[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że Luttrell ma przecież jak najlepsze intencje.
- Powiedziałam mu to samo, co mówię tobie. Pan Chastain zatrudnił mnie w
charakterze dekoratorki wnętrz i oprowadzał po domu.
- Ta posiadłość od wieków należy do Garretów.
- Zacznij ją nazywać siedzibą Chastaina - uśmiechnęła się Gardenia.
- Nonsens - parsknęła Wilhelmina. - To by przecież znaczyło, że dom stanowi
własność rodu Chastainów.
- Mówiono ci kiedyś, że jesteś snobką, ciociu?
- Choć jeden Spring powinien dbać o formy i zachowywać klasę.
- Wiem, to ciężkie zadanie. Słuchaj, muszę pędzić. Ktoś na mnie czeka. Do
zobaczenia.
- Jeszcze nie skończyłam...
Gardenia udała, że nie słyszy protestów ciotki. Szybko odłożyła słuchawkę.
Odetchnęła głęboko, odrzuciła na bok czasopismo, rozparła się na krześle i spojrzała
ponuro na plik szkiców. Wykonała je dla klienta, który przed kilkoma minutami zrezygnował
z zamówienia, gdy zobaczył fotografię Gardenii w  Synsacjach".
Interes z pewnością nie kwitł. Gardenia zaczęła rozważać ofertę Nicka. Potrzebowała
pieniędzy, a poza tym miała ogromną ochotę na urządzanie klasycznych wnętrz nowej
siedziby Chastainów.
Ta jednak jej cząstka, która zakochiwała się powoli w Nicku, nie mogła znieść myśli,
że wkrótce po zakończeniu prac w tym pięknym domu zamieszka inna kobieta. Postanowiła
więc nie wkładać serca w projekt. I tak już nie było jej łatwo.
Pod wpływem impulsu sięgnęła po słuchawkę i wystukała prywatny numer Chastaina.
Odebrał Feather.
- No?
- Co za wspaniała osobowość telefoniczna! Nie znam chyba nikogo, kto byłby
równie miły i serdeczny. Czy mogę rozmawiać z panem Chastainem?
- Właśnie wszedł do biura razem z pani bratem.
- Z Leo? - Gardenia o mało nic wypuściła słuchawki. - A co on tam robi, do
diabła?
- Skąd mam niby wiedzieć?
- Proszę go poprosić do telefonu.
- Pani brata czy pana Chastaina?
- Brata - warknęła Gardenia.
Nastąpiła krótka chwila ciszy i w słuchawce odezwał się głos Leo.
- Cześć, nigdy nie zgadniesz, gdzie byliśmy - powiedział chłopak głosem
zdradzającym podniecenie.
- Mów natychmiast, co się dzieje!
- Pojechaliśmy do domu tego oszusta. Gardenia otworzyła szeroko usta ze
zdumienia.
- Mówisz o facecie, który podrobił dziennik Chastaina?
- Tak. On się nazywa Alfred Wilkes. Nick dostał jego nazwisko od niejakiego
Stonebrakera i od razu do niego pojechaliśmy. Pracownię splądrowano. Wilkesa nie
zastaliśmy, ale Nick sądzi, że ktoś szukał śladów mogących go naprowadzić na trop
fałszerstwa. Gardenia zacisnęła palce na słuchawce.
- Postawię sprawę jasno. Czyżbyś chciał mi powiedzieć, że pojechaliście na
spotkanie z człowiekiem, którego podejrzewacie o sfabrykowanie pamiętnika?
- No tak.
- I żaden z was mnie o tym nic poinformował?
Zanim Leo zaczął jej pospiesznie wyjaśniać sytuację, minęło parę długich sekund.
- Wszystko tak szybko się dzieje. Nick twierdził, że nie możemy tracić czasu.
Ależ tam było dziwnie! Wyobraz sobie, facet wmontował sobie sekretne drzwi w tylną
ściankę lodoratora. - Umilkł na chwilę. - Zaczekaj, Chastain chce z tobą zamienić parę słów.
- To dobrze - syknęła Gardenia przez zaciśnięte zęby. - Bo ja też mam mu coś
do zakomunikowania.
- Witaj, moja droga. - Nick mówił tak chłodno i spokojnie, jakby ubiegłej nocy
nic między nimi nie zaszło.
- Jak śmiałeś jechać do tego oszusta beze mnie? - Dziewczyna poczuła dziwny
ucisk w piersiach. - Podobno jesteśmy wspólnikami. A to znaczy, że konsultujemy się ze sobą
przed podjęciem jakichkolwiek działań. Albo pracujemy razem, albo zapomnij o naszej
umowie!
- Uspokój się, Gardenio.
- Nie zamierzam. Ustaliliśmy reguły gry. Obiecałeś, że będziesz się ze mną
dzielił wszelkimi informacjami.
- Musiałem się spieszyć. Wilkes i tak zdążył zwiać. Porozmawiamy przy kolacji.
- Przy kolacji? Też pomysł! Jestem zajęta.
Ogarnęła ją tak wielka złość, że aż się zdziwiła. Reagowała nieadekwatnie do sytuacji.
Stanowczo zbyt gwałtownie.
- Pozwól mi chociaż wytłumaczyć... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl