[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 A nalać.
SÅ‚odko i dekoracyjnie wychodziÅ‚o mi siÄ™ z siÅ‚owni. Ona siÄ™
już zresztą zamykała, siedziałyśmy we dwie, puste bieżnie
nie szumiaÅ‚y. WÅ‚aÅ›cicielka wysÅ‚uchaÅ‚a, co czuÅ‚am w metrze,
zdiagnozowaÅ‚a, że wedle jej oceny jestem jednÄ… z tych osób,
które wszystko odmienia, i warto nad tym popracować, bo
tak się nie da żyć, co można poznać po tym, że takich osób
jest coraz mniej, i jeÅ›li nie chcÄ™, żeby mnie także byÅ‚o coraz
mniej, muszÄ™ mieć krÄ™gosÅ‚up i siÄ™ go trzymać. TrochÄ™ mi to
wyglądało jak taniec na rurze, taki kręgosłup do trzymania,
a na siÅ‚owniÄ™ chodziÅ‚am wÅ‚aÅ›nie po to, żeby byÅ‚o mnie mniej,
ale ten rozdzwięk mi nie przeszkadzał. Kiedy siedziałyśmy
w zamkniÄ™tej, cichej, ale rozÅ›wietlonej siÅ‚owni, speÅ‚niaÅ‚o siÄ™
moje marzenie z dzieciÅ„stwa, żeby być w pustym sklepie
po zamkniÄ™ciu, i na tym siÄ™ skupiaÅ‚am. Kiedy zaÅ› zaczęły-
Å›my rozmawiać o Wietnamczykach z naszego osiedla, któ-
rzy wychodzÄ… do pracy o trzeciej nad ranem, wracajÄ… o pół-
nocy, a weekendy spÄ™dzajÄ… na umacnianiu wiÄ™zi rodzinnych:
 Oni jedzÄ… nasze psy, my zjedzmy ich dzieci  powie-
dziaÅ‚am wÅ‚aÅ›cicielce siÅ‚owni i zebraÅ‚am siÄ™, i wyszÅ‚am.
Wychodząc, wierzyłam głęboko, że nie ma mężczyzny, któ-
ry nie chciałby usłyszeć, jak śpiewam po udawanemu wło-
sku. Po prostu nie ma.
Dawno, zaraz po maturze, pojechałam na tydzień na wa-
kacje z takÄ… AniÄ…, koleżankÄ… z liceum. Na poczÄ…tku czwartej
klasy przyszÅ‚a na rozpoczÄ™cie roku parÄ™ kilo chudsza, a wÅ‚osy
do pasa zakrÄ™ciÅ‚a trwaÅ‚Ä…. I miaÅ‚a na nich kapelusz z kwiatami,
i wtedy jÄ… dość podziwiaÅ‚am. Bardzo możliwe, że ten poczÄ…tek
roku byÅ‚ zaraz po wakacjach, w które mama spruÅ‚a mój zielony
sweter. Teraz oversize, wtedy po prostu za duży o trzy nume-
ry, był moim błękitnym zamkiem. Czyli zielonym. Chowałam
siÄ™ w nim z nogami i gÅ‚owÄ…. PrzyjechaÅ‚am wczeÅ›niej znad mo-
rza, gdzie, jak co roku, nie mogłam wytrzymać do zbyt ambit-
nie zaÅ‚ożonego koÅ„ca z tymi, z którymi wyjechaÅ‚am, spytaÅ‚am
mamÄ™, gdzie jest zielony sweter, a mama daÅ‚a mi zielony motek.
Tak, to po tych wakacjach Ania przyszÅ‚a w kapeluszu ozdobio-
nym kwiatami i owocami, i maÅ‚ymi zwierzÄ™tami futerkowymi,
a na nastÄ™pne wakacje pojechaÅ‚yÅ›my razem. Ania kochaÅ‚a Ire-
nÄ™ Santor, a potem pisaÅ‚a książki o Irenie Santor, a na koniec siÄ™
z niÄ… zakolegowaÅ‚a i nawet niedaleko Warszawy byÅ‚y te wakacje.
Rodzice Ani mieli tam drewniany domek niby letniskowy, ale
w odosobnieniu. Nad rzekÄ…. I caÅ‚y tydzieÅ„ padaÅ‚o. ByÅ‚o ciepÅ‚o,
ale ciemno jak na lipiec i ciÄ…gle padaÅ‚o. SpÄ™dziÅ‚yÅ›my ten tydzieÅ„
w wiÄ™kszoÅ›ci w Å›piworach z książkami i czekoladowym muesli,
jak nam brakÅ‚o muesli, to szÅ‚yÅ›my do sklepu do wsi, a wieczo-
rami kÄ…paÅ‚yÅ›my siÄ™ w rzece. Nie wzięłyÅ›my kostiumów, bo nikt
siÄ™ nie zamierzaÅ‚ kÄ…pać, miaÅ‚yÅ›my po dziewiÄ™tnaÅ›cie lat i chy-
ba nie chciałyśmy sobie nawzajem pokazywać naszych okrop-
nych, okropnych dziewiętnastoletnich ciał. Ale ta rzeka tam
pÅ‚ynęła, wiÄ™c siÄ™ kÄ…paÅ‚yÅ›my. Wieczorami lub w czasie najwiÄ™k-
szego deszczu.
Na moich nastÄ™pnych zajÄ™ciach w domu kultury byÅ‚y same
dziewczyny.
 PrzyszedÅ‚ mi taki pomysÅ‚ do gÅ‚owy  powiedziaÅ‚a Ali-
cja.  CoÅ› z metrem i z czasem.
54 | 55
 I troszkÄ™ z tożsamoÅ›ciÄ…, czy jest  powiedziaÅ‚a Agata,
obznajomiona już z wizjÄ… Alicji.  I w ogóle po co.
 Chodzi o to, że jest kobieta  zaczęła Alicja.  I ona
dzwoni do kogoś, żeby ten ktoś przyjechał, bo właśnie się
wydarzyÅ‚ wypadek w metrze. Jest bardzo roztrzÄ™siona i chce,
żeby ten ktoś, do kogo dzwoni, ją stamtąd zabrał.
 Ha, ha  powiedziaÅ‚a Agata, która od momentu ob-
znajomienia zdążyÅ‚a też sobie wyrobić opiniÄ™ o wizji Alicji.
W przypadku Agaty oznaczaÅ‚o to, że ma jakiÅ› crush na Ali-
cję, bo zazwyczaj obznajomienie było jej ostatnią potrzebą
przy wyrabianiu i wydawaniu opinii.
 Tak  powiedziaÅ‚a Alicja.  I ta osoba, do której tam-
ta kobieta dzwoniÅ‚a, przyjeżdża i okazuje siÄ™, że wypadkowi
uległa ta kobieta, która dzwoniła do tamtej.
 Kobiety?
 Osoby.
 Zmiertelnemu  dopowiedziaÅ‚a Agata.
 Tylko nie wiem jeszcze  zakoÅ„czyÅ‚a Alicja  czy to ma
być matka, czy kochanek.
 Ten dzwoniony czy dzwoniÄ…cy?
 Dzwoniony.
 Zmiertelnemu na miejscu?
 Na miejscu.
 Och, jej  powiedziaÅ‚am.  No, to napiszmy to.
Ciekawe, czy mój byÅ‚y chÅ‚opak, leżąc w czarnym worku
obok żółtej przyczepy do przewożenia koni, dzwonił do swo-
jej żony, żeby go stamtąd zabrała. Najśmieszniejsze zdanie,
które mi po nim zostało, brzmiało:  masz cudowne pier-
si, bardzo siÄ™ do nich przywiÄ…zaÅ‚em . A on wcale nie powie-
dziaÅ‚ tego do Å›miechu, gdyÅ›my leżeliÅ›my i mnie skanowaÅ‚, bo
to była uroczysta chwila, ale kiedy to usłyszałam, zaczęłam
się śmiać, by odtąd za każdym razem, gdy sobie to przypo-
mniałam, śmiać się jeszcze bardziej, bo nie ma nic bardziej
zmiennego niż kobiece piersi i przywiÄ…zywać siÄ™ do ich chwi-
lowych atrybutów to być małym klaunem. Lepiej od razu
przyznać, że jest siÄ™ przywiÄ…zanym do samej idei piersi, i nie
mydlić oczu adresem.
 Dlaczego to nie miaÅ‚by być ojciec?  W ekshibicjoni-
stach przeszkadza mi jedynie ich brak przekonania do tego,
czym siÄ™ zajmujÄ…, i tylko dlatego zadaÅ‚am  grupie, ale Ali-
cji  to pytanie.
 Może być ojciec  odpowiedziaÅ‚a Alicja i odÅ‚ożyÅ‚a dÅ‚u-
gopis na znak, że nie bÄ™dzie braÅ‚a udziaÅ‚u w pracy nad takim
tekstem.
Nie mógł być ojciec, oczywiście. Niedawno kupowałam
prezent na sześćdziesiąte urodziny własnego. Umówiłyśmy
siÄ™ z siostrÄ…, że zrobimy to w ramach wspólnej wyprawy, ale
oddzielnych portfeli. Siostra była wściekła, bo nie potrafiłam
siÄ™ zdecydować i kupiÅ‚am wszystko, co mi wpadÅ‚o w rÄ™ce, od
piżamy po zegar ścienny, podczas gdy ona już dawno miała
w torebce czarne bokserki w czarnym z czerwonÄ… kokardkÄ…
pudeÅ‚ku z Intimissimi. Nawet nie potrzebowaÅ‚a oddzielnej
reklamówki. Nie denerwuj się, prosiłam siostrę, przecież to
jego sześćdziesiÄ…te urodziny. A siostra przypomniaÅ‚a, że rok
temu byÅ‚y pięćdziesiÄ…te dziewiÄ…te i wyglÄ…daÅ‚o to dokÅ‚adnie
tak samo, a za rok bÄ™dÄ… cholera wie które i nic siÄ™ w moich
zakupach nie zmieni. Ojciec wymyślił dla mnie imię. Zwięta
Agnieszka, która dla mariażu z Bogiem odrzuciÅ‚a oÅ›wiadczy-
ny uczuciowego, ale niekumatego chÅ‚opaka, a potem caÅ‚o wy-
chodziÅ‚a z tortur, palenia na stosie i wbijania mieczy w gardÅ‚o,
które zorganizowaÅ‚ dla niej niedoszÅ‚y teść, a na koniec jesz-
cze w jakimÅ› po brzegi wypeÅ‚nionym oÅ‚ysiaÅ‚ymi z rozpusty
obywatelami imperium koloseum okryła się wyhodowanym
na poczekaniu płaszczem złotych włosów, przypominała mo-
jemu ojcu psychopatów z filmów, tych, których zabijanie sta-
nowi oś fabularną coraz bardziej przerażającej opowieści,
56 | 57
a finalna Å›mierć nie jest niczym innym, jak tylko punktem
wygodnego wyjścia do będącego kwestią dwóch sezonów se- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl