[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nie tylko leśny rycerz, ale jeszcze człowiek wykształcony  podniosła brew.
 Skończyłem uniwersytet  uśmiechnąłem się do niej.
 Przepraszam  zarumieniła się lekko.  Nie powinnam tego mówić, zachowuję się
okropnie, prawda?
 Nie szkodzi  powiedziałem.  Dlaczego się akurat tutaj pobudowałaś?
 Twój tajemniczy informator powinien ci powiedzieć, że wychowywałam się niedaleko stąd.
Wuj John zostawił mi tę ziemię. Jestem z nią związana, więc zbudowałam tu dom.  Zamilkła. 
Ale skoro jesteś tak dobrze poinformowany, powinieneś też wiedzieć, że nie był moim
prawdziwym wujem.
 Tak  odparłem.  Jedno mi się tylko nie podoba. Powinnaś częściej czyścić strzelby
i rewolwery.
 Nie używam ich teraz  powiedziała.  Zabijanie zwierząt dla rozrywki straciło dla mnie
urok. Teraz poluję z aparatem fotograficznym.
Wskazałem zbliżenie potężnych szczęk niedzwiedzia brunatnego.
 Na niedzwiedzie?
Skinęła głową, dodałem więc:
 Mam nadzieję, że miałaś pod ręką broń.
 Nic mi nie groziło  powiedziała.
Siedzieliśmy w przyjaznym milczeniu, patrząc na ogień. Po kilku minutach odezwała się
Clare:
 Jak długo będziesz jeszcze pracować dla Mattersona, Bob?
 Niedługo. Prawie skończyłem robotę, z wyjątkiem ziemi Trinavantów  uśmiechnąłem się
 ale chyba będę musiał dać spokój, bo właścicielka jest trochę drażliwa.
 A pózniej?  pytała dalej.
 Z powrotem na Terytorium Północno-zachodnie.
 Dla kogo tam pracujesz?
 Dla siebie.  Opowiedziałem jej trochę o swoich poszukiwaniach. - Pierwsze trafienie
miałem już po osiemnastu miesiącach. Wystarczyło mi na następne pięć lat, ale w międzyczasie
nie znalazłem nic ciekawego. Dlatego pracuję dla Mattersona  żeby zarobić na dalsze prace.
 Szukasz złotej żyły na końcu tęczy?  zapytała po chwili namysłu.
 Coś w tym rodzaju  zgodziłem się.  A ty? Czym się zajmujesz?
 Jestem archeologiem  rzuciła nieoczekiwanie.
 Och!  powiedziałem niewiadomo dlaczego.
Podniosła się i odwróciła, spoglądając w moją stronę.
 Nie jestem dyletantką, Bob. Nie należę do tych bogatych gęsi hołubiących jakieś zajęcie
dla rozrywki póki nie znajdą męża. Ja naprawdę Pracuję, możesz przeczytać moje prace.
 Nie bądz tak cholernie wrażliwa  powiedziałem.  Wierzę ci. Gdzie prowadzisz badania?
Roześmiała się słysząc pytanie.
 Głównie na Bliskim Wschodzie, choć kopałam też na Krecie. -Wskazała niewielką
statuetkę na wpół nagiej kobiety w falbaniastej spódnicy.  To pochodzi z Krety, rząd grecki
pozwolił mi to zabrać.
 Ciekawe, czy to Ariadne  wziąłem figurkę do ręki.
 Przyszło mi to do głowy  wyjrzała przez okno.  Co roku staram się tu wrócić. Nad
Morzem Zródziemnym ziemia jest naga i pozbawiona drzew. Nie mogę nie wracać do siebie.
 Rozumiem, co chcesz powiedzieć.
Rozmawialiśmy długo, a w międzyczasie zgasł ogień. Nie bardzo pamiętam, o czym,
głównie o trywialnych sprawach, które wypełniają życie każdego z nas.
 Ojej, nagle zrobiłam się śpiąca  przerwała nagle.  Która godzina?
 Druga.
 No to nic dziwnego  rzekła.  Jest tu jedno wolne łóżko, jeśli chcesz zostać na noc. Trochę
pózno, żeby wracać do obozu.  Spojrzała na mnie uważnie.  Tylko pamiętaj, nie próbuj się do
mnie dobierać. Raz spróbujesz i zaraz znajdziesz się na dworze.
 Tak jest, Clare, obiecuję.
Dwa dni pózniej byłem z powrotem w Fort Farrell i gdy tylko znalazłem się w swoim pokoju
w hotelu Mattersona, napełniłem wannę oddając się swojej ulubionej rozrywce  moczeniu we
wrzątku, popijaniu i rozmyślaniu.
