[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na przednim siedzeniu traktora, teraz, podobnie jak inni, kostnieliśmy z zimna.
Od czasu do czasu któryś z pasażerów zeskakiwał na lód i biegł przez chwilę obok traktora, aby
choć w ten sposób się rozgrzać. Byliśmy jednak tak wyczerpani brakiem snu, głodem, mrozem i
długotrwałym wysiłkiem fizycznym, że każdy krok stawał się męczarnią. Po takich rundach ludzie
siadali nieruchomo, a pot na ich ciałach zmieniał się w szron. Mimo że wszyscy czuli się dużo
gorzej niż rano, byłem zmuszony zabronić im wychodzenia z kabiny.
Trudno jest decydować wbrew temu, co nakazuje rozsądek. Wiedziałem jednak, że człowiek ma
określoną wytrzymałość i ten koszmarny wysiłek nie może trwać dłużej. Wydałem polecenie
zatrzymania się. Było dziesięć minut po północy. Jechaliśmy dwadzieścia siedem godzin.
ZRODA, CZWARTA RANO ÓSMA WIECZOREM
Wątpię, czy ktokolwiek z nas mimo krańcowego wprost wyczerpania i bezwzględnej
potrzeby snu spał tej nocy. Mróz był tak straszliwy, że sen równał się niemal śmierci.
Jeszcze nigdy nie odczuwałem tak przejmującego zimna. Dwanaście osób, stłoczonych niczym
śledzie w maleńkiej kabinie, przeznaczonej co najwyżej dla pięciorga, tak głośno szczękało
zębami, że słychać to było mimo huku silników. Naftowy piec szumiał przez całą noc, każdy z nas
dwa razy wypijał po dużym kubku wrzącej kawy, a jednak cierpieliśmy niewypowiedziane męki.
Przez cały czas wszyscy tarli ręce, twarze, nogi, aby przywrócić krążenie krwi. Do tej pory nie
rozumiem, w jaki sposób Maria le Garde i chory Mahler przetrzymali tę noc.
Przetrwaliśmy jednak wszyscy. Kiedy spojrzałem na zegarek i stwierdziłem, że jest już czwarta,
zdecydowałem, że zabawa trwała i tak zbyt długo. Zapaliłem małą lampkę i spostrzegłem, że
wszyscy mieli otwarte oczy. Nikt nie spał. Lampka świeciła bardzo słabo. Był to niepokojący
sygnał. Oznaczał, że akumulatory traktora zaczynają marznąć.
Cierpi pan na bezsenność, doktorze? odezwał się Corazzini drżącym z zimna głosem.
A może zapomniał pan włączyć elektryczną kołdrę?
Zawsze wstaję wcześnie, panie Corazzini.
Spytałem pasażerów, czy ktokolwiek z nich spał. Odpowiedziały mi przeczące ruchy głowy.
Czy ktokolwiek z was mógłby usnąć?
Identyczna odpowiedz.
No, to mamy sprawę załatwioną powiedziałem, próbując wstać. Jest teraz czwarta
rano, ale jeśli mamy już marznąć, to lepiej, żebyśmy przy tym posuwali się naprzód. I jeszcze
jedno: jeżeli silnik traktora pozostanie bez ruchu przez dalsze kilka godzin, nie uruchomimy go na
tym mrozie. Co pan o tym myśli, Jackstraw?
Pójdę poszukać lampy lutowniczej powiedział i zniknął natychmiast po drugiej stronie
zasłony. Kilka sekund pózniej usłyszałem, że głośno kaszle.
Jego oddech był coraz bardziej chrapliwy. Gdy chwilę potem ruszyliśmy za nim z Corazzinim,
kaszleliśmy i krztusiliśmy się jak on. Mrozne powietrze boleśnie raniło gardło i płuca, mimo że
twarze mieliśmy ukryte za śniegowymi maskami, a oczy osłonięte okularami. Spojrzałem na
termometr alkoholowy, przymocowany do deski rozdzielczej. Nie wierzyłem własnym oczom.
Słupek alkoholu skurczył się gwałtownie i znajdował się tuż obok zbiorniczka. Wskazywał
dokładnie minus sześćdziesiąt osiem stopni Celsjusza. Była to temperatura o osiem stopni niższa od
tej, jaką dotychczas udało mi się odnotować i odczuć na własnym ciele. I pomyśleć, że musiało się
to wydarzyć właśnie teraz, kiedy znajdowałem się ponad trzysta kilometrów od najbliższej siedziby
ludzkiej, a w dodatku z dwoma ciÄ…gle nie ujawnionymi zbrodniarzami na karku, umierajÄ…cym
człowiekiem i całą resztą towarzystwa, słabnącego z minuty na minutę, oraz antycznym traktorem,
który w każdej chwili mógł wyzionąć ducha. Było tego trochę za dużo, nawet dla nas
doświadczonych badaczy Arktyki.
Godzinę pózniej przekonałem się, że moje obawy co do traktora były w pełni uzasadnione.
Sprawiał wrażenie, jakby rzeczywiście oddał ducha. %7łe jest coś nie w porządku, zdałem sobie
sprawę, gdy włączyłem sygnał. Nie było go słychać nawet z odległości kilkunastu metrów.
Zamarznięte akumulatory nie mogły uruchomić nawet ciepłego silnika, który podobnie jak skrzynia
biegów oraz dyferencjał był właściwie jakby zespawany gęstym olejem. Olej ten, zamieniając się w
gęstą, prawie twardą masę, całkowicie stracił swoje właściwości smarownicze. Próbowaliśmy za
pomocą korby poruszyć kołem zamachowym. Nie drgnął nawet choćby jeden tłok.
Chcieliśmy zapalić wszystkie lampy lutownicze, które ze sobą mieliśmy, ale i one nie nadawały
się do użytku. Ropa marznie w temperaturze minus pięćdziesięciu stopni. W temperaturze minus
czterdziestu stopni jest tak samo gęsta, jak olej w skrzyni biegów. Musieliśmy więc ogrzać je
lampą benzynową, a następnie, aby znów nie zamarzły, okryć kocami i umieścić pod karterem
silnika, skrzynią biegów i tylnym mostem. Po godzinie udało nam się za pomocą korby poruszyć
wał i tłoki. W tym samym czasie ogrzaliśmy wielki akumulator, ustawiając go w kabinie obok
pieca. Połączyliśmy go ze starterem i spróbowaliśmy jeszcze raz uruchomić traktor. Silnik nie dał
jednak znaku życia.
%7ładen z nas, nawet Corazzini, którego traktory były wyposażone w silniki Diesla, nie był
specjalistą od silników. Przeżyliśmy kilka niezmiernie trudnych minut. Nie wolno nam było jednak
tracić nadziei. Wiedzieliśmy o tym. Lampy lutownicze ciągle ogrzewały silnik. Akumulator
ponownie przenieśliśmy do kabiny. Wykręciliśmy świece, zdrapaliśmy szron ze szczotek prądnicy,
rozebraliśmy przewody benzynowe, rozgrzaliśmy je i przedmuchaliśmy powietrzem, aby usunąć
zamarznięte krople wody, które mogły znalezć się w paliwie. Wreszcie oczyściliśmy gaznik i znów
zmontowaliśmy wszystko. Większą część tych delikatnych operacji musieliśmy wykonać gołymi
rękami. Nasze dłonie były w straszliwy sposób poparzone mrozem. Skóra przylepiała się do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]