeseł.
Może przystąpimy do sprawy, doktorze? zaproponował rycerz.
Dobrze. Tanjin zwrócił się do Sephrenii: Usiądz tu, obejrzę twoje
ramię.
Jeżeli to sprawi ci przyjemność, doktorze, to nie mam nic przeciw temu
odparła czarodziejka siadając na krześle i zdejmując rękę z temblaka. Potem
rozchyliła szatę i odsłoniła olśniewające, dziewczęce ramię.
Doktor spojrzał niepewnie na Sparhawka.
Rozumiesz chyba powiedział że nie mam w stosunku do twojej sio-
stry żadnych niecnych zamiarów. Chcę ją jedynie zbadać.
Doskonale to rozumiem, doktorze.
Tanjin wziął głęboki oddech i kilkakrotnie zgiął rękę Sephrenii w nadgarstku.
Następnie delikatnie przesunął palce do góry i zgiął jej rękę w łokciu. Potem pod-
nosił i opuszczał jej ramię lekko badając palcami bark. Na koniec zmrużył blisko
osadzone oczy.
To ramię jest zupełnie zdrowe orzekł.
Miło to słyszeć. Sephrenia zdjęła z twarzy woal.
Pani! krzyknął zszokowany. Zakryj twarz!
Och, doktorze, bądz poważny. Nie jesteśmy tu po to, by rozmawiać o moich
nogach i rękach.
Jesteście szpiegami!
W pewnym sensie tak odparła spokojnie. Ale nawet szpiedzy czasami
muszą zasięgać porady lekarza.
Natychmiast stąd wyjdzcie! rozkazał.
289
Dopiero przyszliśmy odezwał się Sparhawk odrzucając kaptur. Za-
czynaj, kochana siostro zwrócił się do Sephrenii. Wyjaśnij mu, po co przy-
byliśmy.
Powiedz, Tanjinie rzekła czarodziejka czy nazwa darestim coś ci
mówi?
Lekarz podskoczył spłoszony, spojrzał na zasłonę i szybko cofnął się w głąb
izby.
Nie bądz taki skromny, doktorze rzekł Sparhawk. Krążą opowieści,
że uzdrowiłeś królewskiego brata i kilku jego bratanków otrutych darestimem.
Nie macie na to dowodów!
Ja nie szukam dowodu. Mnie potrzebne jest lekarstwo. Nasz przyjaciel
znalazł się w podobnej sytuacji.
Nie ma odtrutki ani lekarstwa na darestim.
A więc jak to się dzieje, że brat króla nadal żyje?
Pracujecie dla nich doktor wskazał palcem w kierunku placu. Pod-
stępnie próbujecie wyciągnąć ze mnie wyznanie.
Dla nich? O kim mówisz? zapytał Sparhawk.
O wyznawcach Arashama. Próbują dowieść, że w swojej praktyce lekar-
skiej posługuję się czarami.
A robisz to?
Doktor cofnął się gwałtownie.
Proszę, wyjdzcie błagał. Narażacie mnie na straszliwe niebezpie-
czeństwo.
Jak już z pewnością zauważyłeś, doktorze odezwała się Sephrenia
nie jesteśmy Rendorczykami. Nie mamy uprzedzeń podobnych do waszych wie-
śniaków i nie obawiamy się magii. Tam, skąd przybywamy, posługujemy się nią
na co dzień.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]