[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jego wilcze oblicze nabrało ponurego wyrazu, a w twardych czarnych oczach zapłonął gniew.
Zarono wyszarpnął rapier.
Zamieszanie zdekoncentrowało Thoth Amona. Zwrócił głowę w złotej koronie w stronę
Conana. Gdyby Stygijczyk miał na skroniach Koronę Kobry, dowiedziałby się z
wyprzedzeniem o zlizaniu się Cymmerianina i jego ludzi, lecz zdjął ją na chwilę przed tym,
nim oni znalezli się w zasięgu jej mocy.
Rzuciwszy przelotne spojrzenie na intruzów, Villagro znów skupił uwagę na Thoth
Amonie. Zdążył zorientować się, że Stygijczyk jest przeciwnikiem znacznie grozniejszym od
wszystkich, z którymi miał kiedykolwiek do czynienia. Jeśli mimo braku praktyki księciu
udałoby się za pomocą korony pokonać czarnoksiężnika, wtedy bez kłopotów poradziłby
sobie z Conanem w ten sam sposób. Gdyby jednak skupił całą uwagę na Cymmerianinie,
Thoth Amon poradziłby sobie z nim z taką łatwością z jaką zabija się natrętnego komara.
Conan dotarł na środek sali i zamachał ramionami, by zwrócić na siebie uwagę.
Witajcie, panowie Zingary! zagrzmiał. Wasz król znalazł się w sidłach ohydnej
zdrady i najczarniejszej magii! wyciągnął przed siebie mocarne ramię, wskazując
milczącego maga. To żaden stygijski książę, ale śmierdzący pomiot najgłębszych
piekielnych czeluści! Czarnoksiężnik z przeklętych piasków Stygii, który przybył po to, by
wyrwać tron Zingary jego prawowitej dynastii! Aotr czarniejszy niż Thoth Amon dotąd nie
skaził oblicza Ziemi! Jakąś magiczną sztuczką odebrano wolę królowi, który nie wie, co
mówi. Potrafi tylko jak papuga powtarzać to, co ten stygijski uzurpator włoży mu do głowy!
Między zgromadzonymi wielmożami zaczęły się wątpliwości. Jednych przekonały słowa
Conana, innych nie. Jakiś tłusty szlachcic zawołał:
A cóż to za zuchwalstwo?! Jak jakiś opryszek śmie wedrzeć się do pałacu w trakcie
uświęconej ceremonii i wykrzykiwać niestworzone brednie?! Straże, aresztujcie tych
szubieniczników!
Zapanował rozgwar. Conan zdołał krzyknąć:
Spójrzcie na króla, a przekonacie się, że mówię prawdę, pustogłowy!
Pobladły, zgarbiony Ferdrugo stał teraz obok tronu i szarpał kosmyki swej siwej brody.
Co& co się tu dzieje, mości panowie? Mamrotał drżącym głosem, przenosząc
oszołomione spojrzenie z jednej twarzy na drugą. Co& co to jest? Ja to odczytałem?
jęknął patrząc na pergamin. To bez sensu&
Było oczywiste, że król Ferdrugo nie rozpoznaje proklamacji, którą przed chwilą odczytał.
Wytrącony z równowagi walką z Villagro i pojawieniem się Conana, Thoth Amon
rozluznił myślową kontrolę nad wolą Ferdruga. Czarnoksiężnik nie miał innego wyjścia, jak
skupić się wyłącznie na pojedynku z księciem, bo gdy obejrzał się na Conana, Villagro rzucił
przeciw niemu całą swą tysiąckrotnie wzmocnioną wolę. Thoth Amon zachwiał się i o mało
nie upadł. Musiał przytrzymać się oparcia tronu. Zbyt mała na niego zingarańska korona,
która niepewnie balansowała na jego skroniach, spadła z szczękiem na posadzkę.
W blasku świec zabłysły białka oczu Thoth Amona. Stygijczyk przeszedł do kontrataku,
wymierzając myślowe uderzenie w zataczającego się przeciwnika.
Oddaj mi koronę, głupcze! warknął Thoth Amon.
Nigdy! krzyknął piskliwie Villagro, czując wzrost skierowanej przeciw niemu mocy.
Za sobą czuł siłę umysłu Menkary sprzymierzoną z wolą Stygijczyka. Kapłan Seta z całych
sił wspomagał swojego pana. Villagro poczuł, że znów słabnie, a szańce jego umysłu kruszą
się.
Spojrzenia uczestników ceremonii powędrowały do Conana i jego korsarzy i z powrotem.
W powietrzu wyczuwalnie iskrzyło napięcie. Była to jedna z tych chwil, podczas których losy
narodów balansują na ostrzu noża, gdy jedno słowo, spojrzenie czy gest mogą zmienić bieg
zdarzeń i walić imperia.
I w tej właśnie chwili zabrzmiało słowo. U boku Conana pojawiła się młoda dziewczyna.
Kształtna, o gładkiej oliwkowej skórze, ciemnych, miotających gniewne błyski oczach i
jedwabistych, czarnych jak sadza włosach. Chociaż jej hoże ciało odziane było w prosty,
marynarski strój, panowie Zingary bez trudu przypomnieli sobie, że widywali ją wcześniej w
wystawniejszych sukniach.
Księżniczka! stęknął chrypliwie jakiś baron.
Hę? Chabela? wymamrotał stary król, rozglądając się nerwowo.
Zrozumiano, że to naprawdę ona. Nim jednak zdążył rozlec się zgiełk pytań, dziewczyna
zabrała głos:
Szlachto Zingary! Kapitan Conan mówi prawdę! Ten stygijski spiskowiec o czarnym
sercu opętał mego ojca swoją magią! Conan uratował mnie przed czarnoksiężnikiem i
najszybciej, jak mogliśmy, wróciliśmy do stolicy, by zapobiec tej uzurpacji! Straże, zasiec go!
Kapitan królewskiej gwardii wykrzyknął rozkaz dla swoich ludzi i wyszarpując miecz z
pochwy, wysunął się na ich czoło. Conan i dziewiątka korsarzy dołączyli do nich. Obnażona
broń zamigotała w świetle świec. Chabela pozostała sama z Ninusem, kapłanem Mitry. Niski
człowieczek osunął się na kolana. Jego głos wzniósł się w gorączkowej modlitwie:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]