[ Pobierz całość w formacie PDF ]
piej widzieć, co robię.
Zamiatam całą noc. Widnieje, kiedy kończę porządki. Kamienie są piękne,
ociosane i precyzyjnie dopasowane. Ich widok działa na mnie kojąco: myślę
o tym, z jaką miłością i troską ktoś je ociosywał i układał.
Słońce wychodzi zza wzgórz, kiedy wreszcie odrzucam to, co pozostało z mo-
jej miotły. Wchodzę do domu, żeby się trochę przespać, zanim zapanuje upał.
Natrafiam na drugi list w kieszeni, otwieram go. Okazuje się, że ludzie, którzy
wynajęli nasz dom, chcieliby go kupić.
Zpię do wczesnego popołudnia, potem kończę wytyczanie miejsca pod fun-
damenty. Tego wieczoru piszę na swojej przenośnej maszynie list, w którym in-
formuję, że sprzedam dom za dwieście pięćdziesiąt tysięcy, o pięćdziesiąt tysięcy
taniej, niż go kupiłem.
Hipotekę spłacę sam.
Rozbieram się i wślizguję do śpiwora. Myślę, jak daleko odszedłem od tego
wszystkiego. Zastanawiam się też, co ja tu, u licha, robię.
Rano czytam list jeszcze raz. Dla nich moja propozycja jest korzystna, prze-
cinam też kolejny wiążący mnie z przeszłością sznurek. Miesięczne raty będą
wyższe niż opłaty za wynajem i nie będę się musiał troszczyć o stan domu. Za-
stanawiam się, co powie Geny. Była wściekła, że traci ten dom, ale nie można
38
przecież zatrzymać wszystkiego. To ona nalegała na rozwód, utrzymywała, że
nie jestem taki, za jakiego mnie uważała, kiedy braliśmy ślub. Do dziś tego nie
rozumiem; tak zawiłe odczucia to dla mnie coś trudnego do pojęcia. Czasem po-
dejrzewam, że Gerry chciała tylko nabrać pewności siebie, choć z drugiej strony
wiem, że musiało być w tym coś więcej.
AdresujÄ™ list. CzujÄ™ siÄ™ dziwnie, wypisujÄ…c obce imiÄ™ i nazwisko nad naszym
adresem. Ale taki już jestem: wkładam zbyt wiele emocji w podobne drobiazgi.
Wkręcam papier w maszynę, żeby wystukać list do Gerry. Piszę na maszynie,
bo nikt nie odczyta mojego odręcznego pisma.
Przede wszystkim składam jej najlepsze życzenia i wyrażam nadzieję, że bę-
dzie szczęśliwa. Przekazuję też pozdrowienia dla jej przyszłego męża. Na razie
daje to sześć wierszy. Nie mam pojęcia, co by jeszcze dodać. Nie mogę się zebrać
na odwagę, żeby napisać to, co naprawdę chciałbym jej zakomunikować. Zresztą
ona nie chciałaby tego czytać, a poza tym nic by to nie dało. Doszliśmy do punktu,
w którym nasze drogi się rozeszły. Klamka zapadła.
PatrzÄ™ przez okno na obracajÄ…cy siÄ™ leniwie wiatrak i dopisujÄ™ szybko jesz-
cze trzy strony, informując ją, co zrobiłem i jakie mam plany związane z nowym
domem. Zawiadamiam ją też, że zamierzam sprzedać stary. Potem wykreślam
ostatnie zdanie i przepisuję cały list.
Kończę, podpisuję się samym imieniem. Gerry wróciła do panieńskiego na-
zwiska i teraz stawia przed nim skrót Ms., co zresztą w angielskim oznacza też
manuskrypt. WypisujÄ™ to Ms. i adres jej mieszkania w San Francisco. Adres
zwrotny: poste restante, Malaga. Nie sądzę, żeby potrafił mnie tu odszukać ja-
kikolwiek listonosz. Zresztą wcale bym sobie tego nie życzył; byłoby to tak samo
fatalne jak posiadanie telefonu.
Próbuję sobie bez powodzenia wyobrazić Gerry czytającą mój list; papieros
w lewej dłoni, kartka tylko na pół rozłożona, dym z papierosa ulatuje pionowo
w górę, prawa noga założona na lewą, potem zmiana, pionowa zmarszczka mię-
dzy brwiami, która pojawia się zawsze, kiedy Gerry się koncentruje, czytając bez
okularów.
Rozdział IX
Robię głęboki na czterdzieści i szeroki na trzydzieści pięć centymetrów wy-
kop pod fundament, potem sporządzam formę do odlewu. Zbijam z desek płaską
skrzynkę do mieszania cementu i przynoszę więcej piasku i żwiru. %7łałuję, że nie
mam betoniarki.
