[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lśniące włosy wysoko upięte w koński ogon, zdrowa cera bez
makijażu, okulary spadające na czubek nosa, a wyglądała
cudownie. Jest jak powiew świeżego powietrza, uznał, nazywając
wreszcie to, co najbardziej w niej lubił. Różniła się od kobiet,
które znał. Była naturalna i bezpretensjonalna. Odświeżająca.
- Mam się świetnie - przeciągnął się z leniwym uśmiechem. -
Wpadłem, żeby ci trochę poprzeszkadzać. - Spojrzał na jej
tobołek.
Przyciskając do siebie tobołek z bielizną, wyjaśniła:
- Ja, no, zawsze to robię w soboty. Zazwyczaj wcześniej wstaję.
Zaspałam.
- Musiałaś być zmęczona. - Poszukał cieni pod jej oczami, ale
albo zasłaniały je okulary, albo ich po prostu nie było. Skórę
miałajasną, wypoczętą. - Ciężki miałaś tydzień?
- Bardzo - westchnęła z uśmiechem.
- Będziesz mogła sobie w ten weekend odpocząć?
- Trochę. Mam jeszcze dużo pracy, pranie, sprzątanie, zakupy w
supermarkecie i drogerii. Wszystko to nie wymaga wysiłku
intelektualnego. Odpoczywam, gdy to robię.
- Nie wolisz leniuchować? Pokręciła głową.
- Nie bardzo umiem.
- A ja przeciwnie, bardzo w tym byłem dobry, kiedy jeszcze
lubiłem sobie poszaleć. - Usta wykrzywił mu ironiczny
uśmieszek. - Mamę doprowadzało to do szału. Kiedy zjawiała się
policja, wiedziała, że znajdzie mnie rozwalonego przed
telewizorem. - Uśmieszek złagodniał. - Ale teraz nie mam czasu
na leniuchowanie - wskazał brodą aparat - i dlatego jestem.
Pomyślałem, że pobuszuję tu trochę. Prócz Crosslyn Rise nie
mam nic na głowie, a dzień jest wspaniały. - Szybko podjął
decyzję, widząc jej minę. - Masz ochotę się przejść?
- No nie wiem... mam pranie... i powinnam poodkurzać... - Czuła,
jak wabi ją ciepłe powietrze za jego plecami. - A i ty pewnie
będziesz myślał bardziej twórczo beze mnie.
- Towarzystwo sprawiłoby mi przyjemność. A jeśli spłynie na
mnie twórcza wena, przestanę gadać. No chodz. Choćby na
trochę. Takiego dnia nie można zmarnować.
Jego oczy są dziś nie tyle smolistobrązowe, ile
mlecznoczekoladowe, uznała, i ma absurdalnie długie rzęsy.
Czyżby tego przedtem nie zauważyła?
- Mam sporo roboty - broniła się, ale już słabo.
- Wiesz co - rzekł Carter. - Pójdę tym samym szlakiem co
poprzednio. Ty zrób, co tam masz do zrobienia i dołącz do mnie.
To wydało się Jessice uczciwym kompromisem. A zresztą,
sobota czy nie, on w końcu pracował nad jej projektem. Może
chciał skonsultować z nią jakieś pomysły.
- Może mi trochę zejść - ostrzegła.
- Nie ma sprawy. Mnie zejdzie dłużej. Nie śpiesz się. - Mrugnął
do niej i poszedł.
Przez to mrugnięcie straciła dobre dziesięć minut. Kilka z nich
spędziła, opierając się o ścianę i usiłując uspokoić rozszalałe
tętno. Następne parę zmitrężyła błąkając się po kuchni, nim zdała
sobie sprawę, że powinna zanieść bieliznę do pralki w piwnicy.
Reszta zeszła na ustawianiu programu, czynności dość prostej,
ale nie gdy coś innego zaprzątało jej głowę.
Nigdy w życiu nie odkurzała tak szybko. Wyładowuję napięcie
nerwowe, tłumaczyła sobie, i w podobnym stylu zabrała się za
ścieranie kurzu; więcej go wzbijała w powietrze, niż zbierała. Na
szczęście musiała posprzątać tylko te pokoje, z których
normalnie korzystała, więc uwinęła się raz-dwa. Wsadziła
bieliznę do suszarki, a ubrania do pralki. Zawiązała tenisówki,
złapała torbę z chlebem i wybiegła.
Carter siedział po turecku na ciepłej trawie nad sadzawką. Choć
niby przyglądał się kaczym igraszkom, tak naprawdę wypatrywał
jej przyjścia. Jak zawsze na jej widok poczuł ciepło i coś
zbliżonego do podniecenia. Zabawne, w dawnych czasach
nazwałby ją najmniej pociągającą osobą na świecie. Ale to były
dawne czasy, kiedy niewiele sobie w życiu cenił, a już na pewno
nie to co subtelne i dojrzałe, co tak bardzo ekscytowało go w
Jessice. Nigdy by nie docenił jej intelektu, tego, jak umiała
przemyśleć wszystko do końca, naturalnej ciekawości, z którą
słuchała i zadawała pytania. Była niezwykle inspirująca, nawet
gdy milczała, chyba że czuła zagrożenie. A wtedy potrafiła być
równie zasadnicza i zamknięta, jak to pamiętał z przeszłości.
Nie należało więc dopuszczać, by poczuła się zagrożona. Było to
na ogół łatwe, zwłaszcza że wzbudzała w nim coraz cieplejsze i
coraz bardziej opiekuńcze uczucia. Trudność pojawiała się, gdy
w grę wchodził seks. A wtedy przestawał się kontrolować, i
emocjonalnie, i fizycznie.
Ale będzie próbował. Będzie, bo warto.
- Uważaj na błoto - zawołał i patrzył, jak omija miejsce, które
jeszcze nie całkiem wyschło po wiosennych roztopach. - Szybko
się uwinęłaś.
- A jakże - odparła takim tonem, że najpierw poczuł zaskoczenie,
a potem przyjemność. Była w nim autoironia, a zarazem
zaproszenie do zabawy. Otworzyła torbę z chlebem, zaczęła
odłamywać po kawałku i rzucać kaczkom, które zakwakały z
wdzięcznością. - Nie cierpię sprzątania.
- Powinnaś kogoś wynająć i nie mów mi, że cię nie stać. Pomoc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]