Z domu Clare wyszedłem wcześnie rano i ku mojemu zaskoczeniu, gospodyni zachowywała
się z rezerwą i dużym dystansem. Przygotowała, co prawda porządne śniadanie, ale coś takiego
dobra gospodyni robi odruchowo nawet dla najgorszego wroga. Pomyślałem, że może żałuje
bratania się z przeciwnikiem; bądz co bądz pracuję dla Mattersona, a może była zirytowana,
właśnie tym, że się nie próbowałem do niej dobrać. Z kobietami nigdy nie wiadomo.
W każdym razie pożegnała się chłodno. Gdy zauważyłem, że jej dom znajdzie się na brzegu
nowego jeziora, gdy tylko Matterson wybuduje zaporę, odparła zawzięcie:
 Niech Matterson nie próbuje zatapiać mojej ziemi. Możesz mu powiedzieć w moim
imieniu, że mam zamiar z nim walczyć.
 W porządku, powiem mu.
 Idz już lepiej, Boyd, bo masz na pewno mnóstwo pracy.
 Zgadza się  powiedziałem.  Ale nie będę pracować na twojej ziemi  Wziąłem broń. 
Trzymaj się, Trinavant.
Poszedłem, więc, a gdy w połowie ścieżki obejrzałem się, żeby jeszcze raz spojrzeć na dom,
zobaczyłem tylko postać Jimmiego Waystanda stojącego z rozstawionymi nogami jak
holywoodzki cowboy na szczycie zbocza, żeby upewnić się, że odchodzę.
Zbadanie reszty posiadłości Mattersona nie zajęło wiele czasu, wróciłem więc wcześniej do
głównej bazy i przez pół dnia kręciłem się bez zajęcia, czekając na helikopter. Godzinę po jego
przylocie leżałem już w wannie w Fort Farrell.
Leniwie mieszałem wodę zastanawiając się, co mam do zrobienia. W pokoju zaczął dzwonić
telefon, ale zignorowałem go, dosyć szybko się zmęczył i dał spokój. Muszę się spotkać
z Howardem Mattersonem, następnie muszę porozmawiać z McDougallem, żeby potwierdzić
pewne podejrzenia. Zostało jeszcze tylko napisanie raportu, odebranie forsy i złapanie
najbliższego autobusu. W Fort Farrell nie trzymało mnie nic poza kłopotami.
Telefon znów zaczął dzwonić, wydobyłem się, więc z wanny i poszedłem odebrać. Dzwonił
Howard Matterson. Wydawał się zniecierpliwiony tym, że musi czekać.
 Słyszałem, że już pan wrócił  rozpoczął.  Czekałem na pana u siebie na górze.
 Wyparzam stare kości w wannie  powiedziałem.  Przyjdę, jak tylko skończę.
Zapadła na chwilę cisza, gdy przetrawiał moje słowa; nie był chyba przyzwyczajony do
czekania na innych. W końcu powiedział:
 W porządku, niech się pan pośpieszy. Jak poszło?
 Znośnie  stwierdziłem.  Opowiem wszystko, gdy przyjdę. Streszczając w kilku słowach
to, co pana interesuje: nie ma żadnych geologicznych przesłanek do podejmowania
poważniejszych prac poszukiwawczych w dolinie Kinoxi. Szczegóły podam pózniej.
 Otóż to, tyle chciałem wiedzieć.  Odłożył słuchawkę.
Ubrałem się bez pośpiechu i poszedłem do biura Mattersona. Tym razem musiałem poczekać
nawet dłużej niż poprzednio: czterdzieści minut. Howard prawdopodobnie uznał, że mi się to
należy po tym, jak Potraktowałem jego telefony. Ale gdy w końcu sekretarka mnie wprowadziła,
okazał się w miarę uprzejmy.
 Cieszę się, że pana widzę  powiedział.  Były jakieś kłopoty?
Podniosłem brew.
 A miały być?
Uśmiech przemieścił mu się po twarzy, jakby nie wiedząc, czy zostać, czy zniknąć, ale
w końcu wrócił na miejsce.
 Skądże  zapewnił Howard z przekonaniem.  Wiem przecież, że zatrudniłem specjalistę.
 Dziękuję  odparłem sucho.  Musiałem jednak komuś dać po buzi. Lepiej żeby pan o tym
wiedział, bo może dostać pan skargę. Zna pan niejakiego Jimmiego Waystanda?
Matterson zajął się zapalaniem cygara.
 Na północnym krańcu?  zapytał nie patrząc na mnie.
 Tak jest. Doszło do bijatyki, ale poradziłem sobie jakoś  powiedziałem skromnie.
Matterson wyglądał na zadowolonego.
 Czyli, że przebadał pan cały teren?
 Nie, nie cały. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl