[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jestem zakochana.
Od piętnastego roku życia byłaś zakochana. Dlatego, wiesz, paradoksalnie, ale dlatego
byłam o ciebie spokojna. Myślałam, że nie zaskoczy cię jakieś gwałtowne uczucie, że w to
wejdziesz jak w coś bardzo sobie znanego i w związku z tym znajdziesz trochę czasu na
myślenie. Pomyliłam się?
Nie. Ale nie porównuj jakichś tamtych zakochań z tym, co jest
teraz.
Och, ty głuptasie powiedziała to bardzo ciepło no i co? To jest naprawdę miłość?
Tak. Naprawdę.
A jak godzisz te rozrywki w pokoju z tą naprawdę miłością"?
Mama, bez lekceważących tonów. Ale trafiłaś w sedno. Chciałam o tym z tobą
porozmawiać. Poważnie jednak, bez kpiny w twoim głosie.
O, z pazurami. To trochę grozne? Zawsze pozwalałaś mi się nieco podśmiewać. Dlatego
tak powiedziałam. Przecież nie chcę cię dotknąć ani urazić. Tylko widzisz, naprawdę miłość
poznasz po tym, że będziesz chciała być tylko z nim i wszystko inne będzie dodatkiem,
marginesem, choć przez pewien czas.
Mamo, to jest tak i nie tak. Chcę być tylko z nim, lecę na spotkanie jak szalona, bardzo mi
z nim dobrze, ale jak jestem z nim długo, powiedzmy pięć dni, to zaczynam myśleć, co tam
robią ci i ci, i jak to wszystko wygląda beze mnie. Chciałabym tam wpaść choć na chwilę,
zobaczyć i szybko wrócić. A on tego nie rozumie, boi się, że mam z nim puste chwile, jest
zazdrosny o tę jakąś nie znaną mu egzystencję, której skomplikowanych tajników nie usiłuje
nawet zgłębić, wobec tego je bagatelizuje, usiłuje mnie od tego odciągnąć. Jest na tym
szczęśliwym etapie, że mogę się dla niego wyrzec wszystkich i wszystkiego, no, prawie
wszystkiego. Ale, gdyby uznać, że to, czym żyłam przed poznaniem go, to były błahostki,
musiałoby być trochę przykro, nie uważasz? Tyle czasu poświęcić błahostkom. Widzisz, on
jest ode mnie o siedem lat starszy, to może kiedyś pózniej, kiedy się pobierzemy, nie będzie
stanowić różnicy wieku. Teraz stanowi. On ma już zupełnie inne kwestie do rozstrzygania na
co dzień niż ja. Praca, służbowe wyjazdy, urządzanie mieszkania, dozowane rozrywki,
planowane głównie na sobotę, rozumiesz! U nas jest wszystko żywiołowe. Bardzo go
kocham, ale nie potrafię kochać bezkrytycznie. Nigdy tego nie potrafię. Zawsze widzę. Ale
nie myśl, że to zawsze widzę" jest w jakiś sposób skierowane przeciwko niemu. Nie. Nawet
przeciwko mnie, wyobraz sobie. Uważam, że będę musiała ja się przystosować, ja zmienić
model życia, bo studenckiego fasonu nie da się przeciągać na lata, a jeśli nawet, to zacznie
razić i śmieszyć. Kiedy rozumuję na zimno, to doskonale mi się wszystko układa. Lecz kiedy
jestem na uczelni czy w akademiku, bardzo łatwo daję się wciągnąć w nasze życie. Daję się
wciągnąć" to nie jest ścisłe, przecież ja w tym tkwię jeszcze bardzo mocno. Często mu
opowiadam o wszystkim, ale wtedy dochodzi czasem do scen wręcz groteskowych. Często się
pytamy siebie nawzajem: O czym myślisz?" Kiedyś odpowiedziałam: O strajku dokerów".
Mama, ja myślałam że on dostanie konwulsji ze śmiechu. Inna rzecz, że sytuacja nie
usprawiedliwiała zadumy nad strajkiem francuskich dokerów, którzy nie chcieli ładować
broni na statki płynące do Wietnamu, ale wiesz, jakie to są myślowe przeskoki: jak go
kocham, że chciałabym być z nim znów nad morzem, potem że Bałtyk jest zimny i znacznie
lepsza byłaby Riwiera, to już jesteśmy we Francji, a właściwie tego dnia rano była masówka
w związku ze strajkiem dokerów i zaczęłam kalkulować, że nasze głosy solidarności, mimo
że nie mają żadnego praktycznego znaczenia (chociaż tak wszystkie, zebrane razem?), to są
przynajmniej manifestacją cholernie ładnej postawy. I w tym momencie Remi zapytał...
Mój Boże, Lilka.
Domyślam się, że to ubolewanie nie dotyczy dokerów, tylko
mnie?
Przyszła sytuacja, w której nie mam nic do powiedzenia. A kiedy się upewniłam, że to
nie o ciebie chodzi, sądziłam, że zdołam cię jeszcze ochronić.
Przed czym? Czy widziałaś taką matkę, której by to się powiodło? Kiedyś to się musiało
stać powiedziałam zaczepnie.
Czy widziałaś taką dziewczynę, u której od tego momentu, choćby był najbardziej ładny,
szczęśliwy, nie rozpoczęłyby się komplikacje, których przedtem nawet wyobrazić sobie nie
mogła?
Jakoś u mnie...
Ależ tak. Mówisz chaotycznie, szybko, nie mogę z tych fragmentów naturalnie zbudować
całości. Ale to wystarczy, żeby widzieć w tym zródło dużych komplikacji. Dużych. Kto to
jest?
Najukochańszy, najlepszy, najbardziej wartościowy człowiek na świecie. Chyba mnie nie
posądzisz o przypadkową historię. Ostatecznie Michał mi się podobał w stopniu zupełnie
przyzwoitym, ale wiedziałam, że to nie to.
No tak. No tak. No tak. Lilka, nie chcę go poznawać, nie chcę z nim rozmawiać. Boję się,
że to się stało za wcześnie, że
psychicz- nie do
tego nie dojrzałaś. Wierzę, że go kochasz, wierzę, że inaczej nie zrobiłabyś tego. Ale widzę,
że nie stać cię na przekroczenie bariery w sposób całkowity. %7łal ci tego wróbelkowatego
życia i to jest zrozumiałe, w twoim wieku, Lilka... Nie udzielę ci żadnych rad. I tak wszystko
musisz przeżyć sama. Tylko nie bądz taka narwana, ale przepraszam, tu już się zaczynają
rady. Nasz układ jest nadal aktualny, indeksu sprawdzać nie będę. Jeśli coś oblejesz, to nie
bój się braku dopływu gotówki. Ale w ciągu pięciu lat od pierwszego miesiąca studiów
musisz się usamodzielnić. To jest wystarczająco długi okres czasu, żeby zrobić dyplom.
Pózniej pomagać ci nie będę, nie dlatego, że nie będę mogła, tylko dlatego, że nie będę
chciała. To nie jest żaden szantaż ekonomiczny. Tak postanowiłyśmy kiedyś i tak będzie.
Masz wszystko, wszystkie szansę zdobycia zawodu. Prócz tego, co ci przysyłam miesięcznie,
dwa razy do roku będę ci dawać pięćset złotych na szmatki tu moim oczom ukazał się
malowany banknot wyłączając zimowy płaszcz. Widzę, że już nie nadążę za twoim
gustem, nie chcę ci kupować rzeczy niepotrzebnych, takich, które rzucisz w kąt.
Z butami? zapytałam z przerażeniem.
Z butami i z bielizną. To wystarczy. Możesz w wakacje pracować, dorobić sobie mama
mówiła za szybko. Rozumiałam, że gwałtownie chce zmienić temat.
Znam to zródło, owszem.
Lilka... no, a jak tam twoje pisanie? przysięgłabym, że mama się powstrzymała przed
morałem czytałam jednak wydrukowane twoje nazwisko.
Kiedy jesteś złośliwa, to czuję pod nogami mocny grunt. Owszem, odrzucili mi
opowiadania i nie mieli na tyle taktu, żeby tego nie ogłosić w swojej szmatławej gazecie. Dali
ten nekrolog: Lidia Sagowska. Nie skorzystamy".
Gdyby wydrukowali opowiadania, to gazeta oczywiście nie byłaby szmatława? I od tej
pory nie napisałaś już nic? Aatwo się zniechęciłaś. Po pierwszym niepowodzeniu. Pamiętasz,
jak dawniej często wykrzykiwałaś: Martin Eden!"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]