[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zdjęcie musiało być zrobione z dużej odległości. Stali na nim tuż obok siebie. Gerd
obejmował ją ramieniem, a ona czule się do niego uśmiechała. Dzięki Bogu, że mieliśmy
na sobie sportowe stroje, które nie odsłaniają zbyt wiele, pomyślała. Jednak ta myśl
uspokoiła ją tylko na moment, bo po chwili zdała sobie sprawę, co jeszcze widać na
zdjęciu.
Teraz Gerd na pewno się domyśli, jak bardzo go kocha. Jej rozmarzone spojrzenie
mówiło samo za siebie.
- Musieli je zrobić, jak byliśmy przy świątyni Afrodyty.
R
L
T
- Ale chyba nie jest tak zle, tylko się na nich obejmujemy - spróbowała zbanalizo-
wać sprawę Rosie.
- Każdy, kto zobaczy to zdjęcie, będzie wiedział, że jesteśmy kochankami.
- Chyba musisz mi wytłumaczyć, dlaczego to taka straszna tragedia - poprosiła Ro-
sie.
- Nie tragedia, ale komplikacja - powiedział tak spokojnym tonem, że najchętniej
by go uderzyła. - Usiądz, proszę. Porozmawiajmy. Czy słyszałaś kiedyś przepowiednie o
drugim synu? - zapytał, opierając się o kamienny kominek.
Rosie zupełnie zaskoczyło to pytanie. Co jakaś przepowiednia może mieć wspól-
nego z ich zdjęciem?
- W Karatii są ludzie, którzy ciągle wierzą w dawne przepowiednie, między innymi
w tę o drugim synu władcy - zaczął Gerd. - Dawno temu moim krajem rządzili wikingo-
wie przybyli z północy. Gdy najstarszy syn władcy odziedziczył tron, kraj został naje-
chany przez hordy z Azji i jednocześnie w wielu miastach wybuchła zaraza. Poddani
uznali, że to władca sprowadził na nich te nieszczęścia i zbuntowali się przeciwko niemu,
wynosząc na tron jego młodszego brata. Gdy tylko on przejął władanie, skończyła się
zaraza i udało się pokonać najezdzców. Po jego śmierci władzę objął jego najstarszy syn
i znów rozpętała się wojna.
- A poddani wynieśli na tron jego młodszego brata? - przerwała mu Rosie.
- Zgadza się. Udało mu się pokonać najezdzcę i rządził krajem szczęśliwie przez
długie lata. To wtedy mieszkańcy gór, którzy najbardziej ucierpieli w walkach, zaczęli
snuć przepowiednie o drugim synu.
- To dlatego Kelt wychowywał się w Nowej Zelandii?
Gerd spojrzał na nią z uznaniem.
- Tak, ale on nie ma najmniejszej ochoty rządzić Karatią.
- W takim razie nie masz się czym martwić - powiedziała spokojnie, mimo poważ-
nego wyrazu jego twarzy. - Ale ciÄ…gle nie rozumiem, jaki to ma zwiÄ…zek ze mnÄ….
- Od dawna wszyscy czekają, aż się ożenię i zapewnię następców tronu Karatii.
Moi doradcy są przekonani, że to najlepszy sposób na spokojne sprawowanie rządów.
R
L
T
Rosie podeszła do okna i zauważyła, że wiatr rozpędził w międzyczasie chmury i
znów świeciło słońce.
Cóż za ironia, pomyślała.
- Te zdjęcia wywołały spore zamieszanie w Karatii - ciągnął dalej Gerd.
- Ale przecież już wcześniej miewałeś romanse.
- Tak, ale moi poddani sÄ… bardzo konserwatywni. %7Å‚adna z moich poprzednich part-
nerek nie wydawała im się odpowiednią kandydatką na Wielką Księżną.
I ja też się do tego nie nadaję, dokończyła w myślach Rosie. Przecież on może po-
ślubić tylko księżniczkę.
- Wyjadę już dziś - powiedziała. - To położy kres plotkom.
Wstała gwałtownie, zamierzając wyjść. Gerd nie zareagował na jej zachowanie.
- Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że w moim kraju śluby w ramach jednej ro-
dziny są bardzo częste.
- Ale my przecież nie jesteśmy rodziną! - krzyknęła Rosie.
Nagle zamarła. Poczuła, że coś jest nie tak.
- Gerd, czy możesz mi powiedzieć, o co ci chodzi? - spytała niepewnym głosem.
- Próbuję poprosić cię o rękę - powiedział z pełną powagą. - Ale chyba nie bardzo
mi to wychodzi.
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
Rosie oniemiała wpatrywała się w poważną twarz Gerda. W jego spokoju i opano-
waniu było coś niepokojącego. Czuła, że w tym momencie decydują się jej losy. Marzyła
o tej chwili, ale też bardzo się jej bała.
- Ale dlaczego? - zapytała drżącym głosem.
- Jak możesz o to pytać po tym wszystkim, co się między nami zdarzyło?
Próbowała znalezć jakieś wytłumaczenie dla jego zachowania, jakiś przejaw tego,
co naprawdę do niej czuł albo dlaczego tak postępował. Jednak jego twarz była jak zwy-
kle nieprzenikniona.
Rosie zawsze marzyła, że Gerd poprosi ją o rękę, ale teraz nie miała odwagi zaak-
ceptować jego propozycji.
- Czy to takie trudne, Rosemary? - zapytał, próbując ją objąć.
- Nie dotykaj mnie - wydusiła z siebie, a on posłusznie odsunął się o krok. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl