[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obładowanymi zwierzętami. Zaczynało się robić jasno, więc
skryłem się w gęstwinie, czekając, aż zapadnie zmrok, a
wtedy pojechałem traktem południowym. Tam też nie było
najlepiej, mają kompanie rozsiane po całym hrabstwie.
Pomyślałem, że mógłbym zrezygnować z jazdy gościńcem i
przedrzeć się przez puszczę, jadąc wzdłuż zakoli rzeki. Ale
na to straciłem kolejny dzień. Zaczynało świtać, gdy
niespodziewanie wpadłem w pułapkę. Było ich czterech czy
pięciu... Pognałem przez wrzosowisko, a oni za mną.
Skryłem się w lesie przed ich wzrokiem, a tam szybko
rozjuczyłem wierzchowce i puściłem luzem, mając nadzieję,
że ściągną za sobą pogoń, niestety jeden z tych ludzi przejrzał
mój zamiar. To on dzgnął mnie włócznią w nogę, jego krzyki
ściągnęły innych. Pozostała mi jedyna rzecz do uczynienia,
chwyciłem torby i wskoczyłem do rzeki, pozwalając porwać
się bystremu nurtowi. Poczęli strzelać. Nie mieli dość
światła, aby dobrze celować, lecz widzieli, że coś się na
wodzie rusza. Druga czy trzecia strzała przeszyła moją pachę.
Zanurkowałem, starając się płynąć pod wodą tak długo, na ile
wystarczy mi oddechu. Szczęśliwie, że jestem dobrym
pływakiem. Rwąca Severn szybko oddalała mnie od wrogów.
Posłali jeszcze kilka strzał, ale zapewne sądzili, że trafili
mnie i jestem już martwy. Kiedy uznałem, że oddaliłem się
od nich na bezpieczną odległość, dopłynąłem do płycizny i
brnąc po dnie, zanurzony po szyję w wodzie, dotarłem w po-
bliże młyna. Tu wyszedłem na brzeg, gdzie znalazł mnie
Godryk. I oto cała prawda! - Torold zerknął ciekawie na
zakonnika.
Prawda to jest - przytaknął tamten - lecz nie cała. Kiedy
Godryk cię znalazł, nie miałeś ze sobą żadnych sakw.
Spojrzał na zaciśnięte usta młodzieńca i uśmiechnął się.
- Nie miej obaw, nie będziemy cię wypytywali. Jesteś
teraz skarbnikiem Fitz-Alana i to, co zrobiłeś z jego złotem,
to sprawa wyłącznie twoja i twojego pana. Aby cię uspokoić,
powiem, że chodzą po mieście pogłoski, iż Fitz-Alanowi i
Ade-neyowi udało się wymknąć z okrążenia i są bezpieczni
na ziemiach, którymi włada cesarzowa. Teraz pozostawimy
cię samego aż do południa, mamy własne obowiązki. Tu jest
żywność, picie i ubranie, które - mam nadzieję - będzie na
ciebie pasować. Tylko siedz cicho przez cały dzień, aby cię
kto nie wykrył Jesteś naszym przyjacielem, lecz pamiętaj o
tym, że wokół aż roi się od twoich wrogów.
Godit podała Blundowi koszulę, który spojrzał na nią ze
zdziwieniem. Koszula wyglądała jak nowa.
Zwięta Mario! To ta sama moja koszula! ? Kto to zrobił?
Macie tak wyśmienitą praczkę i szwaczkę w opactwie czy też
wymodliliście się o cud?
To? To robota Godryka - odparł niewinnie mnich i ruszył
ku wyjściu, pozostawiając zaczerwienioną po uszy Godit.
W zakonie uczymy się nie tylko ścinania pszenicy i pil-
nowania fermentacji wina - odpowiedziała dziewczyna, prze-
łamując zażenowanie i szybko wybiegła za Cadfaelem.
W drodze powrotnej zmarkotniała nieco, próbując prze-
trawić opowieść Torolda. Pomyślała, jak łatwo mógł umrzeć,
zanim jeszcze się poznali. Zmierć czaiła się na niego ze
wszystkich stron; raz w osobie mordercy używającego
dratwy do duszenia ofiar, raz w osobach katów króla Stefana,
raz w rwÄ…cym nurcie rzeki czy w wyniku ran odniesionych
wcześniej. Wyglądało na to, że chroniła go łaska boża, której
Godit jest jednym z instrumentów.
Z zatroskaną miną zapytała mnicha:
Bracie Cadfaelu, wierzysz mu?