Pewnego popołudnia przyjeżdża z Malagi samochód z zakupionymi materia-
łami. Zachodzę w głowę, jak na Boga, udało im się z tym przejechać przez mia-
steczko, a potem po wyboistej drodze. I prawdę mówiąc, nawet nie chcę tego
wiedzieć. Sprawdzam, czy niczego nie brakuje, i podpisuję kierowcy co najmniej
sześć pokwitowań. Większość materiału składam w domu. Nie chcę, żeby cement
i drewno zamokły na deszczu. Tarcicę układam pod zawietrzną domu i przy-
krywam plandeką wyciągniętą z przyczepy. To wspaniałe uczucie mieć taki zapas
surowca.
Przez następne trzy dni mieszam i wylewam cement. W sobotę napełniam
ostatni dół. Wrzucam z grubsza oskrobane narzędzia do wiadra z wodą i padam
bez sił na łóżko.
Pózniej, leżąc w ciemnościach, czuję, jak wali mi serce, jak pompuje krew
powoli, z wysiłkiem, aż szumi mi w uszach. Stopniowo przychodzę do siebie.
Ktoś puka do drzwi. Zwlekam się z łóżka i siadam na krawędzi. Kręci mi się
w głowie, skórę mam sztywną od cementu. Zataczając się, kuśtykam do drzwi,
żeby otworzyć. W progu stojÄ… señor Ramos i Dolores.
Co siÄ™ staÅ‚o, señor? Czy miaÅ‚ pan wypadek?
W ich oczach wyglądam pewnie po ciemku na żywego trupa. Całą twarz, rę-
ce i nogi pokrywa skorupa cementu. Na nogach mam do połowy zasznurowane,
też umazane cementem buciory. Nawet wskrzeszony Aazarz nie wyglądał chyba
gorzej.
Jest już po dziesiÄ…tej, señor, i zaczÄ™liÅ›my siÄ™ niepokoić. O cholera! Na
śmierć zapomniałem o kolacji. Zapraszam ich do środka.
Najmocniej przepraszam, señor Ramos. PracowaÅ‚em dziÅ› ciężko i zmorzyÅ‚
mnie sen.
Jestem na wpół rozbudzony i nie mam specjalnej ochoty na jedzenie. Cho-
dzę po pokoju i bezmyślnie przekładam różne rzeczy. Proszę ich, żeby usiedli,
40
zapalam lampę naftową. Mój dom wygląda naprawdę jak chlew. Znowu go nie-
miłosiernie zapuściłem.
Musicie mi wybaczyć, samotny mężczyzna upodabnia się do zwierzęcia.
WyjmujÄ™ jakieÅ› ubranie z torby i wkÅ‚adam je w sÄ…siednim pokoju. Señor Ra-
mos nachyla siÄ™ w mojÄ… stronÄ™.
Señor, potrzeba panu żony, Å‚adnej hiszpaÅ„skiej dziewczyny, która by o pana
zadbała.
Zmieje się, ale wyczuwam, że czeka na odpowiedz. Odwracam się
w drzwiach.
Niech pan spojrzy na ten baÅ‚agan, señor Ramos. %7Å‚adna kobieta by tu ze
mną nie wytrzymała. A poza tym ja nie nadaję się na męża. Miałem już żonę
i odeszła ode mnie.
Wychodzę na zewnątrz. Słyszę, jak Ramos i Dolores rozmawiają w środku.
Księżyc jeszcze nie wzeszedł i jest ciemno choć oko wykol. Otwieram zawór
i woda spływa mi na głowę i ręce. Pompa jest zamknięta, ale w rurze zostało wy-
starczająco dużo wody, żebym mógł się umyć, jeśli tylko zrobię to szybko. Na-
grzana za dnia sÅ‚oÅ„cem woda jeszcze nie caÅ‚kiem ostygÅ‚a. Señor Ramos wychodzi
z domu i staje obok. Patrzy na wiatrak i kręci głową.
Wchodzę do domu, ubieram się i pokazuję im dom, oświetlając pomieszcze-
nia latarką. Podłogi nie są jeszcze wszędzie wyrównane, więc Dolores opiera się
na ramieniu ojca; ma na nogach te same co zwykle pantofle na niskim obcasie.
Pokazuję nowo postawiony mur, studnię, nie ukończony jeszcze dach, nowe okna
i drzwi. ProwadzÄ™ ich na klepisko i tÅ‚umaczÄ™, jakie mam plany. Señor Ramos
znów kręci głową.
Pan siÄ™ wykoÅ„czy, señor. To nierozsÄ…dne tak siÄ™ zaharowywać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]