[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czego się pan napije, sir?
- Co? - podniósł głowę i ostro zmierzył mnie wzrokiem. - Jak zwykle, szkocka z lodem, oczywiście.
W milczeniu nalałem, do swojego drinka dodając wody. Nagle przebiegł mnie dreszcz: jeśli Bonforte wiedział, że
Imperator zawsze pije szkocką z kostkami lodu, powinno się to znalezć w aktach, a nie znalazło się.
Willem wziął jednak drinka bez słowa, mruknął:
- Ostrego odrzutu! - i znów zaczął przeglądać listę. Wreszcie podniósł głowę i zapytał: - Co powiesz o tych chłopcach,
Joseph?
- Sir? To oczywiście tylko propozycja. - Tam, gdzie to było możliwe, połączyliśmy resorty i Bonforte mógł wziąć
oprócz teki premiera również Ministerstwo Skarbu i Obrony. W trzech przypadkach daliśmy tymczasowe propozycje
dla wiceministrów: Badań, Zarządzania Populacją i Spraw Zewnętrznych. Ludzie, którzy otrzymają teki w realnym
rządzie, byli nam teraz potrzebni przy kampanii.
- Taak, tak. Tu jest druga grupa. Mmmm... co z tym Braunem?
Byłem mocno zdumiony, spodziewałem się, że Willem zatwierdzi listę bez komentarzy, ale niewykluczone, że zechce
pogadać o innych sprawach. Nie obawiałem się rozmów, człowiek może mieć reputację doskonałego rozmówcy po
prostu pozwalając mówić drugiej osobie.
Lothar Braun był osobą, którą określa się mianem ,,dobrze zapowiadającego się młodego polityka". Wszystko, co o
nim wiedziałem, pochodziło z akt oraz od Roga i Billa. Pojawił się po upadku Bonforte'a i dlatego nigdy nie piastował
żadnej teki, ale w pewnych kręgach miał swoje zasługi. Bill upierał się, że Bonforte zamierzał szybko go promować i
pozwolić mu rozwijać skrzydła w rządzie tymczasowym. Zaproponował go na ministra Komunikacji Zewnętrznej.
Rog Cliflon wydawał się niezdecydowany, najpierw wstawił tam nazwisko Angela Jesusa de la Torrey Perez,
zawodowego ministra niższego rangą, ale Bill zauważył, że jeśli Braunowi może powinąć się noga, łatwo to będzie
zauważyć teraz i to niewielkim kosztem. Clifton się poddał.
- Braun? - odpowiedziałem. - Wybijający się młody człowiek. Bardzo inteligentny.
Willem nie skomentował, nadal przyglądał się liście. Usiłowałem sobie dokładniej przypomnieć, co Bonforte mówił o
Braunie w jego aktach. Inteligentny... ciężko pracuje... analityczny umysł. Miał coś przeciwko niemu? Nie... chyba,
żeby... ,,może trochę zbyt ugrzeczniony". To jeszcze nie przekreśla człowieka. Nie wspomniał jednak o tak istotnych
47
cnotach jak lojalność i uczciwość. Mogło to nic nie znaczyć, akta stanowiły jedynie zbiór danych, a nie studium
charakterów.
Imperator odłożył listę.
- Josephie, czy zamierzasz od razu wprowadzić gniazda Marsjan do Imperium?
- Proszę? Nie, na pewno nie przed wyborami, sir.
- Daj spokój, wiesz, że mówię o okresie po wyborach. I zapomniałeś już, jak się mówi ,,Willem". ,,Sir" słyszane od
człowieka o sześć lat starszego ode mnie jest w tych warunkach wręcz śmieszne.
- Doskonale, Willemie.
- Obaj wiemy, że powinienem lekceważyć polityków. Wiemy też jednak, że założenie jest głupie. Josephie, spędziłeś
wiele lat na przygotowywaniu sytuacji, w której gniazda zechciałyby same w całości wejść do Imperium - wskazał
kciukiem na moją buławę. -i chyba ci się to udało. Jeśli teraz wygrasz wybory, będziesz mógł doprowadzić do tego,
aby Wielkie Zgromadzenie pozwoliło mi to ogłosić. No i co?
Przez chwilę rozmyślałem o jego słowach.
- Willemie - powiedziałem powoli. - Wiesz, że właśnie to planowaliśmy. Musisz mieć jakiś powód, żeby podjąć ten
temat.
Zakręcił drinkiem w szklance i wlepił we mnie wzrok. Udało mu się przybrać wygląd sklepikarza z Nowej Anglii,
który zamierza właśnie wyrzucić sezonowego najemnika.
- Pytasz mnie o radę? Konstytucja wymaga, abyś to ty radził mnie, a nie na odwrót.
- Chętnie przyjmę twoją radę, Willemie, ale nie mogę ci obiecać, że z niej z skorzystam. Roześmiał się.
- Ty w ogóle mało co obiecujesz. Dobrze, przyjmijmy, że wygrasz wybory i obejmiesz z powrotem urząd, ale
większością tak niewielką, że będziesz miał problemy z przegłosowaniem pełnego obywatelstwa dla gniazd. W takim
przypadku radzę ci nie robić z tego problemu. Jeśli przegrasz, przyjmij baty i pozostań na urzędzie; i to przez całą
kadencję.
- Dlaczego, Willemie?
- Ponieważ obaj jesteśmy cierpliwi. Widzisz to? - wskazał na tarczę herbową. - ,,Podtrzymuję!". Nie jest to zasada,
która robi wrażenie, ale przecież nie na tym polega zadanie króla, żeby robić wrażenie. On ma zachowywać tradycje,
ale prowadzić, iść za ciosem. Ujmując rzecz konstytucyjne, nie powinno mnie obchodzić, czy pozostaniesz na
stanowisku, czy nie. Ma jednak dla mnie znaczenie, czy Imperium się trzyma, czy rozlatuje. Myślę, że jeśli nie uda ci
się przeforsować sprawy marsjańskiej zaraz po wyborach, możesz sobie pozwolić na czekanie... Inne twoje pomysły
mogą przynieść ci popularność. Będziesz zbierać głosy w wyborach dodatkowych, aż wreszcie przyjdziesz do mnie i
powiesz, że mogę do listy tytułów dołączyć ,,Imperatora Marsa". Nie spiesz się zatem.
- Pomyślę o tym - odparłem ostrożnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]