Wierzę. O czym nie mógł nam powiedzieć prawdy, o tym
nie skłamał. Nad czym tak, dziecko, rozmyślasz?
Bo zanim go ujrzałam, obawiałam się, że najlepszą
sposobność zabicia Mikołaja miał jego kompan. A ty
powiedziałeś wczoraj, że on tego nie zrobił. Czy jesteś tego
pewien?
Oczywiście, najzupełniej.
Skąd możesz to wiedzieć, bracie Cadfaelu?
Nic prostszego, droga dziewczyno. Czy nie zauważyłaś
śladów na jego szyi i prawej dłoni, powstałych od duszącej
go pętli? One najlepiej świadczą o jego niewinności.
Powiedział nam prawdę. Ba, mogą być rzeczy, o których nie
mógł nam opowiedzieć, lecz od tego właśnie my jesteśmy,
aby je odkryć. Winniśmy to Mikołajowi Faintree. Posłuchaj,
Godit, po południu, gdy skończysz swoją naukę i przekręcisz
butlę z winem, możesz opuścić ogród i dotrzymać mu
towarzystwa, jeśli chcesz. Ja przyjdę tam tak szybko, jak
tylko będę mógł, bo najpierw muszę udać się na
poszukiwania, niedaleko przedmieścia Frankwell.
ROZDZIAA SZÓSTY
OpuszczajÄ…c mury Shrewsbury i mijajÄ…c zachodni most
na przedmieściu, podróżny musiał wędrować dalej drogą
prowadzącą do Frankwell. Trakt wspinał się równomiernie,
pozostawiając z tyłu ogrody otaczające miasto. Początkowo
droga omijała wzgórze wysoko wyrastające ponad rzekę
Severo, nieco dalej przeradzała się w dwie inne, z których ta
południowa dzieliła się na kolejne dwie. Wszystkie trzy
trakty zmierzały ku Walii. Brat Cadfael obrał jednak drogę,
którą w nocy po upadku zamku podążali Mikołaj i Torold.
Była to droga północna.
Umysł mnicha zaprzątały myśli związane z historią opo-
wiedzianą przez Torolda. Wracał pamięcią do Edryka
Fleshera, do wiadomości, jakie obaj młodzi kurierzy
przekazali rzeznikowi. Jak dotąd ocalały przy życiu
młodzieniec pozostawał bezpieczny i dopóki trzymał się z
dala od ludzi, dopóty mógł liczyć na opiekę i pomoc nowych
sprzymierzeńców. Najlepszym rozwiązaniem było nie
informować innych - którzy wszak byli przychylni Toroldowi
- że ów żyje i miewa się dobrze. Pózniej nadejdzie
odpowiedni czas, aby podzielić się dobrymi nowinami z
PetronellÄ… i Edrykiem.
Droga prowadziła do gęstego, wysokiego lasu, przemie-
niając się w wąską, trawiastą ścieżkę. Skraj lasu porośnięty
był młodymi drzewkami wyrastającymi pomiędzy pniakami
starych drzew.
Zapuszczając się nieco głębiej w gąszcz, można było do-
strzec małą chatę zbudowaną z grubego, nie ociosanego
drewna. W tej właśnie chacie miały miejsca wydarzenia, o
których wcześniej opowiadał ocalały kurier. Nie mogło
sprawić większych trudności przeciągnięcie martwego Miko-
łaja od tego miejsca aż do fosy zamku Shrewsbury.
Rzeka, jak wszędzie tutaj, zwinięta była w obszerne
zakole i trzeba było się przez nią przeprawić, by dotrzeć do
miejsca, w którym rzucono zwłoki. To było zbyt trudne, ale
Cadfael odnalazł wzrokiem miejsce naprzeciw zamku, gdzie
nurt nie był zbyt silny i przy odrobinie szczęścia, a także
rozsądku, można było przejść przez strumień, nie mocząc
niemal stóp. Miejsce to nie leżało daleko, zaś noc była
wystarczająco długa, by morderca zdecydował się obrać tę
właśnie drogę. Gdzieś tutaj zlokalizowana była dzierżawa
Ulfa, w której To-rold dokonał zamiany koni. Cadfael
skierował swe konie w prawą stronę i przebywszy ćwierć
mili, odnalazł zagrodę.
Ulf czyścił pszenicę, odrzucając na bok plewy. Sprawiał
wrażenie mato rozmownego. Wyraznie nie miał ochoty na